W sprawie tortur CIA w Polsce PiS i PO mają dokładnie to samo zdanie – że sprawy lepiej nie ruszać.
Politycy w Polsce lubią mówić o rozliczaniu i pociąganiu do odpowiedzialności swoich oponentów. Mniej lubią faktycznie to robić. Niektórych rzeczy lepiej nie ruszać wcale.
Sprawa przetrzymywania w Polsce i torturowania osób podejrzanych o związki z terroryzmem – nazywana w skrócie sprawą „tajnych więzień”, mimo że w więzieniach siedzą zazwyczaj prawomocnie skazani, a i tym przysługują jakieś prawa – jest wyjątkowo trwałym pomnikiem ponadpartyjnej solidarności polityków. Solidarności dość ohydnej, dodajmy, bo zwracającej się przeciwko wartościom, których powinni strzec i którym powinni hołdować – poszanowania prawa, demokracji, sprawiedliwości. Ilekroć pojawia się jakaś inicjatywa, kolejny krok instytucjonalny czy choćby publiczne wezwanie przybliżające nas do wyjaśnienia tego skandalu, jednego możemy być pewni: politycy wszystkich partii rządzących Polską w XXI wieku będą temu przeciwni. PO razem z PiS-em, PiS z PO, a z nimi SLD.
Nikt nie chce się wyłamać: gotowość do przyznania, że za czasów Millera i Kwaśniewskiego w Polsce torturowano ludzi (i jeszcze wzięto za to od CIA pieniądze) wiąże się z koniecznością przyznania, że przez kolejną dekadę nikt nie zrobił wiele, by tę sprawę wyjaśnić, brak woli ukrywając pod faktyczną lub pozorowaną niewiedzą. Politycy PO i PiS, którzy przyszli po SLD-owcach, wybrali faktyczną współodpowiedzialność – bo tak należy rozumieć wszystkie kolejne gesty zaniechania lub przemilczenia, których się dopuszczali. Wygląda to zresztą na wybór świadomy i konsekwentny – właśnie bowiem, po cichu i bez rozgłosu, politycy znów podali sobie ręce i zjednoczyli siły w imię własnych interesów. Tym razem w Strasburgu.
Parlament Europejski podczas ostatniej sesji pochylił się nad rezolucją przedstawioną przez Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych dotyczącą stosowania tortur przez CIA na terenie Europy. Co nie powinno już dziwić: żaden z polskich posłów i posłanek nie poparł projektu. Przycisk „przeciw” nacisnęli między innymi: Michał Boni, Bogdan Zdrojewski, Jacek Saryusz-Wolski, Anna Fotyga, Barbara Kudrycka, Bolesław Piecha, Jerzy Buzek, Zdzisław Krasnodębski… – razem ze swoimi grupami parlamentarnymi, Konserwatystami i Reformatorami (PiS) i Europejską Partią Ludową (PO). Wbrew linii swojej grupy europarlamentarnej, Socjalistów i Demokratów, która poza Polakami i Rumunami poparła rezolucję, głosowali posłowie SLD: Bogusław Liberadzki i Janusz Zemke. Ten drugi był sekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej w latach 2001–2005, gdy na terenie Polski działała tajna placówka, gdzie torturowano jeńców. Posłanka Łybacka – w gabinecie Leszka Millera szefowała Ministerstwu Edukacji Narodowej i Sportu – wstrzymała się.
W debacie głos zabrał Kazimierz Michał Ujazdowski (PiS, w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów), przedstawiając wewnętrznie sprzeczną i dość osobliwą krytykę projektu. Jego wystąpienie było skierowane przeciwko torturom, a jednocześnie przeciwko rezolucji, przeciwko „interpretowaniu praw praw człowieka [tak], by wolny świat był sparaliżowany w walce z terroryzmem”. Co pan europoseł miał na myśli – nie powiedział konkretnie. Rezolucja potępia tortury i nielegalne praktyki, wzywa jednocześnie do intensywniejszego wysiłku w legalnych staraniach przeciwko terroryzmowi, z czym, Ujazdowski, jak można rozumieć, się przecież zgadza. Europosła interesuje jednak coś jeszcze: „Dlaczego w tej dyskusji nie ma terrorystów?” – dopytywał.
Co konkretnie budzi sprzeciw polskich europosłów i posłanek? Pewnie to, że Parlament Europejski
wzywa Litwę, Rumunię i Polskę do przeprowadzenia w trybie pilnym przejrzystych, drobiazgowych i skutecznych dochodzeń w sprawie tajnych ośrodków zatrzymań CIA na ich terytoriach, biorąc w pełni pod uwagę wszystkie udokumentowane informacje, które ujawniono; do postawienia sprawców naruszeń praw człowieka przed sądem; do umożliwienia śledczym szczegółowego zbadania sieci lotów przewożących osoby przeznaczone do wydania oraz osób kontaktowych, o których powszechnie wiadomo, że organizowały te loty lub w nich uczestniczyły; do przeprowadzenia sądowego badania więzień i opieki medycznej świadczonej więźniom przetrzymywanym w tych miejscach; do analizy zapisów połączeń telefonicznych i przekazów pieniężnych; do rozpatrzenia wniosków ewentualnych ofiar o uznanie statusu lub dopuszczenie do udziału w śledztwie oraz do zapewnienia, że zostaną rozważone wszelkie możliwe przestępstwa – również te popełnione w związku z transferem więźniów, lub do upublicznienia wniosków z dochodzeń prowadzonych do tej pory.
Można się obawiać, że przejrzyste, drobiazgowe i skuteczne śledztwo nie jest tym, na czym polskim politykom bardzo by zależało. W szczególności wezwanie do analizy połączeń telefonicznych i przekazów pieniężnych i idąca za nim groźba odtajnienia jakichkolwiek wrażliwych danych musi budzić grozę – bo piętnaście milionów w gotówce, o których mówił raport Senatu USA, ktoś w Polsce jednak wziął. A zarzuty usłyszała do dziś tylko jedna osoba. Trudno uwierzyć, aby na całą operację z polskiej strony zgodził się, potem ją koordynował, a na koniec jeszcze przywłaszczył sobie pieniądze tylko jeden funkcjonariusz publiczny.
Parlament w rezolucji domaga się też wysłania misji do krajów, które brały udział w programie specjalnych zatrzymań [extraordinary rendition]: Polski, Litwy, Włoch i Wielkiej Brytanii. W odniesieniu do naszego kraju – w kontekście przegranej przez Polskę sprawy z dwoma przetrzymywanymi na terenie tajnego ośrodka więźniami: Abu Zubajdą i Al Nashirim – rezolucja
nalega na pełne i niezwłoczne wykonanie orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przeciwko Polsce i byłej jugosłowiańskiej republice Macedonii, włącznie z przestrzeganiem pilnych środków indywidualnych i ogólnych; ponawia apel Komitetu Ministrów Rady Europy, aby Polska domagała się i otrzymała gwarancje dyplomatyczne ze strony USA dotyczące niestosowania kary śmierci i zagwarantowania rzetelnego procesu sądowego, przeprowadziła szybkie, gruntowne i skuteczne dochodzenia, dopilnowała zajęcia się wszystkimi powiązanymi przestępstwami, w tym w odniesieniu do wszystkich ofiar, oraz postawiła sprawców naruszeń praw człowieka przed sądem.
Co z tego wyniknie? Raczej nic. Europoseł Ryszard Czarnecki (PiS) z brutalną szczerością mówi: „Nie uważam, żeby zwłaszcza obecny rząd miał tutaj cokolwiek do roboty. W naszym polskim interesie nie jest nagłaśnianie tej sprawy”. Prościej się więc nie da: choć nasi poprzednicy złamali prawo, to nie opłaca się nam tego wyjaśniać. Można to stanowisko wytłumaczyć PiS-owskim podejściem do komunikacji za granicą w ogóle, czyli „o Polsce dobrze albo wcale”, ale jest w tym i drugie dno. Im mniejsza presja zagraniczna, im mniej „rozgrzebana” sprawa, tym większe szanse, że to krajowa prokuratura ostatecznie zinterpretuje dla nas fakty i odszuka (nielicznych) winnych. Jej szefem jest dziś Zbigniew Ziobro. Śledztwo od ośmiu lat nie przyniosło jeszcze rezultatów, choć – jak podaje Polskie Radio – już dochodzi do ciekawych rozstrzygnięć:
W kwietniu tego roku prokuratura umorzyła wątek dotyczy możliwości odpowiedzialności karnej funkcjonariuszy publicznych, w tym Zbigniewa Ziobry, który w 2006 roku „jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny miał nie podjąć czynności po zawiadomieniu o tym, że na terenie Polski mieli być torturowani więźniowie podejrzani o terroryzm ”.
Dlaczego jednak ma nas dziwić, że Ziobro uważa, że Ziobro jest niewinny?
*
Pełen tekst rezolucji Europarlamentu w języku polskim można przeczytać tu:
**Dziennik Opinii nr 165/2016 (1365)