19 lipca mija rok od podpisania przez rząd rozporządzenia ws. zmiany granic kilkunastu miejscowości w Polsce. Zwykle nie ma niczego niezwykłego w tego typu rozporządzeniach – podpisywane są co roku, zazwyczaj w lipcu. Tym razem było inaczej: jednym z punktów była zmiana granic miasta Opola i kilku sąsiednich gmin.
Sprawę podzielenia gminy Dobrzeń Wielki relacjonowałem na łamach Krytyki Politycznej kilkukrotnie. Ostatni raz w kwietniu, kiedy byliśmy po drugim proteście głodowym i przed drugą wizytą w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji.
czytaj także
Rocznice sprzyjają rozliczeniom i bilansom. W przypadku Wielkiego Opola są one jednak trudne, gdyż sytuacja – pomimo niespełna ośmiu miesięcy od powiększenia miasta – jest wciąż dynamiczna. Tak jak przed zmianą granic nie podano żadnych przewidywań dotyczących korzyści i strat dla miasta, tak mieszkankom i mieszkańcom Opola z rzadka prezentuje się koszty związane z konsekwencjami poszerzenia. Wiadomo na pewno, że kilkadziesiąt milionów złotych wpłynęło do budżetu Opola z tytułu przejęcia dochodowej elektrowni w Brzeziu (budżet na rok 2017 jest największy w historii Opola – ponad 900 mln PLN). Wiadomo, że władze nie doszacowały kosztów związanych z oczyszczaniem miasta – opolanki i opolanie zapłacą o niespełna 2 mln więcej niż przewidywano. Trzeba będzie zapłacić więcej za dodatkowe patrole policji. Wiadomo od zeszłego roku, że między innymi z powodu poszerzenia miasta podniesiono stawki opłat za wodę i odbiór ścieków. Wiadomo także, że wymiana tablic miała wynosić ponad 500 tysięcy złotych, ale biorąc pod uwagę ich regularne niszczenie, nie wiadomo ile trzeba będzie dopłacić. Nie chwalono się również kosztami związanymi z nowymi planami zagospodarowania przestrzennego – stare na przyłączonych terenach przestały bowiem obowiązywać.
Dodatkowe koszty nie mogą dziwić. Większa powierzchnia to więcej obiektów do utrzymania, to wzięcie na siebie odpowiedzialności za placówki publiczne (o ile nie zostaną one zamknięte), to w końcu droższe usługi miejskie. Problem polega głównie na tym, że kiedy za większą powierzchnią idzie mniejsza gęstość zaludnienia, a z tym mamy w Opolu do czynienia, koszty per capita muszą wzrosnąć jeszcze bardziej. Proste.
Tymczasem w Dobrzeniu Wielkim nie porzucono nadziei. Rozmowy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji po drugim proteście głodowym zakończyły się podobnym wnioskiem, co po pierwszym proteście: jeśli dwa samorządy dogadają się, minister złoży odpowiedni podpis. Tym razem jednak proces dojścia do porozumienia nie przybrał formalnego charakteru w postaci mediacji. Rozmowy toczone były zakulisowo. Odpowiedź ze strony miasta niezmiennie ta sama: o żadnej zmianie granic nie ma mowy.
W gminie powołano jednak do życia stowarzyszenie Tak dla Samorządności. Jego przedstawiciele godzinami pokonują setki kilometrów (od Wrocławia, przez Katowice, po Białystok) czasem tylko po to, by przez 15 minut opowiedzieć o problemie gminy na jednym z licznych zebrań o samorządach i wrócić do domu. Spotykali się z przedstawicielami całej opozycji parlamentarnej, by wywalczyć gwarancje powrotu do ich sprawy, gdy któraś z partii zmieni PiS u sterów rządu. Jedną z tych, która zadeklarowała na piśmie podjęcie wszelkich działań zmierzających do zmiany granic, była Platforma Obywatelska. Wartość jej gwarancji miała zostać zweryfikowana już wkrótce.
Stowarzyszenie, wraz z częścią radnych gminy Dobrzeń Wielki, doprowadziło do zwołania nadzwyczajnej sesji Rady Miasta w Opolu związanej z przyjęciem kompromisowej propozycji. Do gminy miały powrócić trzy sołectwa: Borki, Świerkle i Brzezie (oraz część Dobrzenia Małego). W granicach Opola miała pozostać już nie tylko rozbudowywana elektrownia, ale również – przynajmniej na razie – Czarnowąsy i Krzanowice. Propozycja przypominała tę wypracowaną podczas mediacji, z tym że strona Dobrzenia poszła na jeszcze większe ustępstwa.
Przedstawiciele gminy liczyli na to, że przyjęcie przez Radę Miasta Opola takiego scenariusza (wbrew prezydentowi miasta, który miał „trudne dni” z koalicyjnymi radnymi PiS-u po aferze związanej z Krajowym Festiwalem Piosenki Polskiej) bądź przynajmniej jej niejednoznaczny sprzeciw byłby sygnałem dla rządu, że można zdecydować o powrocie do starych granic pomimo niezgody prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. Do tego właśnie potrzebni byli radni i radne Platformy Obywatelskiej, której władze krajowe zadeklarowały wsparcie. W decydującym momencie wstrzymali się jednak od głosu. Kompromis poniósł sromotną porażkę.
Na przyłączonych terenach organizowane są rozmaite pokazówki, mające uspokoić protestujących. W niecały miesiąc po wejściu w życie rozporządzenia w miejscowości Żerkowice (będącej przed 1 stycznia 2017 r. częścią gminy Komprachcice) ogłoszono remont ulicy. Można by sądzić, że to dobrze, przecież miastu powinno zależeć na nowych terenach, nawet jeśli zagarniętych siłą. Tyle tylko, że remont ten odbywa się kosztem ulicy Wschodniej znajdującej się w starej części Opola. Hucznie ogłoszona nowa inwestycja okazała się być jedynie przesunięciem innej.
Częścią tych pokazówek były kwietniowe spotkania na nowo przyłączonych terenach z prezydentem Wiśniewskim przy udekorowanym torcie „800 lat Opola”. Na mapie znalazły się Czarnowąsy. O ile w byłych częściach pozostałych gmin nie było fajerwerków, o tyle w anektowanej części Dobrzenia Wielkiego przygotowano się dość solidnie. Choć rzeczniczka prezydenta dała gwarancję, że spotkanie się odbędzie, to już następnego dnia wizyta została odwołana. Zgromadzone pod budynkiem szkoły mieszkanki i mieszkańcy zjedli wielki tort powitalny „Czarnowąsy. Od 789 lat na swoim” i wyśpiewali mobilizujące do dalszej walki piosenki. Choć w narracji władz Opola czarnowąsianie i czarnowąsianki w większości zaakceptowali zmianę granic, to otwarte dla wszystkich spotkanie w ich byłej miejscowości nie miało miejsca do tej pory. Jedno, z nauczycielami, odbyło się potajemnie (co nie przeszkodziło kilkudziesięciu osobom przywitać władze Opola krzykami: „okupanci!”). Drugie, ze specjalnie zaproszonymi gośćmi, zorganizowano w opolskim ratuszu.
Walczącym o jedność gminy czasem udaje się odnieść drobne zwycięstwa wizerunkowe. Trwa proces Krystyny Pietrek, sołtyski Czarnowąsów, przeciwko Patrykowi Jakiemu. Wiceminister sprawiedliwości, ojciec pomysłu powiększenia Opola, regularnie oskarżał obecną w gminie mniejszość niemiecką o fałszowanie wyników konsultacji społecznych i o podburzanie do protestów. Kolejną rozprawę wyznaczono na 7 sierpnia. Tym razem, mimo interwencji obrony wiceministra, Jaki będzie musiał się zjawić osobiście. To będzie jego pierwsza bezpośrednia styczność z Dobrzeniakami. Kiedy kilka miesięcy temu przyjechał do Opola, budynku ratusza pilnowała policja.
W międzyczasie mieszkanki i mieszkańcy podejmują kolejne inicjatywy o charakterze symbolicznym. Na przyłączonych terenach, nazywanych przez nich „okupowanymi”, wymieniane są stare banery, wieszane są nowe hasła: „Walki naszej nie skończymy aż do dnia, gdy zwyciężymy”, „Autobusem nas nie kupicie, wioska to nasze życie!”. Zorganizowano przejazd po Opolu korowodem samochodów z flagami gminnymi (szykują się kolejne przejazdy). Kilka razy blokowano ulice. Wciąż, co miesiąc, odbywają się lokalne miesięcznice „pogrzebania demokracji na Opolszczyźnie”. Te gesty i wspomniane drobne zwycięstwa zdają się być jednak jedynie drobnymi zadrapaniami na murze, który usiłuje się przebić.
Czy ta walka ma jeszcze sens? Rocznica podpisania porozumienia to dobra okazja, by odpowiedzieć na to pytanie. Od początku obrony jedności gminy zorganizowano ponad 50 manifestacji w kilkunastu miejscach, wysłano kilkadziesiąt petycji do władz miejskich, wojewódzkich i ogólnopolskich, zorganizowano wyjazdy do Sejmu i do Brukseli, okupowano biuro poselskie, rozmawiano z dziesiątkami ludzi, którzy mogliby jakkolwiek wpłynąć na to, by sołectwa wróciły do granic gminy Dobrzeń Wielki. Protesty głodowe trwały ponad 600 godzin. Pożądanego efektu jak nie było, tak nie ma.
Być może symboliczne zwycięstwa mają większą wagę niż się wydaje. Wszak utrata 62% budżetu Dobrzenia nigdy nie była głównym motywem obrony przed przyłączeniem (Dobrzeń Wielki nie jest dziś samodzielny finansowo, jego budżet dopina się, gdyż władze w Opolu przekazują na rzecz gminy dotacje celowe). Kiedy pan Józef Malcharczyk domaga się powrotu słowa „Czarnowąsy” do dowodu osobistego, nawet nie myśli o dochodowej elektrowni. Kiedy pan Piotr Szlapa, były radny gminy, obecnie radny Opola, na pierwszej sesji powiększonej Rady Miasta składa ślubowanie gminie Dobrzeń Wielki i uderza się w pierś, nawet nie pamięta, że już dochód po trwającej rozbudowie elektrowni podwoiłby się. W marcu 2016 r. przeprowadzono badanie ankietowe na mieszkańcach przyłączonych terenów. Kiedy pytano ich o powody sprzeciwu, największa część odpowiadała: nie rozrywajcie nam wspólnoty. „Skok na kasę” był na drugim miejscu.
W połowie lipca doszło do spotkania mieszkańców gminy z czołową postacią pewnego stowarzyszenia w Radzionkowie. Gminę Radzionków przyłączono do Bytomia w 1975 roku. W okresie transformacji grupa mieszkańców utworzyła stowarzyszenie, które działało aktywnie na rzecz odłączenia gminy od miasta. Po trwającej latami pracy u podstaw Radzionków ponownie zyskał samodzielność w 1998 r. Choć nie są to dokładnie analogiczne sytuacje, taka praca u podstaw w Dobrzeniu Wielkim już się zaczęła. W rocznicę podjęcia decyzji o podziale gminy oznacza to prawdopodobnie, że uroczystości rocznicowych może być co najmniej kilka.
A najbliższa, ta z ludźmi na ulicach, w niedzielę 23 lipca o 17:00 na Placu Wolności w Opolu.
„Każda z głodujących osób straciła już między 5 a 6 kilogramów”