Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Śląsk jako niepodległa Republika Węglowa. Czy to mogło wydarzyć się naprawdę?

Tworzenie historii alternatywnych ma sens, gdy jesteśmy niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy. Śląsk ma ogromny potencjał do takich narracji – mówi Dariusz Zalega, autor książki „Republika Węglowa”.

Włodzimierz Lenin, Wojciech Korfanty, Frida Kahlo i Władysław Broniewski, czarno-białe fotografie na tle grud węgla
Kontekst

📖 W swojej najnowszej książce „Republika Węglowa” Dariusz Zalega tworzy wizję niepodległego Śląska, by pokazać, że losy regionu mogły potoczyć się inaczej i że historia nie jest zdeterminowanym ciągiem wydarzeń.

⚒️ Autor podkreśla odmienność śląskiej kultury pracy i relacji społecznych, zakorzenionych w silnych ruchach robotniczych Prus i Austrii oraz w wielonarodowej, przemysłowej historii regionu.

🚩 Zalega odrzuca polonocentryczne i nacjonalistyczne spojrzenie, opowiadając historię Śląska z perspektywy robotniczej i egalitarnej, wskazując jednocześnie, że alternatywne narracje mogą poszerzać współczesne rozumienie śląskiej tożsamości.

Wojciech Śmieja: Będziemy rozmawiać o pewnej utopii, o historycznej fikcji, w której Ślązacy nie tyle wybijają się na niepodległość, ile przeprowadzają, nie bójmy się tego określenia, bolszewicką rewolucję. Grubo.

Dariusz Zalega: Wymyślanie świata Republiki Węglowej było dla mnie przede wszystkim próbą zastanowienia się nad tym, jak mogłaby wyglądać historia tego regionu, gdyby los potoczył się inaczej. W swojej książce wyobraziłem sobie Śląsk jako niepodległe i radykalne społecznie państwo, odseparowane od Niemiec, Polski i Czech, ukonstytuowane na bazie przemysłu i węgla. To taki eksperyment myślowy, który ma skłonić do refleksji nad tożsamością i różnicami regionalnymi.

Rozmawiamy o Republice w twojej słynnej na Śląsku knajpie, Rebel Garden. Nad nami wisi obraz przedstawiający generała Ziętka, peerelowskiego wojewodę śląskiego, który stuka się kuflem piwa z Che Guevarą. Co ta mieszanka symboli dla ciebie znaczy?

To symboliczny obraz łączący różne tradycje i idee. Ziętek jako symbol śląskiego progresu i przemysłu oraz Che Guevara, symbol rewolucji i walki. Chciałem podkreślić, że Śląsk ma swoją unikalną historię i ducha, który nie musi być jednoznaczny czy podzielony.

A czy można powiedzieć, że śląski „Stadluft” jest bardziej lewicowy od tego polskiego?

Nie powiedziałbym, że jest bardziej lewicowy, ale jest inny, specyficzny. Ze względu na dziedzictwo przemysłu i tradycję, podejście do wartości – takich jak praca – jest zupełnie inne. Niektórzy mylą to z tym, że Ślązak zawsze tylko pracuje, ale to duże uproszczenie. Warto też powiedzieć o bardziej demokratycznych stosunkach, jakie wykształciły się na niemieckim i austriackim Śląsku jeszcze przed I wojną światową – tam, na poziomie zakładów pracy, funkcjonowały bardziej demokratyczne zwyczaje. W Polsce w okresie międzywojennym ten obraz wyglądał zupełnie inaczej.

Czytaj także Szynków żal. Co zostało po śląskich knajpach robotniczych? Dariusz Zalega

W jaki sposób?

Niemiecki urzędnik, zdając sobie sprawę ze swojej pozycji, nie mógł „podskoczyć” robotnikowi, bo istniały pewne normy i zasady, a przede wszystkim silny był ruch robotniczy. Natomiast w Polsce urzędnik czasem traktował robotnika jak fornala, kogoś gorszego.

Akcja Republiki Węglowej odbywa się w kluczowym dla regionu momencie – po zakończeniu I wojny światowej, kiedy decydowały się losy tego obszaru. Nie będzie plebiscytu, będzie rewolucja!

Tak, to jest moment symboliczny i bardzo ważny. W rzeczywistości los Śląska rozstrzygnęła historia, ale ja wykreowałem taką wizję, w której region mógłby się ukonstytuować jako niepodległa Republika Węglowa, niezależna od Niemiec, Polski czy Czech. To historia alternatywna, choć wcale nie niemożliwa, wszak powstały Czerwone Węgry Beli Kuna czy Volksstaat Bayern, Bawarska Republika Rad.

Czy twoim zdaniem taka republika mogłaby powstać w rzeczywistości?

Mogłaby, ale jej przetrwanie byłoby w zasadzie niemożliwe, podobnie jak w przypadku efemerycznych republik rad, węgierskiej i bawarskiej. W przypadku Śląska kluczowe jest czarne złoto, czyli węgiel, które stanowiło strategiczny surowiec zarówno dla Niemiec, jak i dla Polski czy Czech. Nie sądzę, żeby taka republika miała realne szanse na długie funkcjonowanie.

Skąd pomysł na alternatywną historię Śląska?

To szansa, by pokazać, że historia mogła potoczyć się inaczej. Istniejący wówczas ruch na rzecz niepodległości Śląska, choć teoretycznie niezależny od głównych państw, tak naprawdę opowiadał się za utrzymaniem status quo sprzed rewolucji niemieckiej. Chodziło o kontynuację dotychczasowych relacji, ale też o kwestie społeczne: dominację Kościoła w szkolnictwie, najniższe pensje w porównaniu z innymi regionami Rzeszy, czy władzę magnatów przemysłowo-ziemskich.

Zmianę na lepsze przyniósł dopiero PRL? Wtedy Śląsk nazywano „polską Katangą”.

Tak, to paradoks, ale PRL zmienił strukturę społeczną, demograficzną i etnograficzną Śląska. Międzywojenna Polska zyskała region, ale jednocześnie straciła Ślązaków. Żeby uczynić Śląsk bardziej demokratycznym i prospołecznym, trzeba byłoby obalić tę pruską kastę Junkrów, co było niemal niemożliwe zarówno w Niemczech, jak i w międzywojennej Polsce.

Czytaj także Wszystkie nasze strachy – od przyjaznych miast po Górny Śląsk Krzysztof Tomasik, Vendula Czabak

W twojej książce robotnicy śląscy organizują rewolucję proletariacką. Jednak wiemy, że w rzeczywistości impuls rewolucyjny został przejęty przez znacznie bardziej zachowawczego i propolskiego polityka, jakim był Wojciech Korfanty. Ta postać pojawia się w Republice w nie najlepszym świetle.

Chcę podkreślić, że ruchy społeczne na Górnym Śląsku nie ograniczały się tylko do walki o niepodległość czy nacjonalizm. To były głęboko demokratyczne i prospołeczne dążenia. Korfanty, choć to ważna postać, w pewnym momencie się sprzedał. W książce nie oszczędzam go, bo uważam, że na swojej drodze korzystał z okazji, aby dołączyć do elity i bronić własnych interesów.

Korfanty był koniunkturalistą?

Tak, bo miał naturalny dryg do tego, żeby się dostosować, dołączać do głównych sił politycznych. W trakcie protestów robotniczych na początku lat 20., nawet po krwawych wydarzeniach krakowskich z 1923 roku, był jednym z pierwszych, którzy rozważali użycie broni przeciw własnym robotnikom. Dla mnie nie jest to postać heroiczna. Nie chcę sprowadzać historii Śląska do prostego konfliktu między „korfanciorzami” a „sanatorami”, bo ta historia jest znacznie bogatsza, a z drugiej strony tragiczna. Międzywojenny polski Śląsk był naprawdę tragiczny.

W książce występują rzeczywiste postacie, w tym Władysław Broniewski. Do niego masz z kolei szczególną słabość, prawda?

Zdecydowanie. Wspomnienia Broniewskiego są znakomite, bardzo ludzkie. To nie jest postać z cokołu, tylko z krwi i kości.

A kluczową postacią w książce jest John Reed, autor 10 dni, które wstrząsnęły światem, reportażu o rewolucji październikowej. Jakie postaci towarzyszą mu w twojej powieści?

Reed przyjeżdża ze zrewolucjonizowanej Rosji na zrewolucjonizowany Śląsk. Spotyka tu wiele postaci ważnych dla historii lokalnej, ale nie tylko. Wyobraź sobie, że w środku Europy powstaje prawdziwa Węglowa Republika Rad. Cały świat by się nią interesował! Więc na kartach mojej książki pojawi się i Lenin, i Frida Kahlo. Myślałem o utopijnej Republice Węglowej, która mogłaby mieć większy potencjał, niż Węgierska Republika Rad. Dlaczego nie mogliby tam przyjechać Diego Garcia czy Fritz Haber? Po I wojnie światowej wielu ludzi, w tym z elit, poszukiwało nowych rozwiązań. Wojna była przerażającym doświadczeniem, które musiało wywrzeć ogromny wpływ na myślenie o przyszłości.

Jakie znaczenie ma wymyślanie takich alternatywnych historii, zwłaszcza w kontekście Śląska?

Wydaje mi się, że tworzenie historii alternatywnych ma sens, gdy jesteśmy niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy. Śląsk ma ogromny potencjał do takich narracji. Świetnie pokazuje to Zbyszek Rokita w Aglo, gdzie bawi się tym, jak różne są opowieści o Śląsku pisane z perspektywy polskiej, niemieckiej, z punktu widzenia Dönersmarków i Hochbergów. Ja natomiast opowiadam tę historię z perspektywy robotniczej, ale można by znaleźć jeszcze inne punkty widzenia.

Dlaczego, twoim zdaniem, nie ma więcej lewicowych historii alternatywnych? Ten model pisania w Polsce wydaje się bardzo prawicowy i konserwatywny. Twoja książka jest jedną z pierwszych wyraźnych prób napisania utopii lewicowej.

Historia alternatywna często służy do zaspokajania polskich kompleksów, takich jak potrzeba wygrania powstań czy kampanii. Moja książka to zabawa historią, ale także próba skłonienia do refleksji. Historie alternatywne mogą być przydatne, ponieważ pozwalają nam wyjść z utartych schematów myślenia. Chciałbym, aby czytelnicy zrozumieli, że historia nie jest zapisana w gwiazdach. To, co się wydarzyło, nie było jedyną możliwą wersją przebiegu dziejów. Nawet małe zmiany mogły prowadzić do zupełnie innych ciągów wydarzeń. Myślenie w ten sposób daje historykom szerszą perspektywę i pozwala odrzucić dominujące narracje. Historia nie powinna być traktowana jako niepodważalna prawda, ale jako materiał do analizy i refleksji.

Księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie

Otwartość w historii polega na tym, że nie ograniczamy się do jednej narracji i jednego punktu widzenia. Nie chodziło mi przy tym o fantazjowanie w stylu bajań o Wielkiej Lechii, ale o realistyczne eksplorowanie alternatywnych możliwości, które w określonym momencie dziejowym otwierały się przed społeczeństwem.

Rozmawiamy teraz nie tylko o historii, ale także o twojej roli jako pisarza. Które momenty w historii Śląska postrzegasz jako potencjalne punkty, w których wydarzenia mogły przybrać radykalnie inny obrót niż przybrały?

Na pewno do takich momentów należą wojny śląskie z połowy XVIII wieku i przejęcie w ich efekcie Górnego Śląska przez Prusy. Prusy nie zbudowałyby swojej potęgi, nie zdominowałyby reszty Niemiec, bez oparcia się na śląskim przemyśle węglowym. Gdyby to Austria przejęła Górny Śląsk, mogłoby być zupełnie inaczej. Austria zaczęła się modernizować właśnie dlatego, że straciła Śląsk. Może gdyby go miała, nie czułaby potrzeby modernizacji. Innym ważnym okresem są reformacja i kontrreformacja. Górny Śląsk był w czołówce reformacji w Europie Środkowej, co zostało zapomniane po zwycięstwie katolicyzmu. Wcześniej, a więc w czasach gwarków, nasz region był raczej na uboczu – stolicą Śląska był Wrocław, a Górny Śląsk to były właściwie bagniste kresy. Te dwa okresy, które wymieniłem, są kluczowe dla alternatywnych narracji.

Czytaj także Bóg, Ojczyzna, Jedność i Zgoda wystarczą. Terror polityczny wielkopolskiej endecji Przemysław Kmieciak

W twojej książce dostrzegam emocje, które podzielają pisarze tacy jak Zbyszek Rokita czy Szczepan Twardoch. Oni też opowiadają historię Śląska z perspektywy niezwiązanej z polonocentryzmem. Jakie znaczenie ma to podejście dla współczesnej śląskiej tożsamości?

Myślę, że to podejście nie prowadzi do jakiegoś wyraźnego separatyzmu, a raczej do szerszej dyskusji o tożsamości. Zdaję sobie sprawę, że wielu mieszkańców tego regionu identyfikuje się jako Polacy, chociaż mają też śląskie korzenie. Pisząc, staram się dotrzeć nie tylko do Ślązaków, ale także do Polaków, aby pokazać, że te różnice są wartościowe i mogą być źródłem dumy. Zdaję sobie sprawę, że większość mieszkańców tego regionu to są jednak ludzie, którzy czują się takimi letnimi Ślązakami, a przede wszystkim Polakami.

Mówisz o byciu „letnim Ślązakiem”, ale także o tym, że jesteś przeciwnikiem wszelkich nacjonalizmów. Jak widzisz budowanie śląskiej tożsamości?

Uważam, że budowanie śląskiej tożsamości powinno opierać się na tym, że jesteśmy innym regionem, który jest niedoceniany, a nie na porównaniach, kto jest lepszy czy gorszy od innych Polaków. Cieszę się, że widać modę na śląskość. Historia, której uczono nas w szkołach, była zdominowana przez narracje o Kongresówce czy Galicji, a Śląsk często pojawiał się na marginesie, zwłaszcza w kontekście powstań.

Czy aby nie idealizujesz Ślązaków w kontekście egalitaryzmu i demokratyzmu?

Może trochę idealizuję, ale przenoszę to na okres, w którym funkcjonowały masowe ruchy społeczne, których na ziemiach centralnej Polski nie było w tej skali. W krajach takich jak Prusy czy Austria powstawały partie polityczne, które zmuszały władze do wysłuchania żądań społeczeństwa. Tu nie chodzi o idealizację, ale o uznanie faktów.

Konkludując, czy uważasz, że Polsce i polskiej historii przydałoby się więcej Ślązaków?

Zdecydowanie. Gdyby było więcej Ślązaków, Polska szybciej by się zdemokratyzowała. Ksiądz Kubina witał polskich żołnierzy wkraczających na Śląsk słowami: „Wy nas nauczycie dobrze mówić po polsku, a my was dobrze pracować”. Dobrze pracować nie oznacza tu jakiejś śląskiej „kultury zapierdolu”, tylko dobrą, nowoczesną organizację, praworządność i świadomość własnej wartości.

A co z kobietami w twojej książce? Dlaczego nie uwzględniłeś postaci takich jak Róża Luksemburg? Mogłaby przyjechać na Górny Śląsk na wakacje.

Róża Luksemburg nie mogła się pojawić, ponieważ w okresie, o którym piszę, już nie żyła. Jednak pojawia się Danuta Kłuszyńska z Cieszyna, która była fenomenalną postacią w historii ruchu kobiet. Niestety, świat był zdominowany przez mężczyzn, ale staram się to podważać. Kłuszyńska zorganizowała najsilniejszy ruch pracownic na terenie ziem polskojęzycznych. No bo tak – środowiska sufrażystek były dość ograniczone, damy z elit albo z klasy średniej, natomiast ona organizowała tysiące robotnic. 1 listopada 1918 roku na czele manifestacji robotniczej „odbiła” strategicznie bardzo ważny dworzec bogumiński na Śląsku Cieszyńskim.

No dobrze, a co z kwestią chłopską w Republice Węglowej? Wszyscy mamy przed oczami obraz Śląska przemysłowego, ale nie mniej ważny był przecież Śląski rolniczy. Powstały kołchozy?

To ważny temat, ponieważ międzywojenny Górny Śląsk miał więcej robotników rolnych niż górników. Robotnicy rolni zostali zupełnie wyparci z pamięci. Tutaj mamy tylko takie zajawki, na przykład w stylu Kożdonia, że rekwizycje na wsi są. Ale wtedy wszyscy brali rekwizycje, więc to jest jasne. Tylko jak by to mogło zostać rozwiązane? My postrzegamy ten świat wiejski jednowymiarowo, a był on głęboko podzielony. Szczerze mówiąc, Anton Jadasz, lider Republiki Węglowej, nie miał z tym łatwo. Ale nie siedzę w jego głowie…

**

Dariusz Zalega – dziennikarz, historyk, reżyser filmów dokumentalnych, organizator wydarzeń kulturalnych. Pasjonat historii Śląska, ruchu robotniczego i czeskich piw. Jego książka Śląsk zbuntowany otrzymała nominację do Nagrody Historycznej „Polityki”. W Wydawnictwie Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska, zaś w 2005 roku nakładem Wydawnictwa Naukowego „Śląsk” wyszła Republika Węglowa. Prowadzi fanpage Zbuntowany Śląsk oraz knajpę Rebel Garden.

Wojciech Śmieja – profesor Uniwerystetu Śląskiego w Katowicach, literaturoznawca i polonista, od ponad 20 lat bada reprezentacje i ekspresje płci w kulturze, literaturze i dyskursie publicznym. Visiting Scholar w Centre for the Man and Masculinities Studies na Uniwersytecie Stony Brook w Nowym Jorku. Autor pięciu monografii naukowych i kilkudziesięciu artykułów. W październiku 2024 roku ukazała się jego książka Po męstwie – historia męskości w Polsce (wyd. Czarne, 2024).

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie