Historia

Marzec: Liga pamięta

Miasto można poznawać na różne sposoby, czytanie napisów na murach jest całkiem dobrym. W Łodzi najwięcej było napisów dwojakiego rodzaju „ŁKS żydy” i „Widzew żydy”.

Ten obraz, do którego przykleiłem Żyda od Strzemińskiego, nie był tak do końca przypadkowym obrazkiem. Żyda przykleiłem tam ze złości, z zemsty.

Mam żal, że opłakuje tylko jednego żydowskiego syna, że przez kilkadziesiąt lat nic mi nie powiedziała, że tu gdzie teraz żyję, żyli żydowscy synowie, żydowskie córki, tak jak ten jej jedynak zabici, zamordowani. Wisi teraz twarzą do ściany, Żydowska Matka, Matka Boska Częstochowska, Królowa Polski.

Czytać uczyłem się jeszcze z elementarza Falskiego. Jak poznałem wszystkie litery od a do z, z przejęciem pokazałem tacie żeliwną tabliczkę z napisem gas, krzycząc: tu jest błąd, gaz trzeba napisać z literą „z”, a nie „s”. Tata powiedział, że błędu nie ma, bo to niemiecka tabliczka, i że kiedyś tu mieszkali Niemcy i robili niemieckie tabliczki. Tak dowiedziałem się o Niemcach we Wrocławiu.

Dowiedziałem się też, że aby się czegoś dowiedzieć, trzeba już coś wiedzieć. Gdybym nie poznał litery „z” i liter „g” i „a”, może do dziś bym myślał, że Wrocław zawsze był piastowski.

Matka Boska to wtedy do mnie mrugała, dawała mi znaki. Chodziłem do kościoła św. Antoniego, przy ulicy św. Antoniego we Wrocławiu. To ładny barokowy kościół, w ołtarzu głównym jest obraz Matki Boskiej i ona z tego obrazu mrugała okiem, uśmiechała się i tak na mnie kiwała. Bardzo byłem przejęty i podniecony, że taki wybraniec ze mnie. Jak zostałem ministrantem i z zakrystii zobaczyłem, że cały ołtarz jest zawieszony na płótnie i cały się kiwa, gdy jest przeciąg, cud stał się mniej cudowny. Ale chodząc do kościoła przez ładnych parę lat, nigdy nie słyszałem, że byli jacyś Żydzi, że byli całkiem niedawno i już ich nie ma. I że modlili się w synagodze pod Białym Bocianem, która jest po sąsiedzku z tym kościołem. Teraz już nie chodzę. I mam żal i złość: mrugała, kiwała i nie powiedziała, to niech wisi do ściany z Wnukiem Umęczonym Żydem na plecach.

Kiedy przyjechałem do Łodzi, nic prawie o tym mieście nie wiedziałem. No, wiedziałem że powstało w dziewiętnastym wieku, że przemysł włókienniczy i prząśniczka prześliczna dzieweczka i że nie było w czasie wojny zniszczone jak Warszawa czy Wrocław. Wydawało mi się, że przyjechałem do takiego Krakowa, tylko trochę młodszego, że mieszkają tu ci sami ludzie co przed wojną. Paru literek jak widzicie jeszcze musiałem się nauczyć.

Miasto można poznawać na różne sposoby, czytanie napisów na murach jest całkiem dobrym. W Łodzi najwięcej było napisów dwojakiego rodzaju „ŁKS żydy” i „Widzew żydy”, tak dowiedziałem się, że w Łodzi są dwa kluby piłkarskie. We Wrocławiu jest jeden i może takich napisów nie było, a może ich nie zauważałem. Nie wiem, czy żeglarze bardzo dbają o poprawność polityczną, ale kiedy ja żeglowałem we Wrocławiu na Odrze, na Bajkale (Bajkał to zwyczajowa nazwa starorzecza Odry), to pęknięty oplot liny stalowej np. wanty, nazywaliśmy żydem, żyd to żyd, czyli pęknięta stalówka i tyle. Dopiero niedawno to do mnie dotarło. Nitka zawieszona na wancie, wskazująca kierunek wiatru, to icek, choć kosmopolici mówili wimpel.

Nie znasz literek, nie czytasz tabliczki.

Te napisy ligowe to do dziś w Łodzi można spotkać.
Mają też inne warianty np. erotyczne, homofobiczne.
Icek to potoczna nazwa kibica Widzewa RTS.
Icek to potoczna nazwa kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego ŁKS.
Takie wyjaśnienia dają kibice i internetowy Słownik Języka Polskiego.
Piłka nożna w Łodzi i żeglarstwo we Wrocławiu mają część wspólną.

Wiedziałem już o Niemcach we Wrocławiu, o dwóch klubach piłkarskich w Łodzi, dowiedziałem się też o Żydach.

***

Ghetto Litzmannstadt istniało w okupowanej Łodzi od lutego 1940 do sierpnia 1944 roku. Było największym gettem na terenie Rzeszy Niemieckiej i drugim co do liczby zamkniętych w nim ludzi na ziemiach polskich. W przeciwieństwie do getta warszawskiego nie wybuchło w nim powstanie – do końca jego więźniowie wierzyli, że swoją pracą będą w stanie wykupić życie. Dla tej wiary byli w stanie oddać wszystko, co najcenniejsze, łącznie ze swoimi dziećmi, bo i takiej daniny od nich zażądano.

Gdy z Łodzi odjeżdżały ostatnie wagony w stronę obozów zagłady, w Warszawie wciąż trwało jeszcze powstanie. 200 tysięcy Żydów z Łodzi, okolicznych miast, a także z krajów zachodniej Europy odeszło w dzwoniącej w uszach ciszy – i w zapomnieniu. Odizolowani całkowicie od świata (teren getta nie był skanalizowany, więc nie był możliwy kontakt z resztą miasta tą drogą), stłoczeni we własnym mikroświecie za drutami odeszli, zostawiając po sobie puste domy i puste ulice. Dopiero od niedawna poznajemy szerzej ich historię, choć nadal wiedza o gettcie w Litzmannstadt jest niewielka i ograniczona praktycznie do samej Łodzi. Będąc dziedzicami tego, co po sobie zostawili, jesteśmy im winni pamięć i słowa, takie jak te.

Jarosław Ogrodowski

Czytaj też:

Mojżesz

Krzesło

Schweine Jude

Przechrzta

„Moim przyjaciołom Żydom”

Tara

Deszczówka


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij