Kraj

Sadura: Scenariusze walki z reformami edukacyjnymi

Przed ZNP zadanie zsynchronizowania działań samorządowców i trzeciego sektora, dyrektorów szkół i rodziców, nauczycieli i uczniów.

Ogólnopolski protest nauczycieli przeciwko reformie edukacyjnej PiS miał miejsce dokładnie tydzień po strajku kobiet. Porównanie ich skali i efektów narzuca się samo. Pozornie nie jest ono korzystne dla akcji Związku Nauczycielstwa Polskiego. O ile marsze z 3 października zgromadziły ponad 30 tys. uczestników w samej Warszawie, tym razem było to najwyżej 25 tys. w całej Polsce. Wówczas protest rozlał się po kraju obejmując dziesiątki, jeśli nie setki ośrodków miejskich, teraz został zorganizowany tylko w miastach wojewódzkich. „Czarny protest” spowodował natychmiastową rekcję władz, podczas gdy działania ZNP łatwiej było zignorować. Można by długo. Taka komparatystyka byłaby jednak niesprawiedliwa.

Strajk kobiet był spontaniczną, oddolną reakcją dziesiątek tysięcy kobiet i wspierających je mężczyzn na barbarzyństwo projektu Ordo Iuris. Nie chodziło o mętny program reformy polityki zdrowotnej np.: reorganizację oddziałów i przychodni ginekologicznych wobec którego musieliby się określić: eksperci, samorządowcy, ordynatorzy, związkowcy, lekarze, pielęgniarki, pacjentki i ich rodziny. To była walka o prawa reprodukcyjne kobiet. O ich godność i bezpieczeństwo. Stawka tej konfrontacji była jasna. Nie było miejsca na niuanse i półcienie. Za albo przeciwko cierpieniu kobiet i zakusom fanatyków.

Inaczej jest z protestem nauczycieli. To zaledwie początek kampanii, którą inicjuje największy nauczycielski związek zawodowy. Przedmiotem krytyki jest zaś – prawdopodobnie szkodliwy, z pewnością nieprzemyślany, ale ostatecznie spotykany we współczesnym świecie – program radykalnej reformy jednego z systemów polityki publicznej. Stawką tej konfrontacji nie jest tylko być lub nie być gimnazjów. To wielowątkowa reforma, która zmienia ogólny ustrój szkolny, reorganizuje szkolnictwo zawodowe, wzmacnia nadzór kuratoriów, zwiększa liczbę godzin przeznaczonych na nauczanie historii itd. W zapowiedziach pojawiały się także wprowadzenie nowego stopnia awansu zawodowego i wsparcie finansowe dla małych szkół. Wystarczy? Co więcej spór o reformę angażuje różne grupy, z których każda ma nieco inną percepcję rzeczywistości, inne interesy i sposoby ich artykulacji.

Dobrze to widać, jeśli zajrzy się do wyników badania 3 spojrzenia na szkołę. Pedagodzy, samorządowcy i rodzice o zmianach w polskiej edukacji, ogłoszonego niedawno przez Szkołę Liderów (uczniów w badaniu niestety pominięto). Była to szczegółowa ankieta dotycząca wszystkich elementów składających się na program zmian zapowiedziany przez MEN w czerwcu br. Rezygnacja ze sprawdzianu szóstoklasisty spotkała się z entuzjazmem rodziców i obojętnością samorządowców. Odwrotnie było w przypadku wprowadzenia dwustopniowej szkoły branżowej. Nauczyciele cieszyli się z likwidacji godzin karcianych i wydłużenia nauki w liceum, ale wtórowali im tylko rodzice i tylko w tym drugim przypadku. Pytani o ogólną ocenę reformy rodzice podzielili się na ich gorących zwolenników (20%) i przeciwników (19%).

Wśród nauczycieli krytycy MEN zyskali trzykrotną przewagę nad „reformatorami”. W gronie samorządowców jednych i drugich było mniej niż 3% (95% wybrało „trudno powiedzieć”).

Powyższe wyniki potwierdzają słowa francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu, który twierdził, że w każdym sondażu to, co najważniejsze ukryte jest w statystykach dotyczących odpowiedzi „nie mam zdania”. Była to opcja wybierana najczęściej przez wszystkie badane grupy. To wyraz przytłaczającej niepewność co do ostatecznego kształtu reformy. Bardzo uzasadnionej. Co z tego, że w RCL (Rządowe Centrum Legislacji) możemy przeczytać gotowy projekt ustawy? Minister Finansów przeczytał, a po lekturze powiedział, że wyliczenia Zalewskiej są księżycowe, a na reformę nie ma środków!

Jednak ankieta Szkoły Liderów mówi o czymś jeszcze. Chodzi o złożoność stosunku do reformy wśród poszczególnych „interesariuszy”. Ostatnio brałem udział w spotkaniu samorządowców pracujących nad strategiami rozwoju edukacji. Nagle gruchnęła wieść: „media podają, że Zalewska likwiduje Kartę”. Nie trzeba być ekspertem edukacyjnym, żeby wyobrazić sobie, jak zmieniłoby to ich sytuację. I co zrobili zebrani? Wzruszyli ramionami i wrócili do swoich prac. Tym razem była to kaczka dziennikarska, ale nie w tym rzecz.

Samorządowcy to pragmatycy. Zanim określą się za lub przeciw, chcą poznać fakty, a nie zapowiedzi. Chcą wyliczyć, co to oznacza w ich przypadku.

Wśród rodziców w sprawie reformy wyrobione zdanie mają tylko twarde elektoraty PiS i opozycji. To może się zmienić, ale dopiero, kiedy reforma wejdzie w życie. Gdy na przykład okaże się, że zlikwidowano najbliższą szkołę, a dzieci chodzą do 40-osobowej klasy i kończą lekcje o 19.00. Nawet wśród najbardziej krytycznych wobec reformy nauczycieli opinie tych pracujących w gimnazjach i liceach są – delikatnie mówiąc – rozbieżne.

Są różne scenariusze walki z niechcianymi reformami. Można uderzyć zwartą grupą, za którą z czasem pójdą inni. Tak hamowano reformę sześciolatków. Można też montować rozległą koalicję. Na razie nikt nie jest na tyle zdeterminowany, aby iść na pełną konfrontację. Dlatego w ostatni poniedziałek ZNP rozpoczął grę mającą doprowadzić do budowania szerokiego sojuszu. Nie będzie to proces ani łatwy, ani krótki. Trzeba będzie otworzyć się na niewygodne sojusze, zmobilizować całe grupy społeczne, przełamywać swoje uprzedzenia. Wiem, o czym mówię. Kiedy w 2006 r. wybuchły protesty przeciwko nominacji Romana Giertycha na szefa MEN, próbowałem mediować między środowiskami zanarchizowanej Inicjatywy Uczniowskiej i zbiurokratyzowanego ZNP. Nieufność po obu stronach była tak duża, że mimo zbieżnych celów nawiązanie współpracy okazało się niemożliwe. Jedni nie chcieli wyściubić nosa ze swojej piwnicznej kanciapy przy Emilii Plater, drudzy – zejść na ziemię z górnych pięter swojego gmachu na warszawskim Powiślu. Nawet pomysł zrobienia wywiadów z uczniami do „Głosu Nauczycielskiego”, wzbudził kontrowersje na kolegium redakcyjnym. „Serio? Mamy wspierać uczniów w obalaniu szefa MEN?” – pytano.

Gdybym dziś miał coś doradzać ZNP i wszystkim ludziom dobrej woli, zacząłbym od organizacji lokalnych debat i seminariów dotyczących reformy. Namysłu nad tym, co może z reformy wynikać na poziomie lokalnym. Media ogólnopolskie mogą donosić o dziesiątkach tysięcy nauczycieli do zwolnienia i tysiącach szkół przeznaczonych do rozbiórki. Nigdy nie będą jednak tak sugestywne, ani tak wiarygodne, jak wójt mówiący, że w skutek działań PiS musi zamknąć tę jedną szkołę, w której pracujesz lub w której uczy się twoje dziecko.

Po strajku kobiet, rozbrajając seksistowski stereotyp, ASZdziennik żartował: „zdaniem ABW Czarny Protest zsynchronizował cykle 10 mln. kobiet. Za 25 dni ich PMS rozniesie rząd na strzępy”. Przed ZNP zadanie zsynchronizowania działań samorządowców i trzeciego sektora, dyrektorów szkół i rodziców, nauczycieli i uczniów. Niech trwa to i dłużej, byle się udało. Z całego serca życzę powodzenia!

PRO-aborcja-ksiazka-katha-pollit

 

**Dziennik Opinii nr 286/2016 (1486)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Sadura
Przemysław Sadura
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej. Założyciel Fundacji Pole Dialogu. Bada relacje między państwem i społeczeństwem w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor m.in. książki „Państwo, szkoła, klasy” i współautor (ze Sławomirem Sierakowskim) badań „Polityczny cynizm Polaków” i „Koniec hegemonii 500 plus” oraz książki „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij