Sztandar Lewicy Razem wyprowadzić. Ale na serio

Pilnie potrzebujemy lewicowych partii znacznie radykalniejszych niż Platforma light.
Fot. Klub Lewicy/Flickr.com

Po każdej kolejnej klęsce lewica, która już dawno przestała być „młodą nadzieją”, zapowiada wyciągniecie wniosków, ciężką pracę i nowe otwarcie. Dość tego, czas na zmianę warty, a nie na oczekiwanie, w jaki sposób wymyśli się na nowo senatorka Biejat.

Gdy w ubiegłym tygodniu świeżo upieczony europoseł Koalicji Obywatelskiej Łukasz Kohut powiedział, że „uważa partię Razem za mocno komunistyczną”, zacząłem się zastanawiać, czy po każdej takiej wypowiedzi na Kremlu otwierają szampana.

Nie twierdzę bynajmniej, że Kohut jest opłacany przez Putina. Po prostu każdy, kto ma poglądy bardziej prospołeczne niż umiłowany przez Polaków centryzm i prawdopośrodkizm – obecnie dość powoli, lecz konsekwentnie i zgodnie z europejskimi trendami dryfujący w stronę miłego Rosji katoendeckiego faszyzmu – musi zdawać sobie sprawę, że pilnie potrzebujemy lewicowych partii znacznie radykalniejszych niż Platforma light.

Lewica przegrywa przez brak lewicowców, a nie inby na Twitterze

Słynne „nowe otwarcie”, czyli recepta starszyzny polskiej lewicy na każdą wyborczą klęskę, to już niestety zbyt mało, żeby rozpalić ogień w sercach młodych socjalistów. Liderzy Razem mają ponad 40 lat, w polityce parlamentarnej są od dekady i nie udało im się ugrać zupełnie nic. Wyniki eurowyborów pokazały, że zastąpienie eseldowskich dinozaurów razemiackimi reformistami już nie zmieni oblicza tej ziemi.

Jeśli ktoś jest innego zdania, to w obliczu triumfów radykalnej prawicy w całej Europie można podejrzewać go o – cytując Louisa-Fedrinanda Céline’a o poglądach rodziców na wojnę, która zdruzgotała samego pisarza – „oślizgłą i ciężką jak gówno, przeraźliwie optymistyczną, prostacką, zgniłą głupotę, którą na przekór oczywistościom wszystko klajstrują, nie zważając na hańbę i udręki”.

Gdy przed wyborami parlamentarnymi pytałem, jak fatalny musiałby być wynik Lewicy, żeby doprowadzić do ojcobójstwa i zmiecenia Czarzastego, Biedronia i Zandberga z frontu lewicowej barykady, niewielu miało wątpliwości, że 15 października przyniósł konkretną odpowiedź – właśnie taki.

Jak fatalny powinien być wyborczy wynik Lewicy, by trzej tenorzy zapłacili głowami?

Dwa głosowania później, gdy Biedroń ponownie wjeżdża na białym koniu do Parlamentu Europejskiego, mimo utopienia niemal całej reszty własnej drużyny, Czarzasty mości się u stóp Donalda Tuska, a Zandberg walkowerem oddał jakikolwiek wpływ na bieżącą polską politykę, wytarte jak wycieruchy sformułowania Magdaleny Biejat, zdobywającej w wyborach prezydenckich „u siebie”, w Warszawie, wynik zbliżony do wyniku Konfederacji w wyborach europejskich w całej Polsce, o „gotowości do ciężkiej pracy i wyciągania wniosków”, to kpina.

Ten czas już minął i żadne wnioski nie zostały wyciągnięte. Sztandar Lewicy i partii Razem trzeba szybko wyprowadzić. Dziś nie widać nawet możliwości na to, by Lewica Razem stała się establishmentowym parasolem skupiającym pod sobą wiele lewicowych frakcji, których potrzebujemy. Nie piszę tego bez żalu – rdzeń partii Razem to przede wszystkim grupa 30- i 40-latków, moich rówieśników i rówieśnic, sympatycznych wiecznych studentów, którzy na początku wieku protestowali przeciwko wojnie w Iraku, uczestniczyli w protestach alterglobalistycznych, czytali Krytykę Polityczną – ale dziś lewicowy trybun jest nagi. 10 lat działalności partii Razem umocniło lewicę w Polsce tak, że w ogóle nie.

Czas powiedzieć „sprawdzam” wszystkim organizacjom pozarządowym, środowiskom i grupkom aktywistycznym, które przecież istnieją i mają bardzo dużo do powiedzenia u Elona Muska na X. Niektórzy dostają fortunę na Patronite na podcasty, inni od długich lat tworzą uwielbiane przez tłumy pisma o tematyce związkowej, jeszcze inni zbliżają się do ludu na fali antyalkoholowej krucjaty.

Niech się nie kończy na publicystyce, wstydzie i złośliwych recenzjach. Anarchiści, syndykaliści, marksiści, pikettyści, walczący o prawa do akademików studenci i związkowcy tej ziemi, pogrążeni w kłótniach o to, kto jest bardziej lewicowy, powinni zostać usłyszani w przestrzeni publicznej, nie idąc na kompromisy z wyśmiewanymi przez siebie konformistami, libkami czy Kościołem, przed którym trzęsie się ze strachu cały Sejm.

Strajk okupacyjny domu studenckiego Kamionka. Jest nadzieja na przełom?

Gdy globalne mocarstwa wzywają na wojnę, naszym odruchem nie powinno być wskakiwanie w kamasze. Wynikający z destabilizacji politycznej chaos to też najlepsza okazja, by zaproponować postulaty prawdziwie rewolucyjne i dać ludowi udział we władzy. Triumfy prawicy we Francji czy w Niemczech i rekonstrukcja faszyzującego porządku rodem sprzed 100 lat to w obecnej sytuacji Europy nie dzwonek alarmowy, tylko co najmniej dzwon Zygmunt. Na ten dźwięk nie wystarczy odpowiadać oczekiwaniem na to, w jaki sposób wymyśli się na nowo senatorka Biejat.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij