Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Przez autonomię do pojednania: socjalistyczna wizja rozwiązania kwestii ukraińskiej w II RP

„Siła państwa nie polega na centralizmie narodu panującego, na gnębieniu narodów podwładnych” – pisał „Robotnik”, gdy Polska Partia Socjalistyczna przedstawiała w Sejmie kolejne plany autonomii dla terenów zamieszkałych przez ukraińską większość. Prawica chciała jej za to „skoczyć do gardła”.

Mapa: granice autonomii ukraińskiej wg projektów PPS z okresu międzywojennego

Ogłoszony 7 listopada 1918 roku manifest pierwszego rządu niepodległej republiki polskiej kończył się wezwaniem do sąsiednich nacji o „zgodne współżycie” i „wzajemne wspieranie się w wielkim dziele tworzenia związku wolnych i równych narodów”. We współtworzących gabinet ugrupowaniach lewicowych panowało przekonanie, że Polska, Litwa, Białoruś i Ukraina powinny zbudować demokratyczną federację, mogącą oprzeć się zaborczym apetytom Rosji.

Podczas gdy środowiska nacjonalistyczne odmawiały narodom kresowym prawa do tworzenia własnego bytu państwowego i domagały się aneksji obszarów wykraczających poza etniczne granice Polski, lewica występowała jako rzecznik idei samostanowienia. „Uważaliśmy za naiwną utopię projekt budowania jednolitego państwa kilkujęzycznego. […] Wysuwaliśmy hasło Rzeczypospolitej na wzór Szwajcarii” – pisał poseł PPS Mieczysław Niedziałkowski w roku 1920.

Czytaj także Bez ukraińskiego nacjonalizmu Polska nie byłaby bezpieczna Łeś Bełej

Wydarzenia pierwszych lat niepodległości przyniosły jednak całkowitą klęskę idei federacyjnej. Aneksja siłą zdobytej Wileńszczyzny przekreślała marzenia o pojednaniu z Litwinami, a traktat ryski, dzielący kresy pomiędzy Polskę a państwo radzieckie, odbierał polityczną suwerenność Białorusinom i Ukraińcom.

Wbrew założeniem socjalistów Rzeczpospolita ukształtowała się więc jako państwo „kilkujęzyczne”. Mniejszości narodowe stanowiły prawie jedną trzecią społeczeństwa. Przed młodym państwem stanęło zadanie unormowania relacji pomiędzy różnymi grupami etnicznymi.

Do nowej sytuacji musieli się też dostosować socjaliści. Nestor ruchu Bolesław Limanowski pisał, że błąd popełniają ci, którzy nad mniejszościami chcą panować przymusem i przemocą. Uważał, że ludność obcojęzyczną należy do Polski „przywiązać duchowo, by uważała swe państwo za swą Ojczyznę, by się czuła w nim tak dobrze i swobodnie jak w ukochanym swym domu rodzinnym”.

Niektóre mniejszości, na przykład żydowska i niemiecka, były terytorialnie rozproszone. Inne, jak Ukraińcy i Białorusini, zajmowały duże, zwarte obszary. Według socjalistów przedstawicielom pierwszej grupy należało zapewnić pełne równouprawnienie i umożliwić im swobodny rozwój kulturalny. Tym drugim natomiast powinno przysługiwać prawo do autonomii.

PPS bezskutecznie próbowała umieścić ten postulat w ustawie konstytucyjnej. Podczas debaty sejmowej w październiku 1920 roku poseł Kazimierz Czapiński nadaremnie tłumaczył izbie, że przyjęcie „zasady autonomii terytorialnej dla tych części państwa, gdzie jest większość ludności niepolskiej” zapobiegnie rozwojowi konfliktów, bo mniejszość, która uzyska odpowiedni stopień swobody, nie będzie miała powodów do buntu i protestów.

PPS-owskie pismo „Robotnik”, redagowane przez posła Feliksa Perla, objaśniało, że „siła państwa, jego zwartość i trwałość, nie polega na centralizmie narodu panującego, na gnębieniu narodów podwładnych. Aż nadto tego dowiódł przykład Prus i Rosji. Prześladowania narodowościowe przysparzają państwu wrogów, nie zaś stojących na jego gruncie obywateli. Odmawianie autonomii w ramach wspólnej państwowości dzielnicom o większości obconarodowej nie jest bynajmniej zabezpieczeniem granic państwa, jest przeciwnie tworzeniem u samych granic niebezpiecznych ognisk buntu i separatyzmu”.

Rynek w Stryju, pocztówka z 1918 r.
Rynek w Stryju, pocztówka z 1918 r. Źródło: Polona.pl, domena publiczna

Przygotowania konkretnych projektów autonomii podjął się poseł Niedziałkowski. Jak przekonywał, „socjaliści nie mogą czekać z programem rozwikłania, a przynajmniej złagodzenia sporów narodowościowych do chwili, gdy wszystkie narody zorganizują państwowość własną”. Panował pogląd, że należy działać szybko, nim mniejszości nabiorą przekonania o opresyjnym charakterze polskiego państwa. W 1921 roku socjalistyczny publicysta Jan Maurycy Borski pisał w alarmistycznym tonie: „Jeżeli Białorusini i Ukraińcy zaczną nienawidzić Polskę, jakaż pozostanie siła mogąca utrzymać kresy? Siła bagnetu, żandarm, starosta?”.

Opracowany na przełomie 1921 i 1922 roku PPS-owski projekt autonomii ukraińskiej zakładał wydzielenie z Galicji Wschodniej obszaru ponad 40 tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkałego przez ponad cztery miliony mieszkańców, obejmującego m.in. Lwów, Stanisławów, Tarnopol, Stryj, Kołomyję i borysławskie zagłębie naftowe. Terytorium miało posiadać osobny sejm i budżet, a władzom autonomii powierzono by kompetencje między innymi w sprawach oświatowych, wyznaniowych i policji. Obowiązywałyby tam dwa języki urzędowe: polski i ukraiński.

Docelowo autonomia miała objąć wszystkie ziemie, gdzie ludność ukraińska stanowiła większość. PPS dostrzegała jednak poważne różnice między poziomem rozwoju społecznego w Galicji Wschodniej a sytuacją na Wołyniu czy na południowym Polesiu. Podobne wątpliwości budziła kwestia autonomii ziem białoruskich.

Działacz PPS Tadeusz Hołówko wskazywał, że „na Wołyniu i na Białorusi nie byłoby ani ludzi na stanowiska kierujące, ani poziom ludności nie dorastałby do życia autonomicznego. Gdyby nawet sejm w obecnej sytuacji uchwalił autonomię dla wschodnich województw, nie byłaby ona de facto wcielona w życie. Winę za to ponoszą nie mniejszości narodowe, lecz władze polskie, które nic nie robiły w kierunku przygotowania gruntu dla tej autonomii. Żeby wprowadzić istotną autonomię, trzeba przygotować zastępy urzędników, nauczycieli, działaczy samorządowych itd.”. Za to w Galicji Wschodniej „poziom kulturalny, uświadomienie narodowe, wyrobienie polityczne ludności ukraińskiej jest dostatecznie wysokie, by autonomia mogła być tam niezwłocznie wprowadzona w życie”. Niedziałkowski dodawał, że społeczeństwo białoruskie powinno iść ku autonomii etapami, najpierw ucząc się administracji na poziomie samorządu.

Jednocześnie PPS krytycznie oceniała pomysł, by z tzw. Ukrainy Zachodniej dało się stworzyć całkowicie niepodległe państwo. Jak przekonywała rezolucja władz PPS, przyjęta w październiku 1921 roku, „państewko takie przeobraziłoby się niezwłocznie w kolonię zachodnioeuropejskiego imperializmu, niebawem zaś, zniszczone i wyzyskane, utraciłoby iluzoryczną niepodległość na korzyść Rosji”. Jeżeli Ukraina miała przetrwać jako suwerenny byt polityczny, powinna bowiem obejmować zarówno część zachodnią, należącą obecnie do państwa polskiego, jak i część wschodnią, czyli obszar, który znalazł się w granicach państwa radzieckiego.

Hołówko pisał, że program autonomii „zapewne nie zadowoli ukraińskich i białoruskich nacjonalistów, a wściekłość wywoła wśród polskich”. Ambicją socjalistów było jednak nie szukanie porozumienia z narodową prawicą, tylko odebranie jej wpływu na społeczeństwo. Jak otwarcie deklarował Niedziałkowski: „Nie marzymy o pojednaniu ze zwariowanymi nacjonalistami”.

Czytaj także Ukraińcy od dawna byli głównym straszakiem polskiej polityki historycznej Katarzyna Przyborska

Opór wobec idei autonomii zataczał jednak szersze kręgi, a lewica znalazła się ze swymi koncepcjami w politycznym osamotnieniu. Gdy projekt Niedziałkowskiego został przedstawiony opinii publicznej, „Rzeczpospolita” napisała, że „uparte oddawanie ludności polskiej we Wschodniej Małopolsce przez PPS pod przewagę ruską i działanie w takiej sprawie na własną rękę wywołuje zgodne oburzenie w Sejmie”.

Wątpliwości zgłaszano też w samym środowisku socjalistycznym. Jędrzej Moraczewski, poseł z okręgu stryjskiego, nie miał wątpliwości, że należy wspierać wolnościowe aspiracje Ukraińców, ale jednocześnie obawiał się, że przedłożenie projektu nieuzgodnionego uprzednio z mniejszością ukraińską wcale nie przybliży do pojednania pomiędzy narodami. Uważał też, że porażka projektu w sejmowym głosowaniu zostanie uznana za polityczne zwycięstwo endeków. Niektórzy działacze PPS z obszaru Galicji, jak na przykład lwowski poseł Artur Hausner, w ogóle sprzeciwiali się koncepcji autonomii terytorialnej. Uważali bowiem, że odpowiedniejszym rozwiązaniem byłoby nadanie Ukraińcom autonomii w zakresie spraw kulturalnych i oświatowych, bez dzielenia państwa polskiego zawsze spornymi granicami wewnętrznymi.

Pewną rezerwę zachowali również socjaliści ukraińscy. Choć jeden z czołowych działaczy tego ruchu Mykoła Hankewycz stwierdził, że projekt PPS jest „do przyjęcia”, to jednocześnie jego towarzysze zwracali uwagę, że wypracowanie szerokiego i trwałego porozumienia w kwestii autonomii jest niemożliwe w chwili, gdy administracja polska praktycznie uniemożliwia Ukraińcom prowadzenie legalnej działalności politycznej. Gdy Mieczysław Niedziałkowski i Kazimierz Pużak spotkali się z ukraińskimi socjalistami na rozmowach we Lwowie, usłyszeli tam, że „jeżeli ktoś ma skrępowane ręce i nogi, nie można mu pokazywać kawałka chleba i pytać, czy chce go zjeść”.

Mapa: granice autonomii ukraińskiej wg projektów PPS z okresu międzywojennego
Granice autonomii ukraińskiej wg projektów PPS z okresu międzywojennego

30 maja 1922 roku Sejm Ustawodawczy odrzucił PPS-owski wniosek o zajęcie się kwestią autonomii. Po stronie socjalistów stanęła jedynie lewica PSL i posłowie żydowscy. Gdy Ignacy Daszyński tłumaczył z mównicy, że Galicja Wschodnia zamieszkana jest w większości przez Ukraińców, posłowie prawicy usiłowali go przekrzyczeć, upierając się, że przedstawiane przez niego statystyki nie są prawdziwe. „Kto mówi »nieprawda«, ten chyba jest nieprzytomny” – odpowiedział im były premier. Poseł endecki Jan Zamorski podawał w wątpliwość samo istnienie narodu ukraińskiego, twierdząc, że jest to wymysł jakichś „oszalałych, na hajdamaczyźnie kształconych agitatorów”.

Daszyński, którego następnego dnia prawicowa prasa pogardliwie przezwała „Wasylem Ignacym Wyszywanym”, na próżno usiłował przekonać parlamentarzystów, że idea autonomii jest drogą do międzyetnicznego porozumienia: „Za naszym wnioskiem jest to wszystko, co jest w Polsce za postępem, co jest w Polsce za prawem narodu, co jest w Polsce za wolnością, co jest w Polsce za poszanowaniem cywilizacji ludzkiej. Wiemy, że wojna sroga, wojna między braćmi stoczona na terytorium Wschodniej Galicji pozostawiła głębokie i okrutne ślady. Wiemy, że Polacy i Ukraińcy opłakują dzisiaj tysiące swoich najlepszych synów. Ale my chcemy być rzecznikami pokoju. My nie chcemy rozdrażniać ran, których było dość, my nie chcemy kainowych zbrodni mnożyć”.

Czytaj także Ukraińcy od dawna byli głównym straszakiem polskiej polityki historycznej Katarzyna Przyborska

Socjaliści nie mieli złudzeń co do antyukraińskiej postawy endecji. Po sejmowym głosowaniu skrytykowali też jednak „tchórzostwo oraz bierność” pozostałych stronnictw, z których żadne nie raczyło włączyć się w dyskusję nad projektem.

20 stycznia 1925 roku PPS ponownie złożyła w Sejmie wniosek w sprawie autonomii ukraińskiej. Tym razem jej projekt dotyczył wszystkich ziem, na których Ukraińcy stanowili większość. Autonomia miała obejmować województwa stanisławowskie, tarnopolskie i wołyńskie, wschodnią część województwa lwowskiego i fragment województwa poleskiego – łącznie przeszło 80 tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkałych przez ponad 6 milionów osób. Projekt wylądował w sejmowej komisji i nie doczekał się rozpatrzenia.

W październiku 1931 roku PPS zgłosiła w Sejmie projekt autonomii ukraińskiej po raz trzeci. W kwestii zasięgu terytorialnego pokrywał on się z wnioskiem z roku 1925. PPS otwarcie traktowała go jako demonstrację polityczną w obliczu dramatycznie pogłębiających się napięć polsko-ukraińskich. Jak pisała partyjna prasa, „zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz program autonomiczny nie będzie uchwalony przez Sejm obozu sanacyjnego i że w ogóle jest on niewykonalny, dopóki trwa dzisiejszy system rządzenia”.

Tarnopol, pocztówka (ok. r. 1920)
Tarnopol, pocztówka (ok. r. 1920). Źródło: Polona.pl, domena publiczna

Podczas debaty na sali sejmowej poseł Niedziałkowski mówił, że są tylko dwie logiczne możliwości rozwoju kwestii ukraińskiej: albo umożliwi się Ukraińcom współrządzenie, albo państwo będzie musiało podjąć próbę ich asymilacji, czy to w sposób pokojowy, czy przymusowy. Krytykował rząd, który do Ukraińców mówi: „bądźcie grzeczni, a może coś się dla was zrobi”. Przekonywał, że „jak historia historią, tak nie rozwiązano żadnego zagadnienia, a na pewno nie rozwiąże się zagadnienia ukraińskiego w Polsce”.

Występujący w imieniu rządzącego BBWR poseł Zdzisław Stroński zapewniał za to, że „wiekowe współżycie ludności polskiej i ruskiej, wspólne wzrastanie w zamożność i dobrobyt, wspólność podejmowanych prac gospodarczych i kulturalnych, ustawiczna łączność w zawieraniu związków rodzinnych, zespoliły i związały tę ludność tak, że dziś nie może być mowy o odrębności narodowej tych ziem, ani o ścisłym rozgraniczeniu tych obszarów”.

Czytaj także Portnow: Błędne koło narodowych historii Jakub Majmurek

Zwracał uwagę, że na terytorium planowanej przez PPS autonomii znajdują się obszary o przewadze ludności polskiej, a zwarty obszar ziem zamieszkałych przez Ukraińców ciągnie się tylko wąskim pasem od źródeł Sanu i Dniestru do granicy rumuńskiej. I choć bolał nad niszczącym społeczne więzi „rozhukanym szowinizmem”, to stwierdzał jednocześnie, że projekt PPS napędza jeszcze tendencje separatystyczne, a drogą do ich przezwyciężenia powinna być nauka harmonijnej współpracy w ramach jednego organizmu państwowego.

Jan Brzozowski, inny przedstawiciel BBWR, przychylił się do socjalistycznej krytyki idei asymilacyjnej, ale upierał się, że do rozmów o relacjach polsko-ukraińskich można będzie zasiąść dopiero wtedy, „kiedy nastąpi atmosfera spokoju”. Dostrzegał „barierę nienawiści nacjonalistycznej”, uważał jednak, że jest to „rzecz koniunkturalna, rzecz chwili i spojrzawszy z perspektywy dziejów, nie można jej uważać za rzecz nie do przebycia”.

O wiele mniej pojednawcze stanowisko prezentowała endecja. Jej reprezentant Stanisław Rymar grzmiał z trybuny sejmowej, że ziemie ukraińskie „były, są i będą po wieczne czasy częścią Polski”, a każdemu, kto będzie to kwestionował, zamierza „skoczyć do gardła”. Poseł Karol Wierczak dodawał, że mniejszości narodowe należy zwyczajnie „połknąć”.

Czytaj także „Oaza cywilizacji na morzu barbarzyństwa”. Jak polscy ziemianie władali ukraińską wsią [rozmowa] Łukasz Saturczak

Projekt PPS poparli przedstawiciele mniejszości ukraińskiej. „Uważamy koncepcję autonomii za gwarancję rozwoju naszego narodowego życia”, ogłosił poseł Jarosław Ołesnycki, wyrażając nadzieję na to, że poprzez przeniesienie kompetencji władzy na poziom lokalny da się pogodzić interesy różnych grup etnicznych, tak jak to się dzieje np. w Szwajcarii.

Zgodnie z przewidywaniami wniosek PPS nie znalazł jednak większości i został przez Sejm odrzucony. A socjaliści wskazywali, że jego wdrożenie przyniosłoby Polsce nie tylko wewnętrzny pokój, ale i lepszą pozycję w polityce międzynarodowej. Jak w roku 1928 pisał Jan Maurycy Borski, „w razie upadku bolszewizmu autonomia staje się niedościgłą bronią w ręku Polski przeciwko Moskwie i punktem przyciągającym dla Białorusinów i Ukraińców, zagrożonych przez zaborczość rosyjską. Autonomia mniejszości w Polsce kładzie kres intrygom przeciwpolskim Niemiec i Rosji na terenie międzynarodowym. Autonomia niepolskich narodów w Polsce daje nam prawo moralne do żądania autonomii dla Polaków w Niemczech i Czechosłowacji”.

W politycznej atmosferze II RP projekt autonomii dla mniejszości narodowych nie miał szans realizacji. Wkrótce zamiast pokoju pomiędzy narodami nadeszła straszliwa wojna, a wraz z nią niemieckie ludobójstwo, zbrodnia wołyńska i przymusowe przesiedlenia, które w ciągu ledwie kilku lat dramatycznie zmieniły strukturę narodowościową ziem Rzeczypospolitej.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie