Publikujemy tekst, który otrzymał trzecią nagrodę w konkursie Mój #CzarnyProtest.
Konkurs Mój#CzarnyProtest ogłoszony przez Wielką Koalicję za Równością i Wolnością miał być konkursem na opowiadanie związane z doświadczeniem udziału w protestach. Okazał się konkursem na osobiste wyznania kobiet, które mają już dosyć. Opisują własne, indywidualne, prywatne doświadczenia, które wyprowadziły je na place miast i miasteczek, w obronie godności i w proteście nie tylko przeciwko konkretnym regulacjom prawnym, ale przede wszystkim przeciwko temu, jak są traktowane i jak muszą żyć.
Patriarchat, który wyłania się z tych tekstów, stoi na dwóch nogach. Jedna to tradycyjna, katolicka rodzina, narzucane przez nią wzory życia, role i przekonania. Druga to szeroko rozumiane państwo, które trudno nazwać przyjaznym. Instytucje publiczne, takie jak często pojawiająca się w tych opowieściach służba zdrowia, to nie są miejsca przyjazne, a kobiety są tu lekceważone i poniżane.
Kinga Dunin
czytaj także
***
3 października, poniedziałek
Pada. Śpisz. Czekam, aż się obudzisz. Pięć poniedziałków temu byłeś jeszcze po drugiej stronie brzucha i uparcie chciałeś tam zostać, choć minął już tydzień od przewidywanej daty naszego pierwszego spotkania.
Teraz też Ci się nie śpieszy. Śpisz. A przecież mamy iść na protest. Pakuję czarną parasolkę, wyciągam z szafy czarny płaszcz. Przed lustrem wciągam pociążowy brzuch. W radiu donoszą, że w Warszawie na ulicach już tysiące. Ciągle pada. Ja czekam, a Ty śpisz.
Pięćdziesiąt poniedziałków temu dowiedziałam się, że raczej Cię nie będzie. W naszym mieście jest kilka prywatnych klinik leczenia niepłodności, wszystkie nowoczesne, ekskluzywne, z uprzejmymi paniami pielęgniarkami i empatycznymi panami doktorami. Jeden z nich po wykonaniu serii kosztownych badań diagnostycznych orzekł: wrogi śluz, przeżywalność plemników statystycznie nieistotna, nikłe szanse na naturalne zapłodnienie. Rozwiązanie: sztuczna inseminacja, ewentualnie In vitro. Czy Państwo rozważają? Cennik na stronie. Zaczęliśmy rozważać, a właściwie przeliczać, gdy postanowiłeś sprawić nam niespodziankę, a panu doktorowi psikusa i zamieszkałeś w moim brzuchu wywołując na pięćsetnym z kolei teście ciążowym dwie kreski.
Budzisz się, już późno, jechać czy nie jechać? Karmię Cię, przebieram, pakuję wózek i jedziemy na marsz. Pada, korki w mieście nieziemskie, pierwszy dzień roku akademickiego, jak zwykle Armagedon w naszym uniwersyteckim mieście i jeszcze ta pogoda. Mijamy wiele dziewcząt, dziewczyn, dziewuch i kobiet. Chowają się przed zacinającym deszczem pod parasolkami, kapturami, wszystkie idą nie w TĘ stronę. Mam ochotę zatrzymać je wszystkie i zapytać: No jak to? Nie wierzę! Nie macie tego wszystkiego dość?! Naprawdę się nie boicie?
Ja mam serdecznie dość i boję się, że będzie tylko gorzej. Więc ciągnę Cię przez te kałuże i ciągną mnie szwy po tej cesarce, co jej w ogóle miało nie być. W naszym mieście są liczne prywatne szkoły rodzenia, więc z Twoim tatą sumiennie uczęszczaliśmy do jednej z nich i pilnie wysłuchiwaliśmy uśmiechniętych położnych, że tylko poród naturalny zapewni Ci, kochany Synu, najlepszy start w życie. Więc ćwiczyliśmy oddechy, kegle, masaże i podskoki na piłce, aby na ten świat sprowadzić Cię wspólnym siłami, sprawnie, zdrowo i bezpiecznie. Niestety, w naszym mieście nie można wynająć położnej do porodu, nie ma prywatnych szpitali i prywatnych porodówek, gdzie za kilka/kilkanaście tysięcy złotych można rodzić z mężem, doulą, w wodzie i w hipnozie. Do wyboru są: wojewódzka, dwie kliniczne oraz „oby tylko nie tam”. Wybieramy tę najbardziej obleganą, uruchamiamy lekarskie znajomości w rodzinie i wśród znajomych, bo normalnie, z ulicy, dostać się nie idzie. Pięć poniedziałków temu jeszcze nie zaczęłam rodzić, a już miałam dość. To, co w prywatnym gabinecie jest normą, w państwowym szpitalu jest nieosiągalne.
W pakiecie NFZ w najlepszym wypadku dostajesz od lekarza zniecierpliwienie i obojętność, w standardzie lekceważenie i kpinę, ale jak jesteś tzw. „trudną pacjentką”, czytaj: zadajesz pytania, to upokorzenie i zastraszenie. Dwadzieścia pięć lat akcji Rodzić po ludzku, Standardy Opieki Okołoporodowej, wykłady i ćwiczenia w szkole rodzenia, wszystko psu na budę – mam pecha, bo pani położna wie lepiej, że niepotrzebne mi znieczulenie, skoro ona sama urodziła czwórkę dzieci bez. Wie lepiej, że moje skurcze są za słabe, więc podaje wbrew mojej woli dawkę oksytocyny, która prowokuje skurcz tak potężny, że Twoje tętno spada gwałtownie i idziemy pod nóż. Anestezjolog, chirurg, jarzeniowe światło i 20 minut później już jesteś wyszarpywany z mojego brzucha. Płaczę ze szczęścia, że Cię mam. Płaczę z bezsilności, bo przegrałam. Nie obroniłam moich praw, mojej godności, mojego poczucia podmiotowości i sprawstwa.
Dąbrowska: Dobry poród jest trampoliną do rozwijania więzi z dzieckiem
czytaj także
Wybacz, że tu głośno i nie możesz spać, wybacz, że pada na Ciebie deszcz, ale ja muszę tu być, bo naprawdę, naprawdę mam dość. I sama nie wiem, czy już płakać, czy jeszcze się śmiać. Jestem tu z Tobą, bo boli mnie, że w naszym kraju politycy, premierzy, posłowie, prezesowie, ministrowie, biskupi, księża, ordynatorzy, lekarze i położne wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre. Wiedzą lepiej i mają władzę by odebrać mi prawo decydowania o sobie. Jestem tutaj, bo mierzi mnie lekceważący ton, pogarda sącząca się z ust tych „lepiej wiedzących”. Wstrętem napawa mnie fakt, że za ich postawą kryje się wyrachowanie i oportunizm, do których dorabiają pokrętną ideologię. Moim kosztem. Jestem tutaj, bo nie życzę sobie, aby rościli sobie prawo do dysponowania moim zdrowiem, moim bezpieczeństwem, moim życiem i godnością. Jestem tutaj, bo nikt nie liczy się z moim głosem, mimo że płacę podatki i składki zdrowotne od ponad 10 lat, więc utrzymuję tę armię.
Zasypiasz, rozglądam się dookoła, wzruszam się, bo jest nas „wózkowych” kilkanaście w kilkutysięcznym tłumie. O ironio, najwięcej nas stoi pod olbrzymim transparentem tzw. obrońców życia. Uśmiecham się, dziękuje sobie i wam dziewuchy, że tu jesteśmy. Myślę, że trudno będzie w głównym wydaniu Wiadomości matkę z dzieckiem w wózku nazwać „szaloną lewaczką / zapiekłą feministką / morderczynią płodów”.
Idziemy w marszu milczenia, deszcz siąpi, a ja nie mogę przestać myśleć, że chciałabym jeszcze kiedyś sprowadzić na ten świat Twoją siostrę albo brata, chciałabym, stworzyć i urodzić nowego człowieka, mieć udział w tym cudzie. Chciałabym też, aby ta decyzja nie wymagała ode mnie heroicznej odwagi. Chciałabym nie musieć się bać. Chciałabym mieć dostęp do bezpłatnej i profesjonalnej opieki medycznej w trakcie ciąży i porodu, chciałabym móc skorzystać bezproblemowo z diagnostyki prenatalnej. Chciałabym doświadczyć życzliwości i szacunku od personelu medycznego. Marzę też, by móc wychowywać Cię w kraju, w którym słowa „dałn” i „pedał” nie są największą obelgą wśród dzieci na podwórku, a matki karmiące piersią w restauracji nie są wypraszane przez kelnerów do toalety.
Przeraża mnie perspektywa podejmowania decyzji o usunięciu ciąży, ale tak, chcę mieć taki wybór. I wiem, że nikt nie ma prawa takiego wyboru komukolwiek odmawiać. Dlatego też uczyniłam Cię być-może-najmłodszym uczestnikiem Czarnego Protestu.
Ciiiiii Syneczku, śpij, już nie pada, wracamy do domu.