Zwolnieni z odpowiedzialności, które towarzyszą podejmowaniu decyzji o przerwaniu ciąży, mężczyźni solidaryzują się z płodami. 28 września to Międzynarodowy Dzień Działań na Rzecz Dostępu do Bezpiecznej i Legalnej Aborcji.
Koleżanka koleżanki mówiła, że bez problemu to można na Słowacji zrobić, normalnie w szpitalu, płaci się jakieś tysiąc pięćset. Nie, NFZ nie refunduje, no co ty, ale masz przynajmniej luz, że nie popełniasz przestępstwa.
Moja znajoma z kolei opowiadała, że są pigułki, które zamawiasz przez internet za 30 złotych, potem się logujesz na forum, tam jest instrukcja, i obserwujesz, jakie masz krwawienie, czy wszystko w normie. Są też podobno tabletki na reumatyzm, musisz tylko receptę mieć.
Znam dziewczynę, co się na tym przejechała i wylądowała w szpitalu – nigdy nie masz pewności. A z drugiej strony jakie wyjście? Słyszałam o kobiecie, która wzięła na to kredyt – trzy tysiące. Do dziś spłaca.
Mnie moja przyjaciółka opowiadała, że poszła na zabieg, zapłaciła i po kilkunastu dniach zorientowała się, że nadal jest w ciąży. Wyobrażasz sobie? Co byś zrobiła? Pozwałabyś lekarza? Poszła drugi raz, do innego.
Dobrze, że mieszkamy w dużym mieście, że lekarz nas nie zna, nie będzie komentował. Dobrze, że mamy sensowną pracę. Że gdyby coś się wydarzyło, to po prostu mamy te pieniądze w rezerwie, możemy się na tę Słowację przejechać, a nie kombinować w tabletkami z internetu.
No tak, wyobraź sobie, że mieszkasz w małym miasteczku, wszyscy wiedzą wszystko, jesteś po prostu pod stałą obserwacją księdza, aptekarza i sprzedawczyni z monopolowego. Nie masz kasy i od faceta też nie bardzo możesz oczekiwać, że pójdzie do bankomatu i wypłaci albo że cię samochodem zawiezie. Na pigułki cię na stać, prezerwatywa pękła i rodzisz trzecie, czwarte, piąte…
Koszmar.
A co mężczyzna robi w tym czasie?
Chłopak mojej koleżanki wyłączył telefon. Nie odbierał po prostu, bo to przecież sprawa kobiet.
Narzeczony znajomej bez słowa zrobił jej przelew na konto. Nie było żadnej rozmowy, bo to przecież sprawa kobiet.
Mąż mojej siostry powiedział tylko: to twoja decyzja. Ona nie była pewna, ale jak to od niego usłyszała i w dodatku ten jego ton i uciekający wzrok, to nie miała wyboru. Bo to przecież sprawa kobiet.
Ale powiedz mi, co taki mężczyzna może? Z jednej strony wie, że na takich, którzy pomagają kobiecie to zrobić, jest paragraf, z drugiej strony słyszy: mój brzuch – moje życie – mój wybór.
To nawet dla niektórych może być wygodne.
Otóż nie, drogie panie, to nie tylko nasza sprawa.
Zwolniłyśmy mężczyzn z odpowiedzialności, a aborcja nie jest tylko i wyłącznie sprawą kobiet. Tak jak nie jest nią wychowywanie dzieci, zajmowanie się domem, robienie zakupów. Decyzja o przerwaniu ciąży też jest podejmowana wspólnie. Tak, tak, nawet wtedy gdy facet rozpłynął się we mgle i szukaj wiatru w polu. Nawet jak nie odbiera telefonu. I jak w milczeniu wypłaca z bankomatu pieniądze na zabieg.
Dopóki będzie to tylko i wyłącznie sprawa kobiet, będziemy sobie o niej szeptać w ścisłym damskim gronie zaufanych przyjaciółek. Będziemy kisić w sobie lęk, wstyd i poczucie niesprawiedliwości.
A mężczyźni?
Mężczyźni będą dalej pielęgnować i zaostrzać prawo, które w ich mniemaniu dotyczy tylko kobiet. Zwolnieni z odpowiedzialności, odcięci od emocji, które towarzyszą podejmowaniu decyzji o przerwaniu ciąży, będą dalej solidaryzować się z płodami.
Wyłączą telefon. Powiedzą: to twoja sprawa.
Czy rzeczywiście dla wszystkich jest to tylko i wyłącznie sprawa kobiet?
*Marta Dzido – pisarka i reżyserka, autorka powieści „Ślad po mamie” i „Małż”.
Czytaj też felieton Kaji Malanowskiej: Przepraszam, synku, że cię urodziłam