Trzy wielkie trendy polityki państwa Zjednoczonej Prawicy – centralistyczny decyzjonizm, eksploatacyjno-rabunkowe gospodarowanie zasobami i klientelizm przechodzący w oligarchię – nie zaczęły się wraz z pandemią, ale pandemia je wyostrzyła, utwierdziła, ukazała oczom nawet niezainteresowanych obywateli.
Jeśli posłużyć się nomenklaturą Jamesa Robinsona i Darena Acemoğlu, którzy dzielili reżimy na „inkluzywne” i „oligarchiczne”, w zależności od tego, jak szerokie grupy społeczne zyskują w nich dostęp do zasobów rozwojowych, możemy dostrzec pewien paradoks. Obóz władzy, który prowadził politykę pod pewnymi względami „włączającą” nowe grupy społeczne poprzez redystrybucję dochodów (Rodzina 500+, wyższa płaca minimalna, stawki godzinowe), a także wzmocnienie poczucia wpływu na sprawy publiczne (wyborcy PiS deklarują jego przyrost w ostatnich latach) i przede wszystkim redystrybucję społecznego szacunku (uznanie estetyki i aksjologii rozpowszechnionych na wsi, wśród klas ludowych czy osób spoza metropolii), coraz wyraźniej reglamentuje dostęp do zasobów, ograniczając go do swego zaplecza wyborczego i otoczenia społecznego. Istotna część z nich służy reprodukcji władzy (poprzez głosy i wsparcie np. elit lokalnych czy nieliberalnego społeczeństwa obywatelskiego), co – inaczej niż w wypadku transferów w rodzaju 500+ – niemal zawsze odbywa się ze szkodą dla celów rozwojowych.
Szczepienia, maseczki i coś jeszcze, bez czego nie pokonamy pandemii
czytaj także
Struktury klientelistyczno-oligarchiczne w kontekście pandemii okazują się antyrozwojowe i destrukcyjne dla wspólnoty co najmniej na trzech poziomach.
Uznaniowość i wyraźne faworyzowanie „swoich” przez aparat władzy generuje, po pierwsze, społeczne poczucie niesprawiedliwości i utrudnia działanie w kategoriach dobra wspólnego. Chodzi o bardzo różne zachowania, począwszy od solidarnego płacenia podatków przez tych, którzy mniej ucierpieli na kryzysie, poprzez przestrzeganie, nawet bez przymusu, obostrzeń i restrykcji epidemicznych, aż po wszelkie zachowania związane z jakiegoś rodzaju wyrzeczeniami w imię celów ogólnych (zmiana przyzwyczajeń konsumpcyjnych w celu adaptacji do zmiany klimatycznej).
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów takiego, bardzo szkodliwego mechanizmu były nie zawsze przejrzyste mechanizmy kolejnych tarcz wspierających przedsiębiorców, ale przede wszystkim – arbitralność obostrzeń stosowanych „branżowo”: trudno inaczej niż poprzez siłę lobbingu wytłumaczyć różnicowanie zakresu otwarcia sklepów według typów sprzedawanych towarów czy zezwolenia na wielotysięczne zgromadzenia na meczach przy dużo większych restrykcjach dla kin i teatrów. Ograniczony dostęp do zasobów (i „ucha” władzy) dla osób spoza układu zwiększa skłonność czy to do korupcji, czy to do tworzenia pozaprawnych, nieformalnych grup interesu kierujących się logiką bliższą amoralnego familizmu niż solidarystycznych reguł o charakterze powszechnym; zjawisko to dobrze opisali badacze z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie w raporcie pt. Ludowe improwizacje. Jak pandemia zmienia normy społeczne.
Po drugie, konieczność zaspokajania roszczeń grup interesów z zaplecza politycznego (oraz potrzeb wizerunkowych) prowadzi do bardzo nieoptymalnej alokacji zasobów (od przypadków anegdotycznych w rodzaju sprowadzonego gigantycznym samolotem transportu maseczek z Chin przez zakupy niedziałających respiratorów aż po rozdęte koszty tymczasowych szpitali COVID-owych) i – na razie będące w sferze planów – reformy systemu ochrony zdrowia faworyzujące, na przekór narracji własnej rządu, komercyjny sektor usług zdrowotnych.
Mechanizm ten działa również w mniej oczywistych przypadkach – opisane już wyżej niedowartościowanie materialne sektora oświaty, motywowane głównie kalkulacją wyborczą, skutkuje rosnącymi nierównościami w dostępie do wykształcenia, ale koniec końców także utratą bezcennego, zwłaszcza w warunkach niżu demograficznego, kapitału ludzkiego i obywatelskiego (w postaci gorzej wyedukowanych i mniej aktywnych młodych ludzi). Z drugiej strony, przekazanie środków np. na dodatkowe, 13. i 14. emerytury, zamiast na rozwój potencjału opieki zdrowotnej dla seniorów, w dłuższym okresie zaszkodzi samym beneficjentom, szczególnie ciężko dotkniętym w okresie pandemii.
czytaj także
Po trzecie wreszcie, zdominowanie struktur państwa przez logikę interesu partyjnego na wielu szczeblach, paradoksalnie, czyni to państwo mniej sterownym, ze względu na brak profesjonalnej i niezależnej, ale też myślącej długofalowym interesem państwa kadry urzędniczej. Przyznał to w głośnym wywiadzie sam Jarosław Kaczyński tłumaczący niepowodzenia głośnego programu Mieszkanie+ tym, że wymiana kadr w części spółek niezbędnych do jego przeprowadzenia nie sprawiła, wbrew oczekiwaniom, że zaczną one realizować wyznaczone odgórnie cele.
Z drugiej strony służebność polityczna spółek skarbu państwa rodzi wewnątrz nich konflikty interesów odpowiadające, z grubsza, konfliktowi między racjonalnością ekonomiczną i rozwojową a racjonalnością wizerunkową władzy. To zaś, co nie pomaga na poziomie spółek skarbu państwa, jawnie już szkodzi w sytuacji, kiedy od bliskości politycznej z rządem zaczynają zależeć np. inwestycje w samorządach. Polityczny system koordynacji przedsięwzięć centralnych i lokalnych – np. motywowane barwami politycznymi władzy lokalnej dofinansowanie (lub nie) samorządów oznacza, że nie merytoryczne kryteria decydują o realizacji projektów rozwojowych, lecz siła lobbingu wewnątrz obozu władzy. Zazwyczaj, dodajmy, słabo skorelowana z wymaganiami, jakie rodzi polityka odbudowy gospodarki po pandemii, jak również mitygacja zmiany klimatycznej i adaptacja kraju do niej – świetnym tego przykładem była fatalna decyzja o budowie bloku węglowego w Ostrołęce czy sukcesywne przekładanie decyzji w sprawie odkrywki w Złoczewie k. Bełchatowa.
Rok poprzedzający wybuch wojny w Ukrainie w polityce państwa był zdominowany przez pandemię, ale z oczywistych powodów wielką rolę grały równocześnie inne konteksty, przede wszystkim presji zmiany klimatycznej i związanej z nią transformacji. Te dwa konteksty dziś i w kolejnych latach będą nierozerwalne – nie przypadkiem zresztą elity Unii Europejskiej zdecydowały się połączyć wielki plan odbudowy gospodarek Unii Europejskiej po pandemii z zadaniem ich „zielonej” (oraz cyfrowej) transformacji.
czytaj także
Właśnie z tej perspektywy warto patrzeć na to, co działo się z naszym państwem i w jakim stanie wyszło ono z pandemii. Horyzontem nie jest bowiem jego szybszy lub wolniejszy powrót do status quo ante z wiosny 2020 roku (względnie – przywrócenie z pomocą państwa status quo ante w gospodarce i życiu społecznym), lecz jego zdolność zmierzenia się z dawno już zalegającymi wyzwaniami wielkiej adaptacji do zmiany klimatycznej, ale także niewykluczonych zagrożeń pandemicznych w przyszłości.
Po siedmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy i kilkunastu miesiącach pandemii tak bardzo nie ufamy państwu, że 20 proc. z nas nie chce skorzystać z dostarczonej przez nie za darmo szczepionki. Propozycja zwiększenia progresji podatkowej dotykającej zamożniejszą część społeczeństwa spotyka się z histeryczną reakcją (w najmniejszym stopniu motywowaną tym, co w niej najgorsze, czyli uderzeniem w samorządy); Polacy w głośnym badaniu nt. programu 500+, dotąd w zasadzie nie kwestionowanego, kombinują, jak tu odebrać świadczenie sąsiadowi lub przynajmniej – jak skontrolować, na co je wydaje.
Nieco bardziej przychylnie patrzymy na pomysły dofinansowania usług publicznych, ale prawie dwa lata apokalipsy z przerwami na polskich SOR-ach i oddziałach COVID-owych, a także mordęgi rodziców i dzieci przed ekranami szkoły na odległość nie zdołały nas przekonać, że poprawa warunków pracy lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, nauczycielek, pracownic opieki i innych essential workers to priorytet absolutny, bezwzględny, na już i na zaraz. A z pewnością nic takiego nie wyszło z badań rządzącym, skoro nie raczyli niczego podobnego zaoferować. Jak zwykle bywa w takich sytuacjach w Polsce, gdy pojawia się niedobór zasobów, uciekamy się do strategii prywatnych. I, jak to już było w latach 80., państwo raczej udaje, że oponuje – bo prywatyzacja usług publicznych i transfery do różnych komercyjnych aktorów to rewers upartyjnienia wszystkiego, co państwowe.
czytaj także
Wspomnijmy jeszcze o jednej kwestii, a więc organizowaniu tożsamości i zarządzaniu konfliktem symbolicznym. W czasie kiedy zwrot wspólnoty ku temu, co łączy, a więc solidarnej walce z kryzysem egzystencjalnym, ku ratowaniu najsłabszych i ku współpracy ponad partyjnymi podziałami rządu, opozycji i samorządu był czymś niezbędnym – obóz władzy zdecydował się zagrać najbardziej okrutną, biopolityczną kartą plemienną.
Przejęcie politycznej kontroli nad ciałami kobiet przywodzące na myśl popularne literackie dystopie wywołało najbardziej masowy protest uliczny w historii Polski, bynajmniej nie jednej tylko Rzeczpospolitej. A jednak dla rządzących, mimo trwającej wówczas drugiej fali pandemii i tysięcy zgonów – a może właśnie ze względu na nie – realizacja interesu symbolicznego pewnej części własnego zaplecza okazała się ważniejsza niż zdanie milionów Polek i Polaków. Ten konflikt nie znalazł jeszcze wystarczającej artykulacji politycznej po obywatelskiej, demokratycznej i równościowej stronie. Podobnie jak spór o edukację, zgaszony po nieudanym strajku 2019 roku, któremu pandemia może jeszcze nadać nowy impet.
Te trzy wielkie trendy polityki państwa Zjednoczonej Prawicy – centralistyczny decyzjonizm, eksploatacyjno-rabunkowe gospodarowanie zasobami i klientelizm przechodzący w oligarchię – nie zaczęły się wraz z pandemią, ale pandemia je wyostrzyła, utwierdziła, ukazała oczom nawet niezainteresowanych obywateli. To owe trendy w dużej mierze odpowiadają za niepotrzebne tysiące ofiar i to one utrudnią nam zmierzenie się z kolejnymi kryzysami.
Bo jak tu w takich warunkach – głębokiej nieufności do państwa i do siebie nawzajem, degradacji usług publicznych, prywatyzacji strategii radzenia sobie z rzeczywistością – przebudowywać własną cywilizację? Jak się samemu wyciągać za włosy? Na czym budować taką ochronę zdrowia, która przetrwa kolejne pandemie i równocześnie utrzyma w zdrowiu starzejące się miliony ludzi? Jak zarządzać rosnącą złożonością systemu, kiedy za sprawą zmiany klimatu usuwa nam się grunt pod nogami, a partyjne państwo próbuje tę złożoność zredukować do podziału „swój–obcy”? Jak w tych warunkach uzyskać konsensus w kwestii polityki energetycznej, która będzie przecież miała swoich zwycięzców i przegranych, a całe regiony może zepchnąć w niebyt? Zwłaszcza że nie bardzo możemy czekać, aż wyborcy zdecydują się w końcu przestawić politykom wajchę.
Chiny mają gorszą strategię covidową niż Zachód. Ale nie mogą się z niej łatwo wycofać
czytaj także
Z doświadczenia pandemii, tak podpowiada mi intuicja, musimy wynieść przekonanie, że bez dowartościowania wszystkich essential workers w końcu tu poumieramy albo pozabijamy się nawzajem. Że bez silnych samorządów władza centralna pochłonie wszystko i zredukuje do poziomu tak prostackiego, jak tylko jej własna wyobraźnia pozwala. I że solidarność i zaangażowanie, które widać było półtora roku temu na ulicach setek polskich miast i wsi, to kapitał, któremu długo nic nie dorówna. To te trzy siły mamy na dziś – przeciw logice rabunku zasobów, centralizacji i solidarności tylko dla kolesiów. Jeśli z nich nie skorzystamy, utracimy kolejną cywilizacyjną szansę, jak to już drzewiej parę razy bywało.
**
Fragment książki To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii pod redakcją Przemysława Czaplińskiego i Joanny Bednarek, która ukazała się nakładem Instytutu Wydawniczego Książka i Prasa.