Film Sumlińskiego jest dla polskiego sumienia bardzo wygodny. Nie niesie ze sobą żadnych dowodów, które można by przedstawić w prokuraturze lub przed sądem.
Zniekształcanie, zakłamywanie historii stało się w Polsce niemal codziennością. Mamy instytucje, które tym się zajmują, mamy publicystów i badaczy, którzy je w tym wspierają. Mamy wreszcie polityków, którzy przeznaczają na to nasze pieniądze. Mamy i filmowców.
Film Wojciecha Sumlińskiego Powrót do Jedwabnego jest najnowszym przykładem wypierania bolesnej, ale dobrze znanej prawdy historycznej w imię dobrego samopoczucia narodu polskiego.
Zbrodnia popełniona przez Polaków w 1941 r. w tej miejscowości to jedno z najlepiej zbadanych i opisanych wydarzeń drugiej wojny światowej. Mimo to wciąż istnieje (a może nawet się powiększa) grupa osób, które czują potrzebę zaprzeczania temu, co naprawdę stało się wtedy w Jedwabnem.
Ale zacznijmy od faktów. Cała sekwencja wydarzeń z tamtego tragicznego lipcowego dnia w Jedwabnem jest już dokładnie znana, zbadana, podana do publicznej wiadomości.
Przypomnijmy je zatem. 10 lipca 1941 r. kilkudziesięciu Polaków, działając pod wpływem niemieckiej inspiracji, dokonało mordu na kilkuset Żydach w Jedwabnem. Większość ofiar została przez sprawców spalona w stodole położonej naprzeciwko cmentarza żydowskiego. Wydarzenia te, chociaż znane historykom, przeniknęły do społecznej świadomości dopiero za sprawą wydanej w 2000 r. książki Sąsiedzi Jana Tomasza Grossa.
J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu
czytaj także
Rozpoczęta wówczas debata publiczna doprowadziła do wnikliwego śledztwa prokuratorskiego przeprowadzonego przez IPN. „Co do udziału polskich cywili w dokonanej zbrodni, należy przyjąć, iż była to rola decydująca w zrealizowaniu zbrodniczego planu” – ustalili wówczas prokuratorzy.
Mimo to niektórzy Polacy nadal mają wątpliwości. Część z nich domaga się przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem, twierdząc, że dzięki temu udałoby się ustalić jakąś „prawdę” o wydarzeniach z 1941 r.
Jedyne, co udałoby się ewentualnie w ten sposób ustalić, to jeszcze dokładniejsza liczba ofiar – Żydów uśmierconych przez ich polskich sąsiadów.
Jedwabne, jak każda prawda godząca w narodową potrzebę świętości, jest trudno przyswajalne przez część polskiego społeczeństwa. Reżyser Sumliński w swoim najnowszym filmie idzie dalej i łączy wątek zbrodni w Jedwabnem z restytucją mienia. Widz może odnieść wrażenie, że polska zbrodnia w tej niewielkiej miejscowości została wymyślona przez tajemnicze siły, by móc domagać się od Polski odszkodowań za mienie pozostawione tu przez Żydów.
Sumliński na poparcie swojej tezy pokazuje dowód, do którego „dotarł” – są to podpisy przedstawicieli żydowskich organizacji pod jakimś dokumentem, którego całości nie widzimy.
„Dotarcie” do tego pisma nie było specjalnie trudne. Wystarczyło zajrzeć do Google’a. Jednym z pierwszych wyników byłby „Forbes” z września 2013 r. Wojciech Surmacz (obecny szef PAP) i Nissan Tzur opublikowali tam, nagrodzony później przez SDP, artykuł Kadisz za milion dolarów. Dotyczył on restytucji żydowskiego mienia – tego, które pozostało po gminach żydowskich, bo tym zajmuje się powstała w 1998 r. Komisja Regulacyjna do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich, działająca przy MSWiA.
Nie ma w tym żadnej sensacji. Zwrot mienia osobom prywatnym i ich spadkobiercom nie jest w Polsce uregulowany specjalną ustawą. Sprawy rozstrzygane przez Komisję nie dotyczą więc mitycznego „mienia bezdziedzicznego”, lecz dawnych synagog, cmentarzy, domów modlitwy, łaźni religijnych lub placów po nich pozostawionych.
Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO) udzieliła – za pośrednictwem Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich – Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego pożyczki w celu rozpoczęcia i przeprowadzenia procesu restytucji dawnego gminnego mienia.
Ale z filmu Sumlińskiego się tego nie dowiemy. Odniesiemy za to wrażenie, że istnieje jakiś potężny spisek (oczywiście żydowski), który zagraża Polsce. Fakty zostały tu pomieszane z wyobrażeniami niemającymi odbicia w rzeczywistości. Ta rzeczywistość nie jest zresztą chyba twórcom potrzebna.
Nie zauważają oni badań historycznych, nie zauważają procesów sądowych, które dotyczyły sprawców zbrodni w Jedwabnem, ani też prokuratorskiego śledztwa, jakie toczyło się współcześnie. Nie pytają o zdanie ekspertów. Sugerują za to, że życie w getcie było świetnym rozwiązaniem, wręcz spełnieniem żydowskich marzeń. Sami Polacy zaś – dostrzegając to dobro – na początku wojny sami zakładali opaski na ramiona i udawali Żydów, bo widzieli, jak dobrze Niemcy ich traktują. Tylko pozazdrościć!
Beatyfikacja Wyszyńskiego. „Prymas Tysiąclecia nie został poinformowany o Zagładzie”
czytaj także
Twórcy filmu, zamiast cokolwiek odkrywać, próbują natomiast zakryć niechcianą prawdę. Nie mogą zaakceptować faktu, że to Polacy kilkadziesiąt lat temu dokonali mordu na swoich żydowskich sąsiadach. I że zrobili to zwykli ludzie, mili koledzy, pracowici rolnicy, katolicy, którzy pewnego dnia stali się sprawcami okrutnej zbrodni, paląc w stodole innych dobrych ludzi, miłych kolegów i pracowitych rolników.
Mord dokonany przez Polaków na Żydach w Jedwabnem nie był czymś odosobnionym. Do podobnych zbrodni dochodziło w tej okolicy także w innych miejscach. Na całym terenie okupowanej Polski ginęli pojedynczy Żydzi – czy to denuncjowani, czy bezpośrednio zabijani przez Polaków.
To, co wyróżnia Jedwabne, to skala morderstwa. Skala, z którą polskie sumienie najwyraźniej nie jest w stanie do dziś sobie poradzić. I dlatego odrzuca swoją winę.
I może to właśnie dlatego film Sumlińskiego jest dla polskiego sumienia bardzo wygodny. Nie niesie ze sobą żadnych dowodów, które można by przedstawić w prokuraturze lub przed sądem. To zaledwie opowieści dla ludzi niemogących zaakceptować barbarzyńskiej historii własnego narodu.
czytaj także
Dlaczego właśnie takich opowieści Polacy chętnie wysłuchują? Czy chcą, żeby nieustannie ktoś ich klepał po plecach, zapewniając, że Polak jest nieustraszonym, szlachetnym bohaterem? Czy nadal nie dojrzeliśmy jeszcze do tego, by myśleć i postępować jak ludzie dorośli? Czy identycznie będziemy się zachowywać za 60 lat, opowiadając o dzisiejszym kryzysie uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej?
Wyobrażam sobie, że ówczesny rząd będzie mówił o masowej pomocy udzielanej przez polskie władze szukającym schronienia ludziom. Źli Białorusini oczywiście nam w tym przeszkadzali, ale Polacy robili, co mogli, przeciągając uchodźców na polską stronę, karmiąc ich i zapewniając pomoc medyczną. A jeśli ktoś powie, że było inaczej, to odpowiednia instytucja będzie go ścigać, jak dziś próbuje ścigać za obarczanie Polaków jakąkolwiek odpowiedzialnością za żydowską śmierć z okresu wojny.