Petryczkiewicz: Bezczynność definiuje nas jako ludzi

Bez momentu refleksji, zawahania, zatrzymania, stajemy się tylko bezmyślnymi maszynami generującymi hałas i szum.
Daniel Petryczkiewicz. Fot. Daniel Petryczkiewicz

Poddani ciągłej presji aktywności i działania zapomnieliśmy, że to właśnie bezczynność, która niczego nie produkuje, stanowi najbardziej intensywną formę życia, jego splendor – jak notuje Byung-Chul Han w „Duchu nadziei”.

Coraz mniej pasuję do świata, w którym definiuje mnie tylko aktywność, która musi prowadzić do konkretnych, najlepiej spektakularnych efektów. Świata, w którym o przydatności decydują Twoje ostatnie sukcesy. Świata, w którym zawsze musimy zmierzać dokądś, mieć jakiś cel, robić coś po coś; w którym świętości, rytuały i bezczynność złożyliśmy na ołtarzu neoliberalizmu, technofeudalizmu i samowyzysku.

Religia nie ma monopolu na świętość

Moja babcia miałaby w tym roku 106. urodziny. Zmarła dziewięć lat temu. Babcia Ania była bardzo głęboko wierząca. Do ostatnich dni życia, a może nawet szczególnie przy samym jego końcu, kościół i wiara były dla niej całym światem. Wielokrotnie słyszałem od niej kontrowersyjne dla niektórych życzenia – „Wnusiu, nie życzę Ci zdrowia, ale tego, żebyś nigdy nie utracił wiary. Wiara pozwala bowiem żyć w pełni nawet wtedy, kiedy tego zdrowia już nie nastarczy. Może być w jakimś momencie jedynym, co pozwoli dalej żyć”. Wtedy tego nie rozumiałem, ale często się modliłem, polecając różne sprawy „siłom wyższym”.

Byung-Chul Han: Najsilniejsza nadzieja budzi się dopiero pośród najgłębszej rozpaczy

Myślę, że dziś bardzo tego brakuje w naszym świecie. Nie ma już sacrum. Wszystko jest do bólu racjonalne. Odarte z duchowości. Mamy nową Trójcę Przenajświętszą: wzrost, konsumpcję i własność prywatną. To im hołdujemy. Cytując Orwella, to, „jak wygląda życie bez prawdziwego boga – wystarczy się rozejrzeć”. Nie wiem, czy istniało w dziejach ludzkości społeczeństwo tak bardzo gardzące tym, co duchowe i niemierzalne oraz obojętne wobec świętości. I myślę, że słowo „świętość” jest tu naprawdę kluczowe i nie powinno być utożsamiane z jakąkolwiek religią. Żadna religia nie ma monopolu na świętość. Każda jest tylko sposobem wyrażania tego samego. Hołdu dla czegoś większego od nas samych.

Musicie wiedzieć, że babcia Ania była tzw. „żelaznym pokoleniem”. Wychowana na Kresach Wschodnich, doświadczona przez dwie wojny, ukształtowana przez pracę na roli. Zawsze kochała ziemię. Wiedziała, że to dzięki niej żyje ona i cała jej rodzina. Nigdy nie pogodziła się  z przesiedleniem na tzw. ziemie odzyskane – a tak naprawdę komuś odebrane. Serce zostawiła na Wschodzie, gdzieś pod Tarnopolem.

Manifest ciemności: czym jest dla mnie luksus i przywilej?

Wychowała mnie, kiedy rodzice byli zajęci pracą. Urodziłem się w 1976 roku. Jestem pokoleniem, które oglądało narodziny kapitalizmu w Polsce, a kult pracy i kariery wchłonęło z dymem papierosowym rodziców. Pamiętam, że kiedy nadszedł czas wyboru szkoły średniej i powiedziałem, że zostanę fotografem albo piekarzem, rodzice się  załamali. „Cóż to za zawody! Zobacz synu, jak to się wszystko rozwija! Potrzebujesz zawodu przyszłości!” – powtarzali. Ofensywa zakończyła się  w liceum ekonomicznym i na studiach finansowych.

Babcia Ania pytała mnie w tamtym czasie, dlaczego w kolorowym, japońskim telewizorze, który kupił tata, mówią po polsku. Jej życie było jak szalony kalejdoskop. Jeszcze wczoraj powoziła furmanką, a dziś mogła przeglądać pierwsze strony internetowe. Jednocześnie wcale nie bała się „postępu”, w takim sensie, że dla niej dział się on jakby gdzieś obok. Czasem nowoczesność ułatwiała jej życie, tak jak nowe żelazko albo czajnik bezprzewodowy, ale miała intuicję, że taki na przykład telewizor wnosi do domu zarzewie konfliktu. Nie wiem, co by powiedziała na nasze dzisiejsze przyklejenie do urządzeń ekranowych.

Babcia czuła szacunek do spraw i rzeczy większych niż ona sama i ludzkość. Im była starsza, tym więcej czasu poświęcała na bycie w kościele, na modlitwy i rozważania, najczęściej w ciszy. Na koniec często mi powtarzała, że czuje się niepotrzebna, bo nie robi niczego użytecznego. Czuła, że przestaje pasować do świata, który sacrum porzucił na jakimś prowincjonalnym poboczu. Choć – i to jest niesamowite – do samego końca za nas wszystkich i w różnych innych intencjach się modliła. Na przekór kultowi utylitaryzmu.

Czas nadziei i zguba odsłonięcia

Byung-Chul Han jest urodzonym w Korei Południowej metalurgiem, który został jednym z najpoczytniejszych europejskich filozofów. Filozofię, germanistykę i teologię studiował we Freiburgu oraz w Monachium. Po habilitacji wykładał filozofię, teorię mediów i nauki o kulturze na Uniwersytecie w Bazylei, w Wyższej Szkole Projektowania w Karlsruhe oraz na Uniwersytecie Sztuk Pięknych w Berlinie. W Polsce jego nazwisko wciąż nie jest zbyt popularne. Mam nadzieję, że zmieni się to wraz z wydaniem przez Krytykę Polityczną najnowszego zbioru esejów Duch nadziei, bo idee proponowane przez Hana to odtrutka na świat stojący nad przepaścią.

Postać to niezwykła, bo wymykająca się łatwemu szufladkowaniu. Han łączy idee, na które można się  natknąć po obu stronach spolaryzowanej sceny politycznej. Jego krytyka neoliberalizmu i kapitalizmu inwigilacji sytuuje go po stronie progresywnej lub lewicowej, ale pochwała hierarchii, rytuału, święta czy tradycji burzy ten zbyt łatwy obrazek. W filozofii Hana obie propozycje znajdują wspólny język.

Diagnoza jest druzgocąca i bolesna. Jesteśmy w miejscu złym i opresyjnym, nie na końcu, ale na zakręcie historii. Dokąd wiedzie dalsza droga? Han wydaje się  pokazywać, że nie ma innego sposobu niż dotarcie tam, gdzie przepracujemy i przerobimy to, co jest – jak na psychoterapii. Dzięki temu zmęczone pracą i samowyzyskiem społeczeństwo neoliberalne może stać się  tylko epizodem, „po którym przyszłość stanie się znowu możliwa” – by posłużyć się frazą Rafała Pokrywki ze wstępu do Społeczeństwa zmęczenia.

Z powodu zwięzłej i nasyconej sugestywnymi metaforami formy pisarskiej, próbowano wepchnąć Hana w szufladkę „bestsellerowej filozofii” i guru uczącego rozumienia świata w stylu Juwala Noacha Harariego czy Źiźka). On sam nie dał sobie tego zrobić. Być może – jak sugeruje wspomniany Rafał Pokrywka, jego prześwietny tłumacz – praktykuje jedną ze swoich głównych obsesji: przeświadczenie, że bezwarunkowe odsłonięcie i wystawienie się na widok innych może człowiekowi przynieść  jedynie zgubę.

Skutecznie unika świateł reflektorów, nie występuje na TED-ach i wielkich debatach, nie publikuje na mediach społecznościowych, a jedynym oficjalnym cyfrowym śladem po nim jest skromna strona w języku niemieckim, prezentująca trzyzdaniowy biogram, dorobek pisarski (w formie listy książek i wydań międzynarodowych) oraz rodzaj manifestu, który jak w soczewce skupia jego najważniejsze idee oraz daje namiastkę pisarskiego stylu.

„Hałaśliwe społeczeństwo zmęczenia jest głuche. Społeczeństwo przyszłości mogłoby być społeczeństwem słuchających i wsłuchujących się. Aby rozpocząć inny czas, potrzebujemy rewolucji dzisiejszego czasu. Odkrycia na nowo czasu Innego. Dzisiejszy kryzys czasu nie polega tylko na przyspieszeniu, ale przede wszystkim na totalizacji czasu Ja. Czas Innego wymyka się logice wzrostu, wydajności i efektywności, które wywołują ciągłą presję przyspieszającą czas. Podporządkowanie liberalnej polityce wydajności znosi czas świąt, czas uroczysty, który wymyka się  logice produkcji. Jest on bowiem czasem od-produkowania. W przeciwieństwie do czasu Ja, który nas izoluje i osamotnia, czas Innego tworzy wspólnotę. Jest więc czasem dobrym”.

Opowieść na czasy niepewności. Czym jest Aktywna Nadzieja?

czytaj także

Ja symbolizuje wszechobecne i rozpasane ego. Inny symbolizuje drugiego, członków wspólnoty, ale też naszą drugą stronę, która jako ta negatywna chowa się w cieniu, ulegając presji zawsze pozytywnego przekazu. Dzisiejszy świat to świat na wskroś pozytywny, karmiący się dobrymi wibracjami i płytkimi afektami, bo one gwarantują zasięg, gładki przepływ kapitału i płynny wzrost. Nowoczesne społeczeństwo to społeczeństwo, które wypiera negatywne emocje, ból i śmierć oraz wszelkie dyskomforty. Ułatwia to wszechobecna technologia, która wyręcza nas także w wyobrażaniu i myśleniu.

Bezczynność, czyli ucieczka z pułapki naleśnika

Produkowane 24 godziny na dobę informacje, selfie i gównoburze, które wylewają się  z urządzeń ekranowych, tworzą ciągły, nieustający hałas. Praca nie jest już tylko – a dla wielu w ogóle – fizycznym wychodzeniem do biura czy fabryki. Dziś to głównie aktywność polegająca na samo-produkowaniu się w sieci. Wydajemy się  przez to na pastwę samowyzysku. Bo przecież nikt nie stoi nad nami i nie każe odbijać karty w fabryce. Dziś robimy to niemal przez całą dobę, produkując się na naszych ekranowych urządzeniach, tworząc kolejne strumienie danych, udostępniając, lajkując i komentując.

Znika czas wolny, a co więcej nie jesteśmy w stanie znieść chwili bezczynności. Wpadamy w „pułapkę naleśnika”, o której” pisze Magda Bigaj w „Piśmie”: „Gdy smażysz naleśniki, placek leży na jednej stronie mniej więcej dwie minuty. Jesteś w domu i właściwie mogłabyś w oczekiwaniu, aż ciasto się zetnie, pomyśleć o czymkolwiek, pozwolić myślom płynąć i odprężyć się po zabieganym dniu. Ale cyfrowy przemysł wydobywczy ma inne plany. Bo przecież ile rzeczy możemy zrobić w sieci przez te dwie minuty między przewracaniem naleśników! Sprawdzić dziennik elektroniczny, zrobić szybkie zakupy, odpowiedzieć na jeden mail, by jutro w pracy być o to jedno zadanie do przodu. I chociaż pozornie stoisz w kuchni, twoja głowa zasuwa w cyfrowym świecie jak wilk łapiący jajka w starej grze z lat 80. Wyślij, skomentuj, odpowiedz, kup teraz, zapisz, usuń, sprawdź, nie zwariuj”.

Byung-Chul Han: W świecie storytellingu wszystko zostaje zredukowane do konsumpcji

I nie chodzi Hanowi o należący do porządku pracy „odpoczynek po pracy”, który służy tylko temu, aby za chwilę poderwać się  na powrót do dalszego działania. Hanowi chodzi o czas wolności, który jak mówi, “nie należy do porządku pracy i wytwarzania”. Czas wolny to czas intensywności życia, kontemplacji i święta. Tymczasem zabijamy go, aby uniknąć nudy. Czas żywy staje się czasem martwym. Tak zwane intensywne życie, pornograficznie pokazywane i hołubione na mediach społecznościowych, oznacza dziś przede wszystkim większą wydajność i większą konsumpcję. Nudzić się, spędzać czas bezczynnie – to być przegrywem. Nie mieć nic do pokazania, nic sobą nie reprezentować.

Poddani ciągłej presji aktywności i działania zapomnieliśmy, że to właśnie bezczynność, która niczego nie produkuje, stanowi najbardziej intensywną formę życia, jego splendor – jak notuje Han. Zapomnieliśmy, że co prawda działanie jest konstytutywne dla historii, ale nie stanowi siły kulturotwórczej. „To nie wojna, lecz święto, nie broń, lecz ozdoba są źródłami kultury. Historia i kultura nie pokrywają się  w całości. Nie bezpośrednie drogi do celu, ale dygresje, rozpasanie, meandrowanie tworzą kulturę (…) Kultura sadowi się poza funkcjonalnością i użytecznością”.

Bezczynność definiuje nas jako ludzi. Bez momentu refleksji, zawahania, zatrzymania, stajemy się  tylko bezmyślnymi maszynami generującymi hałas i szum. W tym hałasie nie ma ciszy, a bez ciszy nie ma muzyki. W swoim ciągłym biegu i aktywności upodabniamy się do maszyn, które potrafią tylko funkcjonować, a nie prawdziwie żyć. Kapitalizm zmienia dzisiejsze święta w eventy i spektakle, które de facto stają  się  towarem. Takie eventy nie tworzą wspólnoty, ale tłum zatomizowanych jednostek. Hurtową formę wspólnoty, w której nie ma nas. Zostają tylko samotni konsumenci. Kapitalizm zmienia w towar nawet czas. W rezultacie traci on wszelki odświętny charakter. „Rzeczywistość  czasu wyparła jego reklama” – pisał Guy Debord w Społeczeństwie spektaklu. W kapitalizmie nawet luksus jest konsumowany, upodabnia się do towaru, traci swoją odświętność  i blask.

Han bezlitośnie zauważa i piętnuje komercjalizację każdego skrawka wolnego czasu. Nawet tradycyjnie świąteczne czynności zostały zawłaszczone przez przymus optymalizacji i efektywności.  Poszczenie, które było kiedyś świętym rytuałem, dziś staje się drogą do optymalizacji życia. Sen, który jest szczytem odprężenia fizycznego, postrzegamy jako aktywność (power nap). Spacer przestaje być luksusem włóczęgi bez celu, musi być dokądś i po coś – bardziej przypomina marsz. Pierwotne wpatrywanie się  w ogień staje się  wyczekiwaniem na oświecenie. Wszystko podporządkowane reżimowi „po to, aby”.

Mencwel: Pokłóćmy się wreszcie o wodę

Bezczynność wymaga czasu, potrzebuje długiej chwili zatrzymania, ciszy, refleksji kontemplacji. Są one coraz rzadsze w epoce pośpiechu, w której wszystko musi być natychmiast, na już. Dyktando konsumpcyjnego stylu życia, które domaga się  zaspokojenia każdej afektywnej potrzeby, bez cierpliwości oczekiwania aż coś powoli dojrzeje. Uczucia redukują się  do afektów. Doświadczenia zmieniają się w doznania. „Nie mamy dostępu do rzeczywistości, która otwiera się tylko przed kontemplacyjną uwagą” – notuje smutno Han.

„Bez czasu, bez nabrania głębokiego oddechu, wydarza się tylko to samo. Wolny duch ginie”. Być może nie potrafimy wywołać dziś rewolucji, bo nie mamy czasu na myślenie? – pyta prowokacyjnie autor. Cisza, refleksja, czytanie poezji i filozofów brzmią dziś jak arsenał zbrojny rewolucji.

Spacer bez celu, nie po coś i dokądś. Spontaniczny taniec, który jest uwolnieniem naszych utylitarnych ruchów od po to, aby. Muzyka wydobywająca się spod palców, które nie sięgają po coś. Czekanie, które nie wie, na co czeka. To wszystko brzmi jak kieszonki oporu, w których rozchwaścić się  mogą idee bezczynności i zaczyny rewolucji. Chodź, zasadzimy ich nasiona razem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij