Chcę, żeby o Orkiestrze było głośno i żeby zebrała jeszcze więcej pieniędzy niż w zeszłym roku, ale może da się to zrobić bez pirotechnicznej gigantomanii.
„Światełko do nieba” to tradycyjna kulminacja kolejnych Finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Robi wrażenie, ludzie to lubią. W końcu nie codziennie niebo rozświetla się kolorowymi rozbłyskami profesjonalnie przygotowanego pokazu sztucznych ogni. W dodatku takiego, na którym nikt nie oszczędzał. Się kręci, coś się dzieje. Ma być święto i jest święto.
Światełko wybucha w wielu miastach Polski. W Warszawie jest główny sztab Orkiestry, więc tu wybucha szczególnie spektakularnie. Po wcześniejszych koncertach tysiące ludzi gromadzi się pod sceną, zgodnie ze scenariuszem napięcie stopniowo rośnie, aż w końcu następuje wielkie błyskotliwe bum. Kanonada trwa kilka minut. Tylko kilka minut, aż kilka minut? Po wszystkim zostaje gęsty dym.
Dym i mnóstwo przerażonych psów, ptaków i innych zwierząt, które razem z nami mieszkają w mieście. I zupełnie nie rozumieją, że nie ma się czego bać – przecież to tylko eksplozja radości, część rozrywkowa fenomenu ludzkiej dobroczynności. Jest nazwa na kogoś, kto robi z tego problem, jak tu, w tym tekście: killjoy.
Nie ma wątpliwości, co do tego, że WOŚP jest niezwykłym zjawiskiem. W swojej dziedzinie nie ma konkurencji. Można lubić stylówę Jurka Owsiaka lub jej nie lubić, ale suma ponad 800 milionów złotych zebranych dzięki niemu właściwie zamyka dyskusję. To bardzo dużo rozsądnie zagospodarowanych pieniędzy, które naprawdę pomogły wielu osobom. Wiele razy ratowały życie. A sam Osiak pociągnął za sobą armię szczerze zaangażowanych wolontariuszy i przekonał do filantropii niespotykaną liczbę firm i instytucji.
Stworzył też alternatywę dla kościelnej dobroczynności. To pewnie jeden z powodów, dla których część społeczeństwa, w tym całkiem pokaźne grono polityków, patrzy na niego podejrzliwie lub wręcz wrogo. Nie jest tajemnicą, że Owsiakowi nie po drodze z dobrą zmianą. Rezygnacja Orkiestry ze współpracy z Telewizją Polską i Bankiem Pekao, ostentacyjna niechęć Poczty Polskiej, która wycofała się z wydania okolicznościowego znaczka, rozstanie z radiową Trójką po 25 latach pracy w rozgłośni, publiczny spór z posłanką Krystyną Pawłowicz, wreszcie proces za przekleństwa, których Owsiak użył podczas Przystanku Woodstock i cios w festiwal ze strony policji, która uznała go za imprezę o podwyższonym ryzyku.
czytaj także
W tej sytuacji z krytyką trzeba ostrożnie. Z drugiej strony – właśnie w tym momencie, kiedy standardy polityki upadły tak nisko, warto zadbać o własne i publicznie je podkreślać. Fakt, że WOŚP jest nieprzemakalna na argumenty w sprawie krzywdy zwierząt jaką powoduje i wspiera, jest tego przeciwieństwem. Upieranie się przy pirotechnicznej gigantomanii to najgorsza możliwa interpretacja hasła „róbta, co chceta”. Orkiestro – róbta, co dobre, nie co chceta.
O problemie z taką formułą „światełka do nieba”, i szerzej: o problemie z używaniem sztucznych ogni na dużą skalę, np. przy okazji Sylwestra, mówi się od wielu lat. W tym roku do zwyczajowych apeli organizacji prozwierzęcych dołączyło również Polskie Towarzystwo Etyczne. Wystosowało list otwarty, w którym prosi o „zaniechanie (przynajmniej od przyszłego roku) używania fajerwerków w czasie Finału WOŚP”. W liście, podpisanym przez prof. dr hab. Andrzeja Elżanowskiego, czytamy między innymi:
„Kanonada fajerwerków wprowadza psy i koty w panikę, w której uciekają przed siebie. Niektóre wracają, setki lądują w schroniskach, a tysiące giną z głodu, zimna, pod kołami pojazdów albo nadziane na sztachety ogrodzeń, jak to miało miejsce po ostatnim sylwestrze we wsi Aleksandria pod Częstochową. Trudno tu o dokładne statystki, ale wiadomo, że po nocy sylwestrowej ginie na świecie do 100 tysięcy zwierząt. Dlatego już w sześciu polskich miastach zrezygnowano z tej formy celebracji nowego roku.”
Gigantyczne eksplozje na niebie to jednak nie tylko problem tzw. zwierząt domowych, potwierdzony przez niezliczoną liczbę relacji opiekunów zwierząt i wypowiedzi lekarzy weterynarii. Huk i rozbłyski stanowią zagrożenie również np. dla ptaków. To, że te zwierzęta się ich boją, nie powinno raczej nikogo dziwić. Przecież to właśnie m.in. armatek hukowych używa się, żeby wypłoszyć ptaki gromadzące się wokół lotnisk. Panika w przypadku ptaków również kończy się urazami i śmiercią. Zwierzęta rozbijają się o drzewa, budynki, reklamy i wszystko, co napotkają, próbując uciec. Dodatkowo, dym pozostający po wybuchach, jest toksyczny, tak dla zwierząt, jak i ludzi.
Co na podobne apele odpowiada Jurek Owsiak? Mówi, że „światełko do nieba” to tradycja Orkiestry i że „w porównaniu do tego, co przez kilka godzin dzieje się podczas nocy sylwestrowej, te 4 minuty 18 sekund to pestka”. Dodaje, że „to dokładnie taki sam hałas, z jakim na co dzień stykamy się w dużym mieście. Przecież codziennie jeżdżą karetki na sygnale”. Innymi słowy: nie ma żadnych przekonujących argumentów na rzecz takiej zabawy.
Nie, pirotechniczna gigantomania to nie to samo, co hałas dużego miasta i karetek na sygnale. Jest znacznie bardziej przerażająca dla zwierząt. Właściwie jestem zbyt zażenowany, żeby to tłumaczyć. Nie jest to także coś, co można porównać z burzą. Na burzę nie mamy wpływu, na decyzję o spektakularnym i krzywdzącym dla zwierząt wystrzeleniu w niebo ciężkiej gotówki owszem. Jedna narada wrażliwych ludzi i możesz Orkiestro od przyszłego roku zrobić przepiękny, oszałamiający pokaz laserów.
Owsiak mówi, że „sponsorzy chcą, żeby o Orkiestrze było głośno”. Oczywiście, to zrozumiałe. Ja też chcę, żeby o Orkiestrze było głośno i żeby zebrała jeszcze więcej pieniędzy niż w zeszłym roku. Z braku innych sukcesów politycznych mogę nawet z tego powodu wypić ze dwie lampki wina. Ale przecież lepiej to nie tylko więcej. No i naprawdę – kiedy chcemy, żeby o czymś było głośno, to nie myślimy koniecznie o tym, żeby spowodować wybuch, prawda?