Likwidacja 33 wsi, przymusowe wysiedlenie 3 tysięcy osób, powstanie leja depresyjnego wielkości połowy województwa łódzkiego, ogromne straty środowiskowe i klimatyczne – to tylko część konsekwencji, z jakimi wiązałaby się budowa nowej kopalni węgla brunatnego w Złoczewie. Na szczęście odkrywka nie powstanie.
Na tę wiadomość mieszkańcy Złoczewa czekali aż sześć lat. W tym czasie ze wspierającymi ich organizacjami ekologicznymi protestowali przeciwko lekkomyślności spółki PGE GiEK. W dobie katastrofy klimatycznej koncern zamierzał zrealizować kolejną nierentowną, a przede wszystkim szkodliwą przyrodniczo i społecznie inwestycję w wydobycie węgla w regionie.
Dziura większa od Pałacu Kultury
Zielone światło tym planom w 2018 roku dała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Łodzi, a teraz postanowienie wreszcie uchylił organ centralny. GDOŚ – jak informuje Greenpeace Polska – „nie pozostawiła suchej nitki na raporcie środowiskowym przygotowanym przez spółkę PGE GiEK dla kopalni odkrywkowej węgla brunatnego”.
Decyzję argumentowano przede wszystkim faktem, że inwestor nie wskazał alternatywnych planów budowy kopalni, które brałyby pod uwagę scenariusze jak najkorzystniejsze dla środowiska. Mimo dwukrotnego wezwania do uzupełnienia danych na temat tego, jak kopalnia będzie faktycznie wpływać na okoliczną przyrodę, PGE GiEK nie przedłożyło dyrekcji stosownych dokumentów.
Pewne jest natomiast to, że wcielenie w życie pomysłów w takim kształcie, jaki przedstawiono GDOŚ, oznaczałoby konieczność zniszczenia części obszarów Natura 2000, negatywnie oddziaływałoby na okoliczne zasoby wód powierzchniowych i podziemnych i powodowało zanieczyszczenia powietrza.
A to tylko początek brunatnej dziury, w jaką przemysł górniczy chciał wpakować w sumie cztery gminy województwa łódzkiego: Złoczew, Ostrówek, Burzenin i Lututów.
czytaj także
Do czternastu razy sztuka
„Przypadek Złoczewa jak w soczewce pokazuje lekkomyślne podejście koncernu PGE do ochrony środowiska oraz lekceważenie wpływu swojej działalności na mieszkańców i klimat” – twierdzi Anna Meres z Greenpeace Polska, jednej z organizacji zaangażowanych w batalię z PGE GiEK.
Ekspertka w komunikacie przekazanym mediom wskazała, że realizacja przedsięwzięcia wymagałaby wywiercenia w ziemi otworu o głębokości 340 m, w którym „mógłby zmieścić się Pałac Kultury”. Ponadto działanie kopalni oznaczałoby konieczność likwidacji 33 wsi i przesiedlenia ponad 3 tysięcy mieszkańców oraz dokonania ogromnych zniszczeń w wielu innych obszarach.
„Ze względu na trudne warunki geologiczne i występujące tam skały PGE GiEK musiałaby korzystać nie tylko z koparek, ale i z materiałów wybuchowych celem wydobycia węgla. Ilość wypompowanej wody przez cały planowany okres eksploatacji (bez rekultywacji) miałaby objętość pięciu jezior Śniardwy. Według ekspertów z zakresu hydrogeologii nastąpiłoby osuszenie terenów nawet do kilkudziesięciu kilometrów wokół odkrywki, powodując powstanie leja depresji na powierzchni połowy województwa łódzkiego i ponad 35 mld złotych strat w przychodach w rolnictwie i przemyśle rolno-spożywczym” – wylicza Meres.
Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, szefowa ClientEarth – organizacji, która wraz z Greenpeace Polska i Fundacją Frank Bold latami stawiała się PGE GiEK, przypomniała z kolei, że GDOŚ kwestię rozstrzygnięcia losów Złoczewa przekładała aż 14 razy, długo „trzymając w niepewności setki mieszkańców”. Jednocześnie była kandydatka na RPO zauważyła, że „NIE” dla nowej odkrywki może być zwiastunem większych zmian. „Dziś wiadomo, że kopalni nie będzie, co oznacza także koniec kroplówki dla elektrowni Bełchatów” – czytamy na Twitterze.
14-tyle razy @GSrodowiska przekładała decyzję, czy powstanie kopalnia węgla Złoczew, przez lata trzymając w niepewności setki mieszkańców.Dziś wiadomo,że kopalni nie będzie, co oznacza także koniec kroplówki dla elektrowni Bełchatów.@Greenpeace_PL @FrankBold_PL @ClientEarth_PL
— Zuzanna Rudzińska-Bluszcz (@ZuzannaRB) September 27, 2021
Węgiel spalany w Złoczewie miał zasilać największego truciciela w województwie łódzkim i spowodowałby ogromne szkody klimatyczne, czyli wypuszczenie do atmosfery 450 mln ton dwutlenku węgla.
„Skoro wiemy już, że tak się nie stanie, to teraz czas na ruch właściciela elektrowni Bełchatów i przyjęcie ambitnego planu zamknięcia większości bloków elektrowni przed 2030 rokiem, ale także władz regionu, które powinny zrobić wszystko, by transformacja w Bełchatowie przebiegała przy wsparciu środków unijnych, pozwalających zminimalizować koszt społeczny dotychczasowego jej opóźniania” – uważa Ilona Jędrasik, kierowniczka projektu Fossil Fuel Infrastructure w ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Bal na Titanicu, czyli jak Bełchatów odchodzi od węgla (choć jeszcze o tym nie wie)
czytaj także
Siła protestu
Na razie Złoczew ma sporo powodów do świętowania. A jeden z nich wydaje się szczególnie istotny dla nas wszystkich. Okazuje się, że presja społeczna i nacisk NGO-sów na organy państwowe ma sens.
„Gdyby nie organizacje ekologiczne, które odwołały się od wydanej decyzji środowiskowej w pierwszej instancji, to mimo tak rażących wad stałaby się ona ostateczna i prawomocna, a spółka PGE GiEK mogłaby przystąpić do realizacji przedsięwzięcia, wywołując ogromne i nieodwracalne szkody dla mieszkańców i środowiska” – podkreśla Anna Meres.
Nie należy jednak zapominać o tym, że PGE GiEK może decyzję GDOŚ zaskarżyć do sądu. Czy tak się stanie?
Aktywiści i prawnicy spodziewają się, że koncern odpuści sprawę, bo w już czerwcu spółka komunikowała, że nie zbuduje kopalni. Ale wtedy jednak nie było jasne, jak potoczą się dalsze losy projektu po planowym przejęciu aktywów węglowych PGE przez nowy podmiot – Narodową Agencję Bezpieczeństwa Energetycznego. Dziś natomiast z decyzją GDOŚ będzie im jeszcze trudniej odblokować inwestycję.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.