Cywile to ofiara. Nawet „niewinna ofiara” albo „przypadkowa”, czy wręcz „konieczna”, mająca dowieść bezwzględności dyktatorów, cynizmu polityków. Układy z ofiarą mają zaś co najmniej trzech aktorów: ją samą, sprawcę i świadka. Nikt z nich nie wychodzi z tego cało.
Świętujemy rocznicę wielkiej ofiary cywili, wypuszczając na plac Powstańców faszystów od Bąkiewicza, jeszcze raz pokazując, że ta ofiara była po nic. Po nic. Gdyby była po coś, nie byłoby ofiar na granicy polsko-białoruskiej. Polskie służby wiedziałyby, że broń mają po to, by chronić cywili, bo to oni tworzą utkaną z sieci relacji, zobowiązań, zasad i obyczajów cywilizację. Z każdą kolejną ofiarą ta tkanina się pruje.
Nikt nie wyjdzie z tego cało
Okupacja to niepewność, strach, łapanki i wywózki. Więzienie, tortury, przymusowe roboty, niepewność swojego losu i losu najbliższych, przemoc, upokorzenie. Cywili nic nie chroni, oprócz prawa, prócz dobrych obyczajów, systemów wsparcia, kultury.
Blizny i rany po drucie żyletkowym – stare i świeże [reportaż z granicy]
czytaj także
Nie ma cywil broni. Zwykle ma kogoś pod opieką. Jego zadaniem jest przeżyć i pozwolić przeżyć innym, czyli codziennie podtrzymywać tę sieć relacji, systemów i zależności społecznych i prawnych, wzajemnych zobowiązań i troski, która umożliwia powitanie kolejnego dnia, spokojną noc, pozwala planować, rozwijać się. To zajęcie skomplikowane w czasach pokoju, nie mówiąc o wojnie.
Okupacja była dla cywili warszawskich straszna, powstanie było ostateczną katastrofą – bo runęły ostatnie chroniące ich systemy.
Zdecydowało przekonanie wojskowych, że „nie można poddać się bez walki”. „Musimy spełnić nasz obowiązek do końca” – to generał Tadeusz Pełczyński, wedle relacji Jana Nowaka-Jeziorańskiego. 29 lipca raportował on dowódcom AK w Warszawie, że Zachód nie przyjdzie Warszawie z pomocą, że „Anglicy i Amerykanie odmówili wysłania do Polski nawet misji obserwatorów wojskowych”. Po doświadczeniach Lublina i Białegostoku wiadomo już było, że ujawnienie akowskich struktur wojskowych skutkuje wywózkami na Sybir i pomocy od Armii Czerwonej nie należy się spodziewać. Ale dla gen. Okulickiego to właśnie było argumentem za powstaniem: „Jeśli Rosjanie nie przyjdą, damy światu dowód ich perfidii, pokażemy ich takimi, jakimi w rzeczywistości są – czerwonymi faszystami. […] nasza ofiara tym razem będzie tak wielka, że nie będą mogli zatkać sobie uszu”.
Za złudne poczucie bezpieczeństwa Polska byłaby w stanie sprzedać Podlasie
czytaj także
Cywile to ofiara. Nawet „niewinna ofiara” albo „przypadkowa”, czy wręcz „konieczna”, mająca dowieść bezwzględności dyktatorów, cynizmu polityków. Układy z ofiarą mają zaś co najmniej trzech aktorów: ją samą, sprawcę i świadka. Nikt z nich nie wychodzi z tego cało. Ani ich dzieci, ani ich wnuki.
Ofiara z nastolatki
Ofiara, wbrew rytualnemu znaczeniu tego słowa, nie łagodzi „gniewu boga”, nie zdejmuje ciężaru z reszty społeczeństwa, nie zabiera katastrofy ze sobą, nie zbawia. Mimo coniedzielnych mszy wiemy o tym, dlatego bardziej skupiamy się na bohaterach. Co roku 1 sierpnia powtarzamy: „Chwała bohaterom!”, by na chwilę może przykryć tę ofiarę, ziejącą otchłań, której bohaterowie nie zapobiegli. Ofiara była po nic.
Czego nauczyliśmy się po zagładzie miasta? Po tej „wielkiej ofierze” cywili? Na granicy nasze własne służby wyrzuciły (choć teraz zaprzeczają) na terytorium Białorusi siedemnastolatkę, wiedząc, że służby białoruskie nie chronią cywili, że gwałcą, torturują, że są tam wagnerowcy, którymi polscy politycy straszą dzieci, jest regularne rosyjskie wojsko, które dokonało masakr w ukraińskich miastach i wsiach. Jej matka została w szpitalu w Hajnówce. Nie mogła pomóc córce.
Płakaliśmy nad Aleppo zrujnowanym jak Warszawa po powstaniu. Teraz godzimy się na ofiarę cywili. Bo dowiodą, że Putin i Łukaszenka to czerwoni faszyści.