ZUS ma kilkumiesięczne opóźnienia nie tylko w wypłacie dodatkowych zasiłków opiekuńczych, ale również chorobowych i macierzyńskich. Tymczasem możliwość opóźnienia świadczeń podczas pandemii została przewidziana w ustawie o zwalczaniu COVID-19. ZUS nie ma już obowiązku powiadamiania świadczeniobiorcy o zwłoce, nie może też zostać za nią pociągnięty do odpowiedzialności.
Podczas pandemii opiekowali się dziećmi, teraz na utrzymanie wydają oszczędności. Rodzice skarżą się na kilkumiesięczne opóźnienia w wypłacie dodatkowego zasiłku opiekuńczego, ale zwłoka dotyczy także zasiłków chorobowych i macierzyńskich. O pokrzywdzonych upomniał się już nawet Rzecznik Praw Obywatelskich. ZUS tłumaczy wszystko lawinowym wzrostem zgłoszeń po świadczenia.
26 lipca przestał obowiązywać dodatkowy – koronawirusowy − zasiłek opiekuńczy. Świadczenie było przeznaczone dla rodziców, którzy opiekowali się dziećmi podczas spowodowanego epidemią zamknięcia szkół, żłobków i przedszkoli. Zasiłek przysługiwał za opiekę nad dzieckiem poniżej ósmego roku życia oraz nad dziećmi z niepełnosprawnościami. Zamknięcie szkół premier Morawiecki ogłosił na porannej konferencji prasowej w środę 11 marca, a już od czwartku obowiązywał zasiłek dla rodziców, którzy zamiast iść do pracy, zostali w domu z dziećmi. Najpierw przewidziano go na dwa tygodnie. Kilkukrotnie przedłużany, został zlikwidowany po ponad czterech miesiącach.
Sejm pomija, pracodawca odmawia, ZUS zachęca
Żłobki i przedszkola mogły być otwarte już od 6 maja, ale była to możliwość, a nie obowiązek. Tak samo rodzicie nie byli zobowiązani do posyłania do nich dzieci. Większość ciągle obawiała się zakażeń i została z dziećmi w domu.
25 maja weszła w życie nowelizacja tarczy antykryzysowej, która wśród uprawnionych do korzystania z zasiłku wymieniała jedynie rodziców dzieci z niepełnosprawnościami lub z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego. Pozostali, nieuwzględnieni przez nowelizację rodzice byli skonsternowali. Niektórzy pracodawcy odmawiali przyjęcia wniosku o zasiłek na kolejny miesiąc. Parlament rozpoczął prace nad zlikwidowaniem luki, a ZUS, nie czekając na zakończenie procesu legislacyjnego, poinformował, że o dodatkowy zasiłek można się ubiegać jeszcze przed uchwaleniem przepisów rozwiewających niejasności. Nowa ustawa weszła w życie dopiero 24 czerwca, ale z mocą obowiązującą od 25 maja.
Rezygnacja z podwyższenia składek ZUS dla najbogatszych? Słuszna, ale…
czytaj także
9 lipca o poranku ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg zapowiedziała, że zasiłek nie zostanie już przedłużony. Z deklaracji tej wycofała się kilka godzin później. Media doniosły, że resort przesunął graniczną datę z 12 na 26 lipca pod wpływem interwencji ze sztabu wyborczego Andrzeja Dudy. Trzy dni później odbywała się druga tura wyborów prezydenckich.
Dwa czynsze do tyłu
Aneta (imię zostało zmienione) na zasiłek opiekuńczy poszła natychmiast po marcowym zamknięciu szkół. Pracowniczka biurowa warszawskiej firmy szkoleniowej samotnie wychowuje siedmioletniego syna. Wniosek o wypłatę zasiłku opiekuńczego złożyła błyskawicznie, ale pierwsze pieniądze z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych dostała dopiero 13 maja. Przelew pokrywał tylko początkowe dwa tygodnie opieki. Za kolejne dwa, tj. od 26 marca do 9 kwietnia, środki wpłynęły z jeszcze większym opóźnieniem, bo na początku czerwca. Za kolejne dwa miesiące nie dostała jeszcze ani złotówki. − W mojej sprawie interweniowała w ZUS-ie kadrowa. Tłumaczyła, że jestem jedynym żywicielem rodziny. Ale nic nie wskórała. Nie wiem, kiedy dostanę zaległe pieniądze, bo ZUS o niczym nie informuje – żali się kobieta.
czytaj także
Przez zwłokę w wypłacie świadczeń Aneta sięgnęła po niewielkie oszczędności, ale i to nie wystarczyło na życie. W spółdzielni mieszkaniowej nie opłaciła czynszu za dwa miesiące. W banku udało jej się odroczyć spłacanie pożyczki. Spodziewa się, że tego lata nie pojedzie z synem na żadne wakacje. − Jak się otworzyła szkoła, to bałam się go do niej puścić. Ale po kolejnych dwóch tygodniach obydwoje mieliśmy już dość. 12 czerwca wróciłam do pracy, a on do szkoły. Obydwoje odżyliśmy. Nie wyobrażam sobie ponownego zamknięcia szkół jesienią. Jeśli będą takie same opóźnienia w wypłacie zasiłków, to nie wiem, za co będziemy żyć.
Bezrobocie na opiekę nad dzieckiem
To samo trapi Katarzynę, mieszkankę wiejskiej gminy w woj. kujawsko-pomorskim. Opowiada, że przed pandemią razem z mężem zarabiali ok. 8 tys. złotych. Spłacali kredyt, oszczędzali na remont poddasza i nowy samochód. Kiedy zaczęła się pandemia, Katarzyna, trenerka fitnessu, ciągle pracowała, ale straciła wiele zleceń i została z o wiele niższą pensją.
Izolacja na co dzień. Dzieci w spektrum autyzmu w dobie koronawirusa
czytaj także
A czwórką małych dzieci zaopiekował się ojciec. – Na zasiłku był przez cały możliwy okres. Ale nie dostał jeszcze żadnych pieniędzy. Najpierw była prośba o korektę formularza, później informacja, że wszystko jest w porządku. Na tym się skończyło – relacjonuje kobieta. Podczas pandemii ich dochody skurczyły się o połowę. Wynagrodzenie Katarzyna dostaje nieregularnie. Na bieżące potrzeby rodzina wydała znaczną część oszczędności. – Na razie nie będzie remontu, nowe auto też zaczeka. Przy życiu trzymało nas też 500+. Tylko te pieniądze przychodziły na czas.
Marek na zasiłku był tylko w marcu. Już wtedy nie spodziewał się prędkiego zwrotu z ZUS-u. – Przed pandemią cztery razy brałem kilkudniowe zwolnienie na opiekę nad dwuletnią córką. Dopiero w czerwcu dostałem zwrot za pierwsze zwolnienie z tytułu opieki nad dzieckiem z listopada – opowiada mężczyzna.
Chorowanie się nie opłaca. Jak PiS chce oszczędzić na zasiłkach?
czytaj także
Po półtora tygodnia na pandemicznym zasiłku wrócił do pracy, ale zdalnej. Dzieckiem na zmianę zajmowali się z żoną obydwoje, w tym czasie również pracując. – To było dość skomplikowane, ale problem opieki rozwiązał się sam. Niestety nie tak, jak chcieliśmy, bo żonę zwolnili z pracy. Ciągle szuka nowej. Chcemy, żeby ją w końcu znalazła, ale to będzie oznaczało problem z opieką. Jedyne rozwiązanie to uelastycznienie sposobu i godzin mojej pracy, bo z takimi opóźnieniami w wypłatach nie pozwolę sobie na długotrwałe zwolnienie.
Obywatele się skarżą
ZUS ma kilkumiesięczne opóźnienia nie tylko w wypłacie dodatkowych zasiłków opiekuńczych. – W o wiele większym stopniu problem dotyczy zasiłków chorobowych i macierzyńskich. Te stanowią ponad 90 proc. skarg, które dostajemy – wyjaśnia Lesław Nawacki, dyrektor Zespołu Prawa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. A skargi na ZUS napływają masowo – Nawacki tłumaczy, że dziennie dostają ich nawet 30.
Koronawirus w Polsce, czyli cztery praktyczne testy państwa teoretycznego
czytaj także
Z tego powodu Biuro RPO interweniowało już u prezeski ZUS-u, Gertrudy Uścińskiej. W wysłanym 10 lipca liście Stanisław Trociuk, zastępca RPO, prosi o przedstawienie środków zaradczych, jakie wprowadzi ZUS, żeby wyeliminować wielomiesięczne oczekiwania na wypłatę świadczeń. „Długotrwałość postępowania przy rozpatrywaniu wniosków wpływa na sytuację finansową wnioskodawców. W wielu przypadkach osoby skarżące się to samotne matki, dla których brak środków pieniężnych prowadzi do ubożenia i wpadania w spiralę zadłużenia związaną z niemożnością spłacania swoich zobowiązań finansowych, nie wspominając o konieczności pokrywania bieżących wydatków życia codziennego” – czytamy w piśmie. Trociuk zaznacza, że dla wielu osób brak świadczeń oznacza brak możliwości kontynuowania leczenia. Zwraca też uwagę prezeski na to, że w warunkach „utrudnionego osobistego kontaktu z organem rentowym brak jest skutecznego środka prawnego pozwalającego na wyegzekwowanie wypłaty świadczeń”.
Dyrektor Nawacki tłumaczy Krytyce Politycznej, że sytuację poszkodowanych pogarsza jeszcze to, że nie dostaną odsetek z tytułu nieterminowej wypłaty świadczeń. – Taki zapis nie znalazł się w ustawie o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. W zwyczajnych warunkach ZUS ma 30 dni na wypłatę świadczenia, inaczej dochodzą odsetki.
Petelczyc: Bez ZUS-u z kryzysem sobie nie poradzimy [podcast]
czytaj także
To, co wcześniej oznaczało namiastkę wyrównania strat, w czasie pandemii nie działa – wyjaśnia. Dodaje, że opóźnienia najbardziej zagrażają samotnym matkom oraz rodzinom, które spodziewają się dzieci. – Ci ludzie mają napięty budżet domowy, często są na dorobku, a teraz posiłkują się oszczędnościami. A opóźnienia w procedowaniu spraw oznaczają, że zwłoka w wydawaniu decyzji o przyznaniu świadczenia, np. macierzyńskiego, może oznaczać kłopoty z kontynuowaniem leczenia. Nie dość, że pojawia się uszczerbek w dochodach, to osoba sama płaci za prywatną opiekę zdrowotną.
Ustawa sankcjonuje bezczynność
ZUS tłumaczy opieszałość w wypłacaniu świadczeń lawinowym wzrostem liczby wniosków o zasiłki. Jak informuje Paweł Żebrowski, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, przez pierwszą połowę roku wpłynęło ok. 3,9 mln zgłoszeń. Dla porównania przez cały 2019 r. obywatele złożyli takich wniosków 4,9 mln. Samych wniosków o dodatkowy zasiłek opiekuńczy było ponad 1,1 mln. – Epidemia koronawirusa postawiła ZUS przed ogromnym wyzwaniem. To sytuacja absolutnie bez precedensu w całej 85-letniej historii Zakładu – wyjaśnia Żebrowski i dodaje, że trudności wynikają nie tylko z liczby zgłoszeń, ale też dodatkowych obowiązków, jakie na ZUS nałożyły przepisy tarczy antykryzysowej.
Jednocześnie przekazuje, że wszystkie wnioski są analizowane „jak najszybciej”, a 90 proc. z nich zostało już rozpatrzonych. Podkreśla, że możliwość opóźnienia wypłat świadczeń podczas pandemii została przewidziana w ustawie o zwalczaniu COVID-19. Okazuje się, że ustawa pozbawiła też obywateli wielu mechanizmów egzekwowania swoich praw. − Nie stosuje się przepisu, na podstawie którego organ prowadzący postępowanie ma obowiązek powiadamiania strony lub uczestnika postępowania o niezałatwieniu sprawy w terminie. Nie mają także zastosowania przepisy o bezczynności organów, nie można też stosować środków prawnych dotyczących bezczynności, przewlekłości lub naruszenia prawa strony do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki – wyjaśnia Żebrowski.
Lesław Nawacki zaznacza, że Biuro RPO rozumie trudną sytuację, w jakiej znalazł się Zakład Ubezpieczeń Społecznych. – Ale biorąc pod uwagę interesy obywateli, czekamy na zlikwidowanie opóźnień. Spodziewamy się, że rząd mógłby przyznać dodatkowe środki na interwencyjne zwiększenie zatrudnienia w placówkach ZUS, żeby przyspieszyć typowe urzędnicze procedury. Jak na razie państwo przerzuca konsekwencje problemów na świadczeniobiorców.