Tusk nie pokazał, że ma do zaproponowania Polakom nową opowieść i diagnozę sytuacji.
Wystąpienie Donalda Tuska miało swoje polityczne cele, miało zapobiec dalszemu spadkowi popularności PO, ale według mnie nie spełniło swojego zadania. Tusk, jak tylko mógł, unikał konfrontacji z opowieścią o Polsce, którą oferuje partia Jarosława Kaczyńskiego. Nie pokazał, że ma do zaproponowania inną opowieść i diagnozę sytuacji niż ta, którą miał przez ostatni rok. Zaprezentował się jako osoba zarządzająca kryzysem i strachem.
Strach pojawił się już na początku tego wystąpienia, gdy Tusk przestrzegał przed 2013 rokiem, który ma być trudny, ale jednocześnie inny od bieżącego. Pojawił się także na końcu gdy Tusk ogłosił, że jego wielkim celem jest realizacja „małych marzeń Polaków”. Jego podstawowym punktem odniesienia i uprawomocnieniem dla dalszego rządzenia jest ochrona Polaków i Polski przed strasznym kryzysem.
Mamy zatem do czynienia z konfrontacją dwóch sił, z których jedna, czyli premier, odwołuje się do strachu, a druga, opozycja – do gniewu. Nie ma natomiast żadnej siły politycznej, która odwołuje się do jakiejś nadziei. Nie zaproponowano w expose nic, co mogłoby ją budzić. Tusk zrezygnował z tego na rzecz kwestii technicznych, które momentami zabrzmiały po prostu śmiesznie. Tusk opowiadał, że zbuduję obwodnicę dla Poznania czy Marek. Oczywiście, życzliwi premierowi powiedzą, że można to uznać za przykład konkretnej polityki, ale czegoś takiego oczekujemy raczej od wystąpień ministrów, a nie ważnej wypowiedzi premiera, kreślącego polityczne scenariusze na najbliższe lata.
Bardzo ważną rzeczą, której Tusk zapowiedział, że nie zrobi, jest oskładkowanie umów śmieciowych. Ten postulat Solidarności jest elementem pewnej diagnozy sytuacji – trudnego położenia młodych na rynku pracy, zmniejszających się wpływów budżetowych i tak dalej. Argumentem Tuska, aby nie podejmować takiego kroku, jest nieodpowiedni czas. Oczywiście według przedstawicieli liberalnej sfery publicznej nigdy nie ma odpowiedniego momentu na to, aby podnosić koszty pracy i obciążyć przedsiębiorców. W tym sensie wystąpienie nie było ukłonem w stronę napięć idących od dołu, czyli tego, co ludzie oczekują, gdy myślą o zmianie swojego tu i teraz. Tusk natomiast ustawił się w roli osoby, która z góry zarządza całością i nie ugina się pod presja związków zawodowych.
Dzięki takiej, a nie innej definicji sytuacji, którą zbudował Tusk –„mamy kryzys, a ja nim zarządzam tak, żeby było w miarę bezpiecznie” – może on w każdej chwili wycofać się ze wszystkich obietnic, które padły w jego wystąpieniu. Tym samym nie zbudował podstaw do żadnej nadziei na poprawę. W tym kontekście to przemówienie było polityczną katastrofą.
notował Paweł Pieniążek