Największy problem z tymi wzajemnymi oskarżeniami jest taki, że wzmacniają one polaryzację, podsycają podziały, podmywają zaufanie do państwa i całej klasy politycznej. Czyli robią dokładnie to, co w krajach Europy Zachodniej robią rosyjskie służby.
Ubiegły tydzień zaczął się w polskiej polityce od małego trzęsienia ziemi: sędzia Tomasz Szmydt pojawił się nagle w Mińsku, gdzie poprosił reżim Łukaszenki o azyl polityczny, powołując się na prześladowania, jakich ma doświadczać w Polsce. Potępił też polskie władze – „prące do konfliktu z Białorusią i Rosją pod naciskiem Wielkiej Brytanii i Stanów” – a następnie zaczął występy w propagandowym białorusko-rosyjskim cyrku. Pojawił się nawet w programie najbardziej nienawistnej gwiazdy putinowskiej telewizji, Władimira Sołowjowa.
czytaj także
Ucieczka Szmydta wywołała panikę w obozie Zjednoczonej Prawicy. To w trakcie jej rządów trafił najpierw do Ministerstwa Sprawiedliwości, a następnie do nowej, upolitycznionej i niekonstytucyjnej Krajowej Rady Sądownictwa. Współpracował też z grupą hejterską, atakującą sędziów skonfliktowanych z rządem, jaka – jak wskazują dobrze udokumentowane doniesienia mediów – ukształtowała się w kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę Ministerstwie Sprawiedliwości. Gdy media ujawniły „aferę hejterską”, Szmydt zmienił front i zaczął „sypać” swoich dawnych kolegów w bynajmniej nie sympatyzujących z rządem mediach – przez co dziś PiS próbuje go przedstawić jako „sędziego obecnego układu rządowego”.
Jak można zgadnąć, układ ten broni się przed włożeniem sobie do rąk gorącego kartofla z napisem „Szmydt – sędzia-hejter, który okazał się zdrajcą”, i robi wszystko, by opinia publiczna pamiętała, jakiemu politycznemu obozowi sędzia zawdzięczał karierę w ostatnich ośmiu latach.
Kto jest człowiekiem Putina?
Dwa główne obozy – rządowy i PiS – odbijając się od sprawy Szmydta, oskarżają się wzajemnie o związki z Rosją, sprzyjanie jej, realizowanie strategicznych celów Putina. Polityka coraz bardziej zmienia się we wzajemne przekrzykiwanie się: „ty jesteś od Ruska! Nie, to ci od Tuska!”.
czytaj także
Tusk, broniąc w Sejmie ministry klimatu Pauliny Hening-Kloski – PiS złożył wniosek o wotum nieufności wobec niej – zaatakował partię Kaczyńskiego jako siłę, która w trakcie swoich rządów „sparaliżowała służby”, czyniąc je bezradnymi wobec takich przypadków jak ten Szmydta. „Kiedy wasze służby, bo wyście rządzili, zaczęły rozumieć, że coś złego się dzieje na linii pisowska władza – wschodnie służby, to […] śledztwa były ucinane” – mówił premier Tusk. Zarzucał też PiS „rozbrojenie polskiej armii”, „zalanie Polski ruskim węglem”, wypomniał Kaczyńskiemu spotkania z lat 90. z agentem KGB Anatolijem Wasinem, wreszcie stwierdził – parafrazując słowa byłego dziś posła Leszka Moczulskiego, skierowane w sejmie pod adresem postkomunistycznego SLD – że skrót PiS można odczytać podobnie jak skrót PZPR: „płatni zdrajcy, pachołki Rosji”.
Dokręcić śrubę, Rosja wytrzyma. Scenariusze na po „wyborach”
czytaj także
W odpowiedzi Mariusz Kamiński, minister i koordynator służb specjalnych za rządów PiS, napisał na portalu X, że w rządzie Tuska znajduje się minister od dawna znajdujący się w kręgu zainteresowania służb ze względu na swoje związki z Rosją. Konto byłego premiera Mateusza Morawieckiego zapełniło się wpisami atakującymi Tuska za związki z Putinem. W jednym z nich widać zdjęcie, na którym Tusk, pochylając głowę, podaje rękę Putinowi. Morawiecki opatrzył je komentarzem „Buty też Pan pastował Putinowi?”. Pozostałe wpisy byłego premiera były podobnie prymitywne. Tusk nie pozostawał dłużny. Od kilku dni aktywność lidera Koalicji Obywatelskiej na portalu X sprowadza się do atakowania PiS w stylu: publikujemy zdjęcie demonstranta z Gruzji, trzymającego transparent „No to Russia, yes to Europe” z podpisem: „Gruzini chcą coś przekazać PiS-owi”.
Tusk zapowiedział też wskrzeszenie specjalnej komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich w polityce. Przed wyborami w 2023 roku powołał ją PiS. Miała wówczas jedno zadanie: przedstawić osoby kształtujące polską politykę zagraniczną z okresu 2007–2015 jako realizujące rosyjskie interesy. Jeszcze zanim komisja zaczęła pracę, kontrolowana wtedy przez obóz Zjednoczonej Prawicy telewizja publiczna wyemitowała przedstawiający podobną narrację serial propagandowy Reset. Był tak zmanipulowany, że niektórzy wypowiadający się w nim zagraniczni eksperci odcięli się od prezentowanych w nim tez chwilę po emisji.
Tak się nie buduje demokratycznej odporności
Zarówno PiS, jak i KO sięgają po podobną narrację w logice kampanii. Tusk wie, że jego kluczowym problemem jest apatia prorządowego elektoratu. Pragnie go zmobilizować, wskazując alternatywę: albo głosujecie na partie rządowe i pewne zakorzenienie Polski w Europie, albo na PiS, partię „ruskiego miru”. PiS z kolei, sięgając po argumenty rosyjskie, demonizuje Tuska, podobnie jak wcześniej demonizował go jako „polityka faktycznie niemieckiego”. Oparcie kampanii niemal wyłącznie na atakowaniu obecnego premiera kosztowało PiS utratę władzy w 2023 roku, ale w czerwcowych wyborach do europarlamentu, inaczej niż w parlamentarnych w październiku, Kaczyński nie musi wygrać ze wszystkimi partiami koalicji rządowej – wystarczy, że choćby o pół punktu procentowego pokona KO, by móc ogłosić kolejne zwycięstwo.
czytaj także
Wzajemne wyzywanie się od ludzi Rosji sprowadza realny problem wpływów rosyjskich w Polsce do intelektualnego parteru. PiS operuje nawet poniżej niego. Nie da się, nie popadając w zupełny absurd, przedstawić KO jako „partii prorosyjskiej”. Polityka Tuska i Sikorskiego z lat 2007–2015 w żadnym razie taka nie była. Opierała się natomiast na założeniu, że w sytuacji, gdy główny nurt polityki Zachodu szuka resetu z Rosją, Polska nie ma co wiosłować w drugą stronę, bo w żaden sposób nie zmieni podejścia Waszyngtonu czy europejskich stolic, a sobie zaszkodzi. Dziś, w innej politycznej koniunkturze, te same osoby prowadzą politykę mobilizującą Europę do maksymalnego wysiłku w odpieraniu rosyjskiego zagrożenia.
PiS z kolei, grając na osłabienie Unii Europejskiej, sprzymierzając się z prawicowymi populistami czy atakując Zielony Ład, prowadzi politykę zgodną ze strategicznymi celami Rosji. Wielu liderów tej formacji mentalnie bliżej do „ruskiego miru” – z jego autorytaryzmem, zamordyzmem, państwową homofobią, kultem munduru i narodowych zwycięstw – niż współczesnego Zachodu. Ale polityka PiS z pierwszych miesięcy po inwazji Putina na Ukrainę też nie pozwala na poważnie przedstawić tej partii jako „rosyjskiej” – niezależnie od tego, że dla celów kampanii w 2023 roku PiS skłócił się także z Kijowem.
Największy problem z tymi wzajemnymi oskarżeniami jest taki, że wzmacniają one polaryzację, podsycają podziały, podmywają zaufanie do państwa i całej klasy politycznej. Czyli robią dokładnie to, co w krajach Europy Zachodniej robią rosyjskie służby. Zagrożenie ze strony Rosji jest dziś najbardziej realne od czasu zimnej wojny. Zachodnie demokracje, zwłaszcza te frontowe, jak Polska, muszą budować swoją odporność przed działaniami hybrydowymi, obliczonymi na generowanie chaosu kognitywnego, moralnego i politycznego. Reakcja klasy politycznej na sprawę Szmydta nie służy budowaniu takiej odporności. Trudno będzie ją budować tak długo, jak długo główną siłą opozycyjną jest tak populistyczna i pozbawiona elementarnej odpowiedzialności za słowa partia jak PiS – co nie zmienia faktu, że obecny rząd powinien się bardziej postarać.