Polski Związek Wędkarski to łakomy kąsek dla Wód Polskich, które ze wszystkich sił dążą do scentralizowanego zarządzania każdym akwenem w Polsce. Nasyłają kontrole, podważają kompetencje, straszą. Czy katastrofa Odry wstrzyma centralizację, a PZW stanie Wodom Polskim ością w gardle?
Katastrofa Odry ukazała wyraźne napięcie między Wodami Polskimi i Polskim Związkiem Wędkarskim. Choć to PZW pierwszy ruszył do instytucji państwowych, by informować o katastrofie, pierwszy zameldował się w laboratorium z próbkami wody i przystąpił do oczyszczania rzeki z milionów martwych ryb, to wezwania i działania związku były lekceważone przez instytucje państwowe.
Jak wkurzyć wędkarzy, czyli PiS uczy nas, że wszystko jest polityką
czytaj także
Laboratorium odmówiło badania przywiezionych próbek, wędkarzom użyczono też zaledwie dwie łodzie. Minister infrastruktury, który na miejsce katastrofy dojechał dwa tygodnie później, nie miał pojęcia, że martwe ryby trzeba czymś wyciągnąć. Krzysztof Woś, do niedawna zastępca, a teraz p.o. prezesa Wód Polskich, oświadczył przed kamerami w czasie komisji sejmowej, że to nie wędkarze, ale pracownicy Wód Polskich wszczęli akcję ratunkową i to oni poinformowali PZW. Na tak jawne kłamstwo przedstawiciele związku opuścili salę.
Napięcie widać było też w wymianie zdań między prezeską PZW Beatą Olejarz a wiceministrem infrastruktury Markiem Gróbarczykiem. Szefowa związku domagała się od ministra deklaracji na piśmie, że jeżeli okaże się, iż stan wody nie pozwala na wprowadzenie do Odry narybku już tej jesieni, PZW nie zostanie za to przez Wody Polskie potępiony i nie poniesie przykrych konsekwencji. Czy PZW obawia się, że Wody Polskie szukają pretekstu, by… no właśnie. By co?
Czyje łowiska?
Przypomnijmy: Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie powstało w 2018 roku, na mocy ustawy z roku 2017 oraz statutu nadanego przez ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszkę, by scentralizować zarządzanie gospodarką wodną i objąć zwierzchnictwo nad Krajowym Zarządem Gospodarki Wodnej i jego regionalnymi odpowiednikami. Wody Polskie są obok Ministerstwa Infrastruktury, Departamentu Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej drugą jednostką zajmującą się wodami.
W styczniu 2022 roku w ramach Wód Polskich powstała nowa jednostka: Departament Rybactwa, którego zadaniem ma być scentralizowanie gospodarki rybackiej, dbanie o wody, zarybianie, wydawanie pozwoleń na wędkowanie. Problem polega na tym, że rzeki i jeziora w Polsce to nie jest żadna powierzchnia księżyca, gdzie kto pierwszy dotrze, ten swoją flagę zatknie.
Zasolenie, wody balastowe, wrzut zanieczyszczeń? Czy dowiemy się, co zabija Odrę?
czytaj także
Wodami gospodarują rozmaite podmioty prywatne i społeczne, w tym największy z nich – Polski Związek Wędkarski. To nie byle jaka struktura: PZW liczy ponad 600 tys. członków, dzierżawi 42 okręgi i ma 2500 kół. Związek zarybia wody 33 gatunkami ryb o łącznej wartości ponad 40 mln zł. Do budżetu z tytułu dzierżawy odprowadził w zeszłym roku 7,5 mln zł. Roczna produkcja materiału zarybieniowego PZW to 480 ton i 138 mln szt. o wartości 15 791 mln zł oraz prawie 14 mln zł na ochronę wód, ze składek członków. Łakomy kąsek dla Wód Polskich.
Na styczniowej konferencji wiceminister Gróbarczyk zapowiadał uproszczenie zasad wędkowania i obniżkę opłat, a zdymisjonowany (czy też urlopowany) dziś prezes Przemysław Daca wprost objaśnił, że chodzi o centralizację: − Jako Wody Polskie administrujemy większością wód w kraju i odpowiadamy za ich stan, dlatego chcemy uporządkować system zarządzania obwodami rybackimi. Chcemy wdrożyć plan zarybień śródlądowych, nie tylko na naszych obwodach, ale wszędzie tam, gdzie to konieczne.
Wody Polskie wprowadziły też jedną opłatę przyznając, że dotyczy tylko obwodów zarządzanych przez Wody Polskie, ale przekonując, że do programu „Naszych Łowisk” przystąpić warto, bo ilość objętych tym rozporządzeniem obwodów będzie się sukcesywnie powiększać. Jednak wedle rzecznika PZW Pawła Bylickiego, do dziś nie została przedstawiona ocena ekonomiczna wprowadzenia programu „Nasze Łowiska”, ani łączącej się z nim opłaty krajowej. Nie przygotowano także analizy wpływów z CIT i VAT do Skarbu Państwa.
− Zarządzenie ustawia PGW Wody Polskie ponad Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi i Ministerstwem Infrastruktury, ponad urzędami marszałkowskimi i dwiema ustawami: o rybactwie śródlądowym i Prawem wodnym. Wody Polskie dążą do przejmowania obwodów rybackich − tłumaczy Paweł Bylicki, rzecznik PZW.
Jak to przejmowanie wygląda? Łatwiej jest dzierżawę stracić, a trudniej otrzymać, od stycznia nie ma też nowych konkursów na zarządzanie obwodami, do których dotąd mógł stanąć każdy.
czytaj także
− Zgodnie z zapisami Ustawy o rybactwie śródlądowym, by zostać uprawnionym do rybactwa w obwodzie rybackim należało wystartować w konkursie ofertowym, składając operat rybacki [czyli plan zarządzania – przyp. red.], pozytywnie zaopiniowany przez odpowiednią instytucję naukową, lub złożyć oświadczenie o chęci przedłużenia umowy na użytkowany obwód rybacki − tłumaczy Paweł Bylicki. − Teraz to się zmieniło, ponieważ 5 maja prezes Daca wydał nowe zarządzenie, które według nas jest skandaliczne i łamie przepisy prawne. Zarządzenie nie było konsultowane z PZW ani innymi uprawnionymi do rybactwa użytkownikami obwodów rybackich, ani nawet z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
− Nowy wzór umowy cywilno-prawnej na rybackie użytkowanie obwodu rybackiego jest niejasny finansowo. Nikt rozsądny nie podpisze takiej umowy nie znając zasad. Jej podpisanie Wody Polskie uzależniają od przystąpienia uprawnionego do rybactwa do programu „opłata krajowa” – zapis taki nie znajduje podstaw w obowiązującym prawie. Oczywiście dotyczy to nie tylko PZW, ale wszystkich użytkowników rybackich − tłumaczy rzecznik PZW.
Czy PZW stanie ością?
Wody Polskie zarządzają 67 obwodami rybackimi, ale większość obwodów na Odrze dzierżawi PZW. Stąd też niepokój prezeski Beaty Olejarz, która w Krośnie Odrzańskim opowiadała, że PZW musi zmagać się z pomówieniami: − Zarzucają nam, że PZW to złodzieje, że źle wykonujemy naszą pracę − mówiła. Zapowiedziała też, że PZW będzie walczył o każdy obwód i każdego wędkarza, pomimo drobiazgowych kontroli, których celem jest podważenie kompetencji związku i odebranie mu obwodów. − Urząd marszałkowski sprawdza wykonywanie umów i wszystko jest dobrze, to dlaczego Wody Polskie nie chcą z nami przedłużyć umowy? Bo chcą zrobić interes − mówiła prezeska PZW.
To powód, dla którego Olejarz domagała się publicznego zapewnienia, że za niewywiązanie się z operatów i nie wpuszczenie narybku do Odry tej jesieni, PZW nie zostanie ukarany. Wszystko bowiem wskazuje na to, że odbudowa środowiska rzeki zajmie więcej czasu i trzeba będzie poczekać przynajmniej do wiosny.
Minister Gróbarczyk w czasie komisji sejmowej sugerował, że centralizacja mogłaby zapobiec podobnym katastrofom i narzekał, że odpowiedzialność jest nieprzystająca do możliwości: − Jak się coś na wodzie dzieje, to każdy mówi od razu: a bo to Wody Polskie, choć kompetencyjnie nie mamy takich możliwości w zakresie kontroli.
Jednak Wody Polskie zarządzają zlewniami, i jak stwierdził p.o. prezesa Wód Polskich Krzysztof Woś, kierownik stopnia wodnego Lipki w Oławie meldował o śmierci ryb jeszcze w lipcu.
czytaj także
Tyle że jego meldunki, tak samo jak alarm wędkarzy, zostały zignorowane. Służby państwa, które mogą podjąć decyzję o wstrzymaniu kolejnych zrzutów, rozcieńczeniu skażonej wody czy postawieniu zapór po prostu czekały. Katastrofa ekologiczna Odry, która wciąż trwa, bo zatruta woda dopłynęła już do Zalewu Szczecińskiego, skąd wciąż wyławiane są martwe ryby, a do soboty wyłowiono ich już tam ponad 120 ton, pokazuje, że centralizacja nie działa. Że kluczem do sukcesu nie są hierarchia i kontrola, ale współpraca między różnymi podmiotami.
Wody Polskie usiłowały zrzucić odpowiedzialność, wskazując, że za badania odpowiadają RIOŚ-ie i WIOŚ-ie. Instytucja przekonuje, że nie monitoruje stanu rzek, bo nie ma do tego narzędzi, a od udzielania informacji jest Krajowe Centrum Zarządzania Kryzysowego. Zdaniem przedstawicieli Wód Polskich podniesienie poziomu wód wynika z opadu deszczu w Czechach, a nie ze zrzutów (z czego mogłoby wynikać, że w Czechach pada słony deszcz).
Ciężko jednak wywinąć się od odpowiedzialności instytucji, która sama o sobie pisze, że zatrudnia 6000 pracowników, których „misją jest ochrona mieszkańców Polski przed powodzią i suszą, zrównoważone gospodarowanie wodami dla ochrony naszych zasobów wodnych i zapewnienie dobrej jakości wody dla obecnych i przyszłych pokoleń”.
Dziś, jak mówiła w Krośnie prezeska PZW, ci lokalni pracownicy Wód Polskich trafiają na wielogodzinne przesłuchania. A sytuacja tych 6000 pracowników „z misją” nie jest godna pozazdroszczenia. Wody Polskie stać na mundury i ponad 300 samochodów, ale na godne płace dla pracowników już nie.
czytaj także
Można więc przypuszczać, że Wody Polskie to kolos na glinianych nogach, którego pozycją zachwiała katastrofa Odry. PZW może im stanąć ością w gardle. Tym bardziej, że wędkarze są wściekli i zdeterminowani. Związek ustami prezes Olejarz zapowiada, że nie odpuści i doprowadzi do tego, by znaleźć winną katastrofy jednostkę.
− Będziemy prowadzić swoje lokalne dochodzenia, szukać w terenie tych informacji, ale też oficjalne składać pisma do prokuratury czy innych organów na osoby, które choćby z tytułu pełnionej funkcji były odpowiedzialne, ale zaniechały działań. Czyli przede wszystkim PGW Wody Polskie i jego Departament Rybactwa − przekonuje rzecznik PZW.