Wejście do Unii Europejskiej niemal przełamało przekleństwo peryferyjności. Wizja społeczeństwa, jaką proponuje PiS, z tradycyjną rodziną, centralną rolą wiary, szkołą wziętą z PRL, nie przystaje do gospodarki, która mogłaby dać nam bardziej podmiotową pozycję w globalnym podziale pracy – pisze Jakub Majmurek.
Tak jak Molierowski pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, tak uczestnicy sporów publicznych w Polsce ostatnich dwóch dekad nie zawsze wiedzieli, że „mówią Wallersteinem”. Choć żadna z jego najważniejszych prac nie została przełożona na polski, zmarły pod koniec sierpnia amerykański socjolog Immanuel Wallerstein znalazł sobie drogę do świadomości polskich elit akademickich i politycznych. Trudno się temu dziwić, Wallerstein często pisał bowiem o problemach, które dotykają nas bezpośrednio, dostarczając teoretycznych narzędzi do tego, by powracające do nas „polskie problemy” pomyśleć i przedstawić sobie w nieco inaczej.
Długi kapitalizm
Cały dorobek amerykańskiego badacza jest próbą stworzenia teoretycznych ram, w których dałoby się pomyśleć kapitalizm – jego historię, wewnętrzną dynamikę, powtarzające się w nim prawidłowości. A Polski nie da się zrozumieć bez sensownego ujęcia kapitalizmu. Wallerstein pokazuje kapitalizm w szerokiej perspektywie czasowej. Szuka jego korzeni nie w „podwójnej rewolucji” – przemysłowej i politycznej – z końca XVIII wieku, ale w samych początkach epoki nowożytnej.
czytaj także
Pierwszy tom monumentalnej historii kapitalizmu Wallersteina, The Modern World System I: Capitalist Agriculture and the Origins of European Word-Economy in the Sixteenth Century, bada, w jaki sposób rozpad średniowiecznej christianitas oraz kryzys systemu feudalnego prowadzą do wykształcenia się w Europie – i jej posiadłościach w Nowym Świecie – nowej rzeczywistości społecznej: opartej z jednej strony na kapitalistycznych stosunkach gospodarczych, a z drugiej na systemie państw wzajemnie uznających swoją suwerenność.
Wallerstein patrzy na kapitalizm tyleż historycznie, ile przestrzennie. Nowy system, jaki tworzy się w XVI wieku, od początku ma silnie zglobalizowany charakter, nigdy nie ogranicza się do jednego państwa. Kapitalizm rodzi się jako system-świat: transnarodowa gospodarcza całość. Na początku obejmuje on jedynie Europę oraz europejskie kolonie w Amerykach. Stopniowo integruje jednak kolejne obszary ziemi, stając się w XIX wieku pierwszym prawdziwie globalnym systemem-światem.
Centrum i peryferie
Globalność kapitalizmu nie oznacza jednak, że każdy obszar, gdzie sięgają nowe, kapitalistyczne stosunki społeczne, rozwija się wedle tych samych prawideł. Wręcz przeciwnie.
Nowy system światowy, jaki tworzy się u progu nowożytności, jest głęboko nierówny – i to nie tylko na poziomie nierówności między możnymi a biedotą. Równie ważne są geograficzno-gospodarcze nierówności między obszarami, które Wallerstein nazywa centrum, lub rdzeniem, a jego peryferiami.
W centrum kapitalistycznego systemu-świata akumuluje się kapitał oraz najbardziej kapitałochłonne przedsięwzięcia. Tam gospodarka, społeczeństwo i polityka są innowacyjne. Tam tworzy się silne państwo i społeczeństwo, które względnie szeroko partycypuje w korzystaniu z owoców gospodarczego wzrostu. Inaczej jest na peryferiach, dostarczających centrum prostych, nieprzetworzonych towarów (płody ziemi, drewno, skóry itp.), wymagających nie tyle kapitału i innowacji, ile intensywnej pracy. Innowacje zdarzają się tam niezwykle rzadko, struktury polityczne są słabe i nieefektywne, a większość bogactwa kontrolowana jest przez wąską, zamkniętą elitę.
Na peryferiach innowacje zdarzają się niezwykle rzadko, struktury polityczne są słabe i nieefektywne, a większość bogactwa kontrolowana jest przez wąską, zamkniętą elitę.
Peryferia pozostają ekonomicznie uzależnione od centrum i ich zdolność do negocjowania dla siebie korzystnych warunków wymiany pozostaje bardzo głęboko ograniczona.
Między tymi dwoma biegunami tworzą się oczywiście obszary pośrednie, łączące w sobie cechy centrum i peryferii. Choć miejsce danego państwa czy regionu w tym podziale nie jest oczywiście dane raz na zawsze, to jednak jest dość trwałe. Ruch z peryferii do centrum jest czymś rzadkim i wyjątkowym. Im dłużej dany obszar pozostaje zintegrowany z centrum jako jego peryferie, tym bardziej utrwalają się i wzmacniają wszystkie jego peryferyjne cechy.
czytaj także
Ujęcie Wallersteina pozwala spojrzeć na różnice między np. północą i południem Włoch czy Polską a Nadrenią nie tyle w kategorii gospodarczego „zacofania”, ile w kategoriach przestrzennych, relacji między dominującym centrum a słabszymi i uzależnionymi od niego peryferiami. Pozwala też pomyśleć kapitalizm szerzej niż wyłącznie jako sposób produkcji oparty na wolnej sprzedaży pracy. Analizy Wallersteina pokazują, jak rozwój kapitalistycznego systemu-świata łączył się zaostrzaniem wtórnego poddaństwa w naszym regionie oraz ekspansją niewolniczych plantacji w Amerykach. Istotą kapitalizmu jest bowiem, zdaniem Wallersteina, przede wszystkim zasada akumulacji kapitału w skali globalnej, z którą niewolna praca wcale się nie kłóci, a w niektórych warunkach nawet idealnie daje się w nią wpasować.
Istotą kapitalizmu jest bowiem, zdaniem Wallersteina, przede wszystkim zasada akumulacji kapitału w skali globalnej – niewolna praca wcale się z nią nie kłóci.
500 lat na marginesie
Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? Od samego początku na peryferiach. To, co uznajemy za nasz złoty wiek, czasy ostatnich Jagiellonów, to jednocześnie początek spychania polsko-litewskiej monarchii ku peryferiom. W kształtującym się wtedy międzynarodowym podziale pracy zajęliśmy miejsce dostarczyciela zboża, drewna, słomy, futer i innych prostych produktów. Dlaczego tak się stało? Bo o wiele silniejsze były zachęty do inwestowania w zboże niż w wytwory rzemiosła czy kopaliny. Bo żyjąca z folwarków klasa dysponowała polityczną i ekonomiczną siłą zdolną pchnąć kraj na taką właśnie ścieżkę rozwoju. Zwłaszcza po wielkim europejskim kryzysie 1557 roku, który docierając do polsko-litewskiego państwa, silnie uderzył w tę część elit, która mogłaby być zainteresowana budową jakiejś formy kupieckiego kapitalizmu, opartego na merkantylistycznej polityce silnej monarchii.
czytaj także
Kryzys dał wyraźną zachętę do inwestowania w zboże na eksport, co uruchomiło dynamikę prowadzącą do znanych nam skutków. Gdy w XVII wieku zachodnie centrum przeżywa rewolucję naukową, rozwija kolonialne imperia, buduje nowe instytucje finansowe oraz przechodzi wielkie polityczne przemiany (centralizacja władzy i absolutyzm we Francji, rewolucja w Anglii), w Polsce wchodzimy w trwający całe siedemnaste i osiemnaste stulecie regres. Państwo słabnie, aż staje się zupełnie nierządne i upada, zostaje wymazane z mapy Europy. Zyski z gospodarki folwarcznej spadają, zapotrzebowanie na polskie zboże się zmniejsza, a na zachodnie rynki zaczyna płynąć zboże z Rosji. Kulturową hegemonię zdobywają osobliwe na tle Zachodu sarmatyzm i kontrreformacyjny katolicyzm. Ożywienie gospodarcze, umysłowe i polityczne z końcówki czasów saskich i epoki stanisławowskiej nie było już w stanie zmienić losów państwa.
Wszystkie wysiłki polskich elit, od czasów oświecenia aż do współczesnych, można przedstawić jako próbę odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób, dysponując takimi zasobami, jakie mamy, można wydobyć się z peryferyjnego położenia? Przez cały okres zaborów podstawowym punktem odniesienia w tych debatach była konieczność odzyskania przez Polaków własnego państwa. Historia II RP pokazała jednak, że własne państwo to nie wszystko. Ciężar struktury społecznej ukształtowanej przez stulecia peryferyjnej zależności pozostał zbyt wielki. W 1938 roku dochód na głowę Polaka był niższy niż w 1913. Na 900 najbogatszych obywateli Polski lat 30. 700 reprezentowało wielką własność ziemską − nabytą niemal wyłącznie drogą dziedziczenia. W dwudziestoleciu nie powstała żadna istotna, choćby regionalnie, polska firma.
Czapliński: Gdyby sarmatyzm nie istniał, Michaśka sama by go wymyśliła
czytaj także
Po wojnie odpowiedzią na peryferyjność − narzuconą Polsce przez Jałtę − miała być uspołeczniona gospodarka. W perspektywie Wallersteina nazywanie systemu, jaki panował w Polsce po ’45 roku, socjalizmem lub komunizmem jest jednak co najmniej nieścisłe. Blok wschodni pozostawał dla niego częścią kapitalistycznego systemu-świata. Nigdy nie udało mu się stworzyć własnego systemu produkcji, opartego na logice odmiennej niż ta akumulacji.
Socjalistyczny eksperyment Wallerstein postrzega przede wszystkim jako wysiłek peryferyjnych elit na rzecz przesunięcia państw i populacji znajdujących się pod ich władaniem bliżej centrum. Wzmocnienie struktur politycznych i całkowite podporządkowanie im narodowych gospodarek miało na celu bardziej podmiotowe kształtowanie warunków, w jakich peryferia wchodziły w interakcje z centrum. Jak pisał amerykański naukowiec, ostatecznie „Lenin był tylko Atatürkiem pomalowanym na czerwono”.
W przypadku Polski ten „pomalowany na czerwono” projekt peryferyjnej modernizacji miał swoje sukcesy. Do lat 60. PRL rozwijał się względnie szybko. Udało się rozbić silnie oligarchiczną strukturę społeczną, opartą na dominacji elity ziemiańsko-inteligencko-urzędniczej, otworzono kanały mobilności społecznej. Ten pomysł na wychodzenie z peryferii stracił jednak szybko swoje rozwojowe możliwości. W międzynarodowym podziale pracy PRL pozostał głównie dostawcą węgla, ewentualnie przestarzałych już w momencie produkcji statków. Ostatnia dekada Polski Ludowej została już zupełnie stracona rozwojowo, system zderzył się z całkowitym gospodarczym załamaniem i utratą politycznej legitymacji.
czytaj także
Po 1989 roku receptą na peryferializację miała być integracja z Europą. Bez wątpienia uruchomiła ona potężne rozwojowe impulsy i zmieniła społeczeństwo na lepsze. Z drugiej strony widzimy dziś coraz lepiej, jak głęboko nierówną strukturą pozostaje UE. Jak brutalne formy przyjmować w niej mogą relacje między północno-zachodnim zamożnym rdzeniem a bardziej peryferyjnymi obszarami. Najbardziej wyraziście pokazał to kryzys w Grecji i innych krajach Europy Południowej. Także nasz region został zintegrowany z europejską gospodarką jako półperyferia, pełniące głównie rolę podwykonawcy lub producenta towarów wymagających niespecjalnie wysokiej innowacyjności i nakładów kapitałowych. Jak można jednak przypuszczać, gdybyśmy wybrali jakąś wersję „suwerennej demokracji”, czekałaby nas jeszcze dalej posunięta peryferializacja i oligarchiczna struktura społeczna na wzór byłych państw ZSRR.
Na rozdrożach
Teorii Wallersteina i pisanej w jej ramach historii globalnej można wiele zarzucić. Krytykowano ją za zbyt szerokie i zbyt wąskie definiowanie kapitalizmu, za europocentryzm i przesadne skupienie się na północno-zachodniej Europie. Za przecenienie roli ekspansji kolonialnej i handlowej dla rozwoju Europy i lekceważenie wewnętrznych czynników odpowiadających za rozwój kapitalizmu. Wreszcie za ekonomiczny determinizm, a przynajmniej niedostrzeganie roli, jaką potrafią odgrywać polityka, idee czy religia – zwłaszcza ten ostatni zarzut jest dość celny, fragmenty pierwszego tomu Modern World-System, wyjaśniające wielkie religijne poruszenia XVI wieku wyłącznie jako pochodną stosunków ekonomicznych, to najmniej przekonujące ustępy książki.
czytaj także
Amerykański uczony zawsze jednak pozostawał otwarty na naukową debatę i krytykę, starał się odpowiadać na uwagi swoich polemistów. Zostawił po sobie nie tylko imponujący dorobek, ale także całą społeczność badaczy z bardzo różnych akademickich dyscyplin, dokonujących kolektywnego wysiłku na rzecz wyjaśnienia historii i współczesności kapitalizmu. Stawką tak uprawianej nauki dla Wallersteina było nie tylko zrozumienie, ale także zmiana świata. Mimo zarzutów o determinizm jego teoria zawsze szukała punktów oporu, zmiany społecznej, utopijnych perspektyw. Ostatecznym horyzontem myśli Wallersteina pozostawała zmiana systemu-świata na bardziej egalitarny, nieoparty na mechanizmach zależności i ekonomicznego wyzysku.
Ostatecznym horyzontem myśli Wallersteina pozostawała zmiana systemu-świata na bardziej egalitarny, nieoparty o mechanizmy zależności i ekonomicznego wyzysku.
Zdaniem amerykańskiego badacza jesteśmy w epoce, gdy pytania o nowy kształt porządku światowego stają się szczególnie ważkie. Kres zimnej wojny i rozpad ZSRR to jednocześnie szczyt potęgi Stanów Zjednoczonych i początek jej zmierzchu. Do tej pory każde hegemoniczne mocarstwo w globalnym systemie-świecie zastępowane było następnym. Tym razem ma być inaczej. Kapitalizm, by się rozwijać, potrzebuje bowiem według Wallersteina nie-kapitalistycznego zewnętrza, „żywi się”, podporządkowując rynkowo-towarowej logice nowe, niepodporządkowane jej dotychczas obszary. Dziś docieramy jednak do kresu wszelkich takich granic – nie tylko geograficznych. Czeka nas chaos, z którego wyłoni się jedna z dwóch opcji: albo ciągle hierarchiczny porządek, silniej niż obecny oparty na mechanizmach przemocy (także w rdzeniu), lub jakiś bardziej egalitarny ład globalny.
Walka z katastrofą klimatyczną wymaga naruszenia podstaw kapitalizmu [podcast]
czytaj także
Teza o konieczności „zewnętrza” dla kapitalistycznego rozwoju pozostaje mocno dyskusyjna, podobnie jak prognozy amerykańskiego myśliciela na przyszłość. Niemniej nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy, wszyscy mamy poczucie, że znajdujemy się na rozdrożu. Stare sposoby myślenia i instytucje polityczne sypią się na naszych oczach. Nowe, które je zastępują, często są po prostu przerażające.
Tak też jest z „dobrą zmianą” w Polsce. Lider PiS często mówił o polskiej peryferyjności, zależności od centrum czy imitacyjności polskiej demokracji. Jednocześnie skrajnie instrumentalnie wykorzystywał wszystkie te diagnozy do ataku na główny nurt transformacyjnych elit. Oraz do politycznej mobilizacji przeciw temu, co w tradycji liberalnej – nawet w jej specyficznej, polskiej wersji – dobre, także z lewicowego punktu widzenia.
czytaj także
Polityka „wstawania z kolan” nie tyle pozwala nam wyjść z peryferii, ile jeszcze głębiej nas na nie wpycha, co widać najlepiej na przykładzie naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Silne zakorzenienie w Unii Europejskiej – nawet w sytuacji niewątpliwej gospodarczej zależności od Niemiec – mniej spycha nas na peryferia niż luźna integracja z politycznie słabą Europą, przy jednostronnym sojuszu z Waszyngtonem. Wizja społeczeństwa, jaką proponuje PiS, z tradycyjną rodziną, centralną rolą wiary, szkołą wziętą z PRL, nie przystaje do gospodarki, która mogłaby dać nam bardziej podmiotową pozycję w globalnym podziale pracy. Można też się spodziewać, że w drugiej kadencji czeka nas próba budowy narodowej oligarchii na kontraktach rządowych na wzór węgierski, co jeszcze bardziej zepchnie na peryferia naszą strukturę społeczną.
Przede wszystkim jednak PiS, parafrazując Miłosza, wskrzesza stary sanacyjny obrządek, przypisując państwu znaczenie większe, niż jest w stanie unieść bez śmieszności – zwłaszcza w XXI wieku. Polskich problemów nie da się rozwiązać, wąsko myśląc tylko w polskich kategoriach, krzycząc: Polska! i powtarzając o „obowiązkach polskich” – jesteśmy częścią globalnego systemu w kryzysie i albo będziemy częścią globalnych problemów, albo globalnego rozwiązania.
Albo będziemy częścią globalnych problemów, albo globalnego rozwiązania.
Choćby wiele w Wallersteinie budziło wątpliwości, tą jedną myśl powinniśmy mieć z tyłu głowy, zastanawiając się, jak wyjść z obecnego polskiego bagna.