Kraj

Chęć bycia w Unii Europejskiej to nasz największy wspólny mianownik

Ludzie protestowali w 126 miastach w Polsce. Ale kolejny, nawet dość udany protest nie wystarczy, żeby odsunąć PiS od władzy. Musi nas być nie kilkadziesiąt tysięcy, ale milion. Jak to zrobić?

Informacja, że marionetkowy Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej zdecydował, że prawa Unii Europejskiej już nas nie obowiązują, wstrząsnęła, mimo że przecież skandal ostatnio goni skandal i nie ma dnia, aby rząd Zjednoczonej Prawicy nie doniósł nam świeżego. Zdjęcia w tle na FB kolejnych znajomych w czwartkowy wieczór zrobiły się czarne. Jest nas, chcących być w Unii, niemal 90 proc.

Kolejne organizacje i politycy w mediach społecznościowych pokazują swoje poparcie dla UE. Wreszcie larum podnosi Donald Tusk. Wzywa do oporu, do wyjścia na ulice w obronie naszego miejsca w Unii Europejskiej. Ogłasza: niedziela 10 października, godzina 18, plac Zamkowy w Warszawie.

Wyrok Trybunału, czyli Kaczyński prowadzi nas na poprzednią wojnę

90 proc. to chyba nasz największy wspólny mianownik. To łączy nas przede wszystkim. Tylko połowa z nas ma macice, tylko około 700 tysięcy to nauczycielki, tylko 140 tysięcy to lekarki i lekarze, około 260 tysięcy pielęgniarki. A tych, co chcą być w Unii Europejskiej, aż 90 proc.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Kto przyjdzie na wiec Donalda Tuska?

I na tej największej fali chce płynąć Donald Tusk, żeby pokonać PiS. A może, żeby zbudować poparcie dla siebie? Żeby nareszcie objąć rangę wodza.

Wezwanie publikuje sam. Nie organizuje spotkania liderów partii opozycyjnych, nie ma wspólnej konferencji. Jest droga na skróty, z elementem szantażu, bo przecież wszystkim nam chodzi o Polskę, o Polskę w Europie i odsunięcie PiS od władzy, więc w tej sytuacji to naprawdę małostkowość czepiać się, kto pierwszy do kogo zadzwonił.

Sutowski: O czym marzy lud koderski. Krótki kurs

W sieci dyskusje, wątpliwości, niby nasze miejsce w Unii Europejskiej to wspólna sprawa, ale jednak wiele osób ma wrażenie, że przyjdzie po prostu na wiec Donalda Tuska, na wiec partyjny.

Czy przyjdzie zatem więcej osób niż elektorat PO, niż KOD? Czy przyjdą ludzie młodzi? Największa demonstracja organizowana przez KOD zgromadziła nawet 240 tysięcy obywateli, było to w 2016 roku, w zeszłym roku Strajk Kobiet zgromadził w całej Polsce około 430 tysięcy protestujących − to rekord od ’89 roku. Jednak to wciąż daleko od masy krytycznej, która mogłaby sprawić, że PiS się cofnie. Po kolejnych latach ciągłych skandali, protestów, godzin spędzanych na zatłoczonych ulicach miast w demonstracjach, które rząd olał, nastroje nieco osłabły, ludzie są zmęczeni, znużeni i czują, że nie mają na nic wpływu.

Czy zatem manewr Tuska zadziała? Czy jego wołanie wystarczy, byśmy jeszcze raz wyszli na ulice, i to w znaczącej liczbie?

„Wyborcy PiS-u zostali przekupieni, brakuje im inteligencji i wiedzy”. Jak siebie i innych widzą członkowie KOD?

W niedzielnym programie Dominiki Wielowieyskiej zaproszeni przez nią politycy i polityczki opozycji pięknie się ze sobą zgadzali i uzupełniali. Zgodnie stawali też przeciw posłowi Kalecie reprezentującemu PiS, który był w defensywie aż do momentu, kiedy Wielowieyska spytała, kto się wybiera na protest na plac Zamkowy. No i tu zapadła najpierw cisza, a potem po kolei wszyscy opowiadali, jak to będą na różne sposoby protestować, jedni tu, drudzy tam, ale na placu Zamkowym to jednak raczej wiec partyjny Platformy niż wspólny protest, bo nikt z nimi niczego nie umawiał; że wspólna powinna być konferencja wszystkich liderów opozycyjnych, a tak to… Posłanka Izabela Leszczyna wystąpiła zaś z argumentem z goryla: bo Tusk jest największym politykiem i politykiem europejskim, i największej partii w PE, i chodzi mu o Polskę, i mówi do wszystkich Polaków, więc wszyscy powinni się przyłączyć.

Poseł Kaleta triumfował.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

„Zostajemy, zostajemy!”

Z dość ciężkim sercem ruszyłam w niedzielę na plac Zamkowy, z niepokojem patrząc na kolejne osoby idące w przeciwnym kierunku i sprawdzając w internecie, co się dzieje w innych miastach. Kiedy jednak weszłam do metra i zobaczyłam tłum na peronie, odetchnęłam z ulgą. Metro pełne ludzi, tramwaje, autobusy i chodniki z placu Bankowego w stronę Starego Miasta zatłoczone. Na schodach tłum, na placu Zamkowym tłum gęstniejący z każdą chwilą.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Coś się musiało między sobotnim porankiem a niedzielnym wieczorem wydarzyć. Pewnie Donald Tusk wykonał telefony do opozycji, bo ostatecznie na wiecu w Warszawie wystąpił oprócz niego samego i Rafa Trzaskowskiego Robert Biedroń − od soboty współprzewodniczący Nowej Lewicy, Leszek Miller, który przecież na Nową Lewicę się obraził, Jarosław Kalinowski z PSL i nawet Leszek Moczulski, starożytny założyciel KPN. Skład zdecydowanie ponad partyjnymi podziałami. Zabrakło tylko przedstawicielki Polski 2050, choć członkowie Ruchu z pewnością byli obecni na protestach w wielu miastach.

Donald Tusk i manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Każdy występujący podkreślał, że potrzebna jest zgoda ponadpartyjna, że, jak to powiedział Leszek Miller: „Nie ma teraz miejsca na fochy. Na fochy przyjdzie czas po odsunięciu PiS od władzy”. Zgromadzeni kiwali głowami, mówili „no, nareszcie” i każdą taką deklarację nagradzali brawami. Robert Biedroń przypomniał, że traktat lizboński równo 16 lat temu podpisywał Lech Kaczyński, który, jak powiedział Biedroń: „stałby tutaj dzisiaj z nami”. Mówił o prawie do aborcji: „Żaden drań nie będzie próbował ograniczyć waszych, dziewczyny, kobiety praw” i o godności: „Musimy obiecać, że konstytucyjne prawo do mieszkania, dobrej edukacji, ochrony zdrowia będzie gwarantowane”, i o solidarności: „Chciałbym prosić, żebyśmy byli solidarni ze wszystkimi mniejszościami. Bo dziś przychodzą po kobiety, po pielęgniarki, po sędziów, ale jutro przyjdą po was”.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Przemówienia usiłował zagłuszyć Robert Bąkiewicz z kolegami. Również wystąpienia uczestniczek powstania warszawskiego, Wandy Traczyk-Stawskiej i Anny Przedpełskiej.

Wanda Traczyk-Stawska nie dała się jednak zakrzyczeć: „Milcz, głupi chłopie! Milcz, chamie skończony! – odpowiedziała zagłuszającym ją. – Bo ja jestem żołnierzem, który pamięta, jak krew się lała, jak moi koledzy ginęli. Ja tu po to jestem, żeby wołać w ich imieniu. Nigdy nikt nie wyprowadzi mojej ojczyzny z Europy”. Mówiła też o tym, że Polska musi zadbać o dzieci, musi je chronić i nie może pozwolić, by działa im się krzywda. Mówiła z pewnością o dzieciach uchodźców na granicy, w pomoc którym bardzo się zaangażowała. Bartosz Arłukowicz, który prowadził konferansjerkę, dopowiedział jednak, że walczymy teraz o przyszłość polskich dzieci.

Wanda Traczyk-Stawska przemawia na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Głos zabrał również Adam Bodnar, dziękując sędziom i przypominając, że tylko razem, będąc w Europie, możemy przetransformować energetykę i walczyć z kryzysem klimatycznym, wymienił też dociśnięte przez PiS grupy zawodowe istotne dla działania państwa: nauczycieli, medyków, pracowników sądów i administracji.

Katarzyna Grochola apelowała, byśmy nie dali się podzielić: „To PiS musi odejść, nie wyborcy PiS-u”, Zbigniew Hołdys przypomniał, że na koncercie Maty tydzień wcześniej 40 tysięcy młodych osób krzyczało: „Jebać PiS”.

Maja Ostaszewska przypomniała o dzieciach marznących na granicy, co zostało nagrodzone oklaskami. Mówiła też o prawach zwierząt, konieczności zakończenia masowej produkcji zwierząt na mięso.

Leszek Moczulski przestrzegał, że polityka PiS sprawia, że nastawiamy przeciw sobie kolejne państwa, że w końcu będziemy otoczeni wrogami. Głos zabrał też Jurek Owsiak, surowo zwrócił się do polityków: „Nie wy budujecie ten kraj! To my, ludzie pracy, robimy to na co dzień. Patrzcie na nas, szanujcie nas, dbajcie o nas, walczcie o nas. A na końcu dajcie nam coś pięknego, czyli wolność!”.

Robert Biedroń na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Marta Lempart przypomniała, że w Unii Europejskiej prawo do aborcji przysługuje każdej kobiecie. Maria Ejchart-Dubois apelowała o wsparcie sędziów, którzy „dają świadectwo przyzwoitości i przywiązania do wartości europejskich. Są w Europie szanowani i są naszą ostatnią wizytówką w świecie, który widzi nas już jako kraj nieobliczalny”.

Marta Lempart. Fot. Jakub Szafrański

Występował przedstawiciel KOD-u Kuba Kalisz i Bogusław Kolmasiak z Akcji Demokracja, Julianna Makszyła, Białorusinka, która studiuje w Polsce, mówiła: „Chcemy, żeby Polska wprowadziła wolną Białoruś do Europy”. Potem przemawiał „szef wszystkich sołtysów polskich” − jak go zaprezentował Arłukowicz − Ireneusz Niewiarowski. Był też marszałek Grodzki, który mówił: „Bronimy przyzwoitości”.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Ci, dla których wszystko jest oczywiste, już się policzyli

Spektrum poglądów prezentowanych ze sceny było bardzo szerokie i dobrze ilustrowało fakt, że chęć bycia w Unii Europejskiej to rzeczywiście nasz największy wspólny mianownik.

Wieczór był miły, ale przecież jeden, nawet dość udany protest nie wystarczy, żeby odsunąć PiS od władzy. Propagandowa maszyna PiS już ruszyła do boju, odcinając zera od liczby protestujących, wmawiając widzom i słuchaczom, że obrońcami konstytucji i naszej obecności w Unii jest w rzeczywistości Zjednoczona Prawica. Czy ktoś da się na to nabrać? Być może. Jedno jest pewne, taki wiec może wystarczyć zaledwie na podtrzymanie ledwo tlącej się nadziei. Żeby buchnął płomień, potrzebna jest masa krytyczna. Potrzebny jest milion osób na ulicach, nie kilkadziesiąt, albo nawet, licząc z innymi miastami, ponad 100 tysięcy.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Jak zebrać ten milion? Był kiedyś taki żarcik: Jak zarobić milion dolarów? Sprzedać milion rzeczy po dolarze. Tak, po prostu trzeba się napracować. Nie wystarczy z pozycji pewności do własnej racji uznać, że każdy powinien na wołanie Tuska odpowiedzieć, bo nie czas na fochy, bo to głupie w tej sytuacji, bo to oczywiste. Ci, dla których to jest oczywiste, już się policzyli. Policzyli się nie raz. I jest ich za mało. Teraz potrzeba skromności, pukania od drzwi do drzwi, planowania rozmów z politykami wcześniej niż godzinę przed wiecem. Bez obrażania się, bez besztania, bez uciekania się do szantażu. Bez sarkania, że to niedopuszczalne, że komuś przeszkadza, że to pod sztandar PO mamy się zbiegać. Do odsunięcia PiS od władzy jeszcze długa droga. Nie wystarczy, że ten wspólny mianownik istnieje, trzeba go jeszcze zmobilizować. A jak?

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Może np. poprzeć protesty tych, którzy mają w sobie tyle desperacji, że wciąż protestują: medyków, nauczycieli, pracowników sądów, ZUS-u? Ale nie wystarczy na własnym wiecu rzucić im ze sceny dobre słowo, lepiej okazać solidarność i się pofatygować na ich protest.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Bo to nie jest tak, że Donaldowi Tuskowi chodzi o wielką sprawę, a prezesowi ZNP Broniarzowi o małą. Małe i wielkie sprawy są bardzo blisko siebie. Jeśli nauczyciele czują się osamotnieni i bez wpływu na rzeczywistość, ilu z nich pomyśli, że ich obecność na wiecu Tuska ma jakiekolwiek znaczenie? Lekarze od miesiąca stoją pod gmachem Kancelarii Premiera, tak naprawdę w interesie nas wszystkich, ale czy jakiś wódz biegł im na pomoc, gromadził tłumy? Kobiety i dziewczyny wyszły niemal równo rok temu na ulice miast i miasteczek w największych protestach III RP, również przeciwko władzy Kościoła, może w związku z tym nie warto za każdym razem powtarzać, jaki to ten polski, katolicki Kościół jest wspaniały.

Manifestacja „Zostajemy!” na placu Zamkowym w Warszawie. Fot. Jakub Szafrański

Żeby zebrać milion, musi być jasne, że Donald Tusk nie woła o poparcie, ale o solidarność. Nie wystarczy wołać: „do mnie!”. Trzeba przyjść i powiedzieć: „jestem z wami”.

„Solidarność naszą bronią” − skandowaliśmy pod Sejmem, kiedy PiS przeniósł obrady do Sali Kolumnowej. „Solidarność naszą bronią”, kiedy czekaliśmy, aż Beata Szydło opublikuje decyzję Trybunału, jeszcze wtedy niemarionetkowego. „Solidarność naszą bronią”, kiedy PiS przypuścił atak na sądy. „Solidarność naszą bronią” pod pałacem prezydenta, apelując, by zawetował ustawy o KRS, niszczące ustrój demokratyczny.

Czas, żeby to hasło zastosować. Wtedy będzie milion.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Jakub Szafrański
Jakub Szafrański
Fotograf i publicysta Krytyki Politycznej
Pochodzi z Lublina, gdzie tworzył Klub Krytyki Politycznej. Publicysta i fotograf. W 2010-2012 pracował w dziale dystrybucji Wydawnictwa KP. Współtworzył stronę internetową. Akademicki mistrz polski w kick-boxingu 2009, a także instruktor samoobrony. Pracował we Włoszech, Holandii i Anglii. Laureat Stypendium pamięci Konrada Pustoły.
Zamknij