Trybunał wskazał, jak ma się zakończyć awantura o wybór sędziów – szybko i zgodnie z prawem. Politycy dalej udają, że nic im o tym nie wiadomo.
Kryzys konstytucyjny, którego doświadczamy od kilku tygodni, to zderzenie standardów prawnych liberalnej polityki i demokracji ze standardami polityki z gatunku „chcieć to móc”. Kryzys ten w żadnej mierze nie wziął się ze słabości tych standardów wcześniej czy braku wystarczających prawnych hamulców. Podobnie, jak nie wziął się też z upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego i łamania konstytucji przez poprzedni Sejm (nie jest łamaniem konstytucji uchwalanie ustaw, które później TK uznaje za niezgodne z konstytucją). Standardy i normy zawarte w konstytucji, a także orzecznictwie TK i sądów powszechnych, pozwalały (wciąż pozwalają) naprawić błędy poprzedniego Sejmu bez konieczności bezmyślnego ataku na sąd konstytucyjny. A to prowadzi do wniosku, że cel ataku był i jest inny.
Dla każdego prawnika (może poza Prezesem Kaczyńskim i ministrem Ziobro) sytuacja prawna od początku była jednoznaczna. Każdy też wiedział, jak powinno być, choć nikt nie wiedział, co będzie. Tego nigdy nie wiadomo, gdy polityka „chcieć to móc” zderza się z rządami prawa – bo te drugie są z zasady raczej przewidywalne, a ich formuła tylko w ograniczonym stopniu pozwala na zaskoczenia.
Chcieć to móc – dewiza nowej władzy.
W całej awanturze o TK najwięcej zamieszania wywołały uchwały Sejmu o wyborze sędziów TK – i to zarówno poprzedniej, jak i obecnej kadencji. Przypomnijmy: 8 października Sejm poprzedniej kadencji uchwałami wybrał pięciu sędziów TK („sędziów PO”). Nowy Sejm chciał ten wybór cofnąć (chyba dlatego, że od 9 grudnia nie byłoby w Trybunale żadnego sędziego powołanego przez PiS). Nowy Sejm oznajmił obywatelom, że wybranych sędziów nie tylko nie uzna, ale ich odwoła, a w ich miejsce powoła swoich. 25 listopada Sejm podjął uchwały o odwołaniu uchwał z 8 października, a 2 grudnia podjął pięć uchwał o powołaniu pięciu nowych sędziów („sędziów PiS”).
Wydaje się to bardzo skomplikowane, ale w zasadzie jest banalnie proste. Uchwały z 8 października, podjęte przez poprzedni Sejm, były zgodne z Konstytucją (do 3 grudnia, czyli wyroku TK, o którego skutkach później), bo podjęte zostały na podstawie wiążących przepisów ustawy, która nie została wcześniej zakwestionowana przez jedyne uprawnione do tego ciało, czyli Trybunał właśnie – tak właśnie działa zasada domniemania zgodności z konstytucją. I nie zmieniły tego zaklęcia posłów partii rządzącej, którzy do granic wyczerpania, choć bezskutecznie, powtarzali coś innego. To fundament państwa prawa, że tylko Trybunał uznaje prawo za nieobowiązujące. Po ogłoszeniu uchwał z 8 października w Monitorze Polskim, osoby w nich wymienione stały się sędziami TK – zgodnie z art. 195 Konstytucji nie mogły być z tego stanowiska usunięci (poza wyjątkowymi sytuacjami). Żadne prawnicze sztuczki na to nie pomogą.
Skoro w świetle prawa zmienić tego już nie było można, ujawniło się PiS-owskie „chcieć to móc” – w postaci uchwał nowego Sejmu z dnia 25 listopada, mówiących o odwołaniu uchwał Sejmu poprzedniego, tych (obowiązujących i niemożliwych do legalnego podważenia!) z 8 października. Uchwały Sejmu z 25 listopada były głównie wyrazem „chciejstwa” i niechlujną próbą przekroczenia tego, co partia rządząca nazwała kiedyś „imposybilizmem prawnym” – co w liberalnej demokracji uchodzi po prostu za normalną równowagę władz i system checks & balances. Dlaczego? Uchwały PiS-u nie zawierały podstawy prawnej tj. przepisu ustawy, który upoważniałby do ich podjęcia, a to dla ich ważności fundamentalna sprawa. Uchwały Sejmu wydane bez podstawy prawnej są nieważne. Zgodnie z art. 134 rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów „Zasady techniki prawodawczej”, uchwały mogą być wydawane tylko na podstawie przepisu prawa, który upoważnia Sejm do uregulowania danej kwestii i muszą ten przepis zawierać.
Różnica jest zapisana otwartym tekstem: uchwały z 8 października (powołujące „sędziów PO”) zaczynały się od słów: “Sejm na podstaw art. 17 ustawy…“, a te z 25 listopada „Sejm stwierdza, że…”. Skoro tak, to również uchwały Sejmu z 2 grudnia (o powołaniu 5 nowych sędziów) były nieważne.
Zgodnie z art. 194 Konstytucji, TK składa się z piętnastu sędziów, ani więcej ani mniej. Po wyborze dokonanym 8 października liczba sędziów wynosiła własnie tylu, i wybór każdego kolejnego był nieważny. Tym samym, wybór pięciu sędziów 2 grudnia był nieważny, żadna z osób powołana w uchwale z 2 grudnia nie stała się sędzią.
To tak, jakby po wyborze przez Sejm Rzecznika Praw Obywatelskich (Konstytucja przewiduje tylko jednego RPO), od razu wybrać kolejnego. Ten drugi wybór musi być nieważny.
Sejm nie mógł wybrać kolejnych sędziów, prościej powiedzieć się tego nie da.
Prezydent całodobowy
Aktywności Sejmu towarzyszyła aktywność Prezydenta. Żeby stworzyć pozory praworządności działań Sejmu, Andrzej Duda od początku nie odbierał przysięgi od sędziów wybranych przez PO, wstrzymując tym samym możliwość rozpoczęcia przez nich orzekania. Prezydent jako powód odmowy odebrania przyrzeczenia podawał wątpliwości, czy zgodny z Konstytucją był wybór sędziów PO. Jak powiedział 3 grudnia sędzia Marek Zubik, uzasadniając wyrok TK: wątpliwości Prezydenta powinny się były przekształcić we wniosek do TK o zbadanie legalności ustawy PO. W żadnym razie nie mogły (i nie mogą!) skutkować odmową odebrania przyrzeczenia od sędziów wybranych przez PO. Decyduje o tym jednoznacznie art. 194 Konstytucji: Trybunał Konstytucyjny składa się z piętnastu sędziów wybranych na indywidualne kadencje przez Sejm…. Udział Prezydenta ma charakter ceremonialny, a nie stanowi w żadnym razie „ostatniej fazy wyboru sędziów”. Nie istnieją jednak prawne możliwości egzekucji tego obowiązku od głowy państwa. „Nie odbiorę od sędziów przyrzeczenia, i co mi zrobicie?” to takie „nie mamy pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?”.
Zresztą, wiemy doskonale, że Prezydent zwleka tylko wtedy, kiedy chce tego od niego PiS. W innych przypadkach nie zwleka wcale. Jak w nocy z 2 na 3 grudnia, kiedy Prezydent odebrał przyrzeczenie od osób objętych uchwałami z 2 grudnia (celowo nie piszę „sędziów”, bo sędziami nie są), spiesząc się przed wyrokiem TK zapowiedzianym na 3 grudnia. A 3 grudnia Trybunał wydał wyrok dotyczący ustawy PO, która była podstawą wyboru 5 sędziów przez poprzedni Sejm. Co jest w tym wyroku? To, co opisałem wyżej – był to wybór zgodny z prawem – plus jedna niewiadoma.
Wyrok potwierdził, co wszyscy konstytucjonaliści twierdzili od poczatku kryzysu: trzech sędziów wybranych 8 października zostało sędziami, a ich kadencję biegną od 7 listopada. Tymi sędziami są Roman Hauser, Andrzej Jakubecki i Krzysztof Ślebzak. Sedziami są, ale orzekać nie mogą, bo Prezydent nie wykonuje swojego obowiązku odbioru od nich przyrzeczenia. Właśnie „obowiązku”, a nie prawa. Sedzia Marek Zubik, uzasadniając wyrok stwierdził, że do „wyłącznej komptencji Sejmu nalezy wybór Sędziego TK” oraz że osoba wybrana przez Sejm jest sędzią w pełnym tego słowa znaczeniu” [nagranie od 18 minuty]. Ponadto: „nie ulega wątpliwości, że odebranie ślubowania jest ustawowym obowiązkiem głowy państwa, a właśnie z faktu, że ustawa nie określa terminu do odebrania ślubowania wynika, że odebranie ślubowania ma nastąpić niezwłocznie. Standard ten jest podstawą europejskiej kultury prawnej” [nagranie od 19 m. 30 s.]
Trybunał rozwiał wątpliwości, zwłaszcza adwokatów działania Prezydenta, którzy utrzymują, że sędzią Trybunału staje się po odebraniu przyrzeczenia przez Prezydenta, a nie po wyborze Sejmu. Ten argument kreował nową, pozorną prerogatywę Prezydenta, polegającą na powoływaniu sędziów Trybunału przez odebranie od nich przyrzeczenia. Lekceważąc tym samym art. 144 ust. 2 Konstytucji, który wymienia wszystkie prezydenckie prorogatywy – nie ma wśród nich powoływania sędziów TK.
Trybunał i Dyzma
Trybunał uznał za niezgodny z Konstytucją art. 137 ustawy o TK w zakresie, w jakim był on podstawą wyboru przez PO dwóch „sędziów grudniowych”. Skutkiem tego jest konieczność wyboru dwóch nowych sędziów. Nie jest tak, że – jak dało się słyszeć po wyroku – dwóch z pięciu sędziów wybranych 2 grudnia przez PiS zostaje automatycznie sędziami. Art 190 ust. 4 nakazuje wznowić procedurę wyboru sędziów, co obecny Sejm powinien niezwłocznie uczynić i wybrać nowych dwóch sędziów.
Po wyroku TK wiemy, jak powinno być, żeby było w zgodzie z konstytucją, choć nikt nie wie, co będzie. Tego nigdy nie wiadomo, gdy polityka „chcieć to móc” zderza się z rządami prawa. Powinno być tak: Prezydent zaprasza do siebie prof. Hausera, Jakubeckiego, Ślębzaka i odbiera od nich przyrzeczenia. Marszałek Kuchciński, w związku z wyrokiem TK, zarządza wznowienie postępowania w sprawie wyboru dwóch sędziów, a Sejm ich wybiera. I mamy pełny, piętnastoosobowy skład TK. Wszystko zgodne z konstytucją i standardami państwa prawa. Znając już tempo prac legislacyjnych Prezydenta i Sejmu, wiemy, że potrzeba na to nie więcej niż dzień i noc.
Praktyka podpowiada jednak, że może to też potrwać dłużej.
PS:
Niełatwo jednak o optymizm, skoro Marszałek Sejmu oświadczył, że wyrok TK ma juz tylko znaczenie historyczne, a nowy dyrektor biura prasowego Prezydenta spokojnie poinformował nas, że Prezydent „się zastanowi”. Tak często odpowiadał Nikodem Dyzma, gdy musiał podjąć jakąś decyzję, i nie do końca rozumiał, co sie wokół niego dzieje…
**Dziennik Opinii nr 342/2015 (1126)