Wilczyce to kolektyw, broniący przed wycinką drzew w Puszczy Karpackiej. Od stycznia 2021 roku i zimą i latem, mieszkały w Norze 219a w Puszczy, nie pozwalając na wjazd ciężkiego sprzętu do lasu. Nora została zaatakowana.
W poniedziałek 8 sierpnia po godzinie 9.00 rano na teren wydzielenia 219a w Nadleśnictwie Stuposiany w Bieszczadach, gdzie od stycznia 2021 aktywistki kolektywu Wilczyce blokują wycinkę drzew, weszła policja kryminalna z Ustrzyk Dolnych. A za nią pogranicznicy, strażacy, GOPR, strażnicy leśni.
Wilczyce, a za nimi Inicjatywa Dzikie Karpaty i MSK alarmowały: „Ewikcja trwa. W lesie straż graniczna wraz z kryminalną policją zatrzymują osoby. Skypod Mały Kotek jest demontowany po interwencji straży pożarnej. Na miejscu słychać huki powalanych domów. Z 219a dochodzą dźwięki pił. Ostały się pewne konstrukcje w koronach drzew, opór wciąż trwa. Służby utrzymują, że znalazły na terenie obozu substancje odurzające”.
„Twój las jest bezpieczny” zapewniają leśnicy. Wilczyce im nie wierzą
czytaj także
Dostać się do wydzielenia nie jest wcale tak łatwo, ale Lasy Państwowe otworzyły szlaban blokujący dojazd, samochody terenowe, część należąca do straży granicznej, część wyglądająca na cywilne, dojechały do pierwszych blokad, dalej szli pieszo.
− Wkroczyli pod pozorem szukania narkotyków, towarzyszył im pies. Zrobili cyrk ze znalezieniem torby „dragów”, ale czort wie, co to było. Nie wierzę, żeby ktokolwiek z nas przywiózł coś takiego do lasu, a tym bardziej zostawił leżące ot tak, do znalezienia − opowiada aktywista uczestniczący w zajściu.
Znalezienie domniemanych narkotyków uruchomiło zatrzymania. Do pomocy został ściągnięty GOPR i straż pożarna, żeby ściągać aktywistów z drzew.
Bank Danych o Lasach BDL dzieli całą Polskę na nadleśnictwa, a one z kolei na siatkę wydzieleń o powierzchni 1000 m 2. 500 m2. Każdy kwadracik w tej siatce, czyli wydzielenie, ma swój numer. Nora Wilczyc na wydzieleniu 219a powstała trochę na wzór blokady w Hambach w Niemczech, która przypominała nadrzewne miasteczko z filmu o Robin Hoodzie, tyle, że na znacznie mniejszą skalę.
czytaj także
Służbom towarzyszył też inspektor budowlany. − Był też inspektor budowlany, który ogłosił, że konstrukcje ekologów to samowolka do wyburzenia. Widać, że akcja została przygotowana, przemyślana wcześniej, z gotowymi zarzutami − przekonuje aktywista.
Służb zjechało się wiele, funkcjonariuszy, według słów Wilczyc, było pewnie kilkudziesięciu. Aktywistów też było akurat więcej niż zazwyczaj, bo zjechali się na szkolenia z rozpoznawania roślin, umiejętności potrzebnych do życia w lesie. Zatrzymania były brutalne.
− Rzucili mną o ziemię, skuli ręce za plecami, choć nie stawiałem oporu, nie uciekałem. Podnieśli do pionu, podcięli znowu, dostałem po twarzy od strażnika granicznego, choć nie mam pojęcia co oni tam mieli do robienia, blokada wycinki w żaden sposób nie wiąże się przecież z zakresem ich obowiązków. Poniosło ich. Mierzyli z broni ostrej do osoby, która przyszła zobaczyć co się dzieje, i na widok służb zaczęła się oddalać − opowiada członek kolektywu, z którym rozmawialiśmy w poniedziałkowy wieczór. Właśnie został wypuszczony po przesłuchaniu, rozmasowywał nadgarstki skute kajdankami, cały dzień nic nie dostał do jedzenia ani picia. Przesłuchania aktywistów trwały w Ustrzykach Dolnych do późna w nocy z poniedziałku na wtorek. Ostatnia osoba została wypuszczona po północy.
Tymczasem strażacy zabrali się do rozbijania konstrukcji nadrzewnych i naziemnych, gdzie mieszkają Wilczyce. Aktywiści podejrzewają, że inicjatorem ataku były Lasy Państwowe, którym działania ekologów przeszkadzają i na pewno szkodzą wizerunkowo, informując powszechnie o wycinkach, o przekraczaniu uprawnień, gatunkach chronionych, które przez LP chronione nie są.
− Wilczyce chcą zapobiec wycince drzew, a Lasy Państwowe robią to, co w Białowieży, pokazują, kto tu rządzi. Tu nie chodzi o te trochę drzew, ale o pokazanie władzy − mówi aktywista Greenpeace, który odwiedzał Norę 219a.
Lasy Państwowe od początku istnienia blokady nękały aktywistów. Miało dojść nawet do wpuszczenia domestosu do potoku, z którego aktywistki czerpały wodę.
Co będzie, skoro aktywiści zostali zwiezieni do Ustrzyk Dolnych?
− Wkoło tną, w naszym wydzieleniu nie, ale teraz, kiedy osoby zostały zabrane, jak najszybciej wejdą z cięciami − mówi nasz informator. Rzeczywiście, we wtorek rano blokad i konstrukcji w wydzieleniu 219a już nie ma.
Aktywistom nie postawiono zarzutów. Jedną osobę (obywatelkę Irlandii) przewieziono do Leska w celu ustalenia danych osobowych.
− Na papierach jest napisane, że przesłuchiwani jesteśmy w charakterze świadków, a powodem jest podejrzenie o posiadanie substancji narkotycznych. Tak że nie mogliśmy odmówić zeznać.
Rzecznik Komendy Policji w Ustrzykach Dolnych nie odbiera telefonu. Rzeczniczka Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie przekazała:
„Wczoraj w Mucznem, policjanci z Ustrzyk Dolnych, udzielali asysty Powiatowej Inspekcji Nadzoru Budowlanego w związku z postawioną w lesie przyczepą. Podczas czynności policjanci ujawnili i zabezpieczyli substancje, co do których istnieje podejrzenie, że mogą to być środki odurzające. Funkcjonariusze na miejscu ujawnili i zabezpieczyli również broń gazową i kuszę. Pod nadzorem prokuratury prowadzone są czynności, w przypadku potwierdzenia, że zabezpieczone substancje okażą się środkami zabronionymi, policjanci będą ustalać do kogo należą te środki. W celu potwierdzenia tożsamości, została zatrzymana jedna osoba, obywatelka Irlandii”.
Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania o to ile osób zostało przesłuchanych, jakie inne służby uczestniczyły w rozbiciu obozu, dlaczego zatrzymania były brutalne, ani czy komukolwiek zostały postawione zarzuty.
Wilczyce, jak napisały w manifeście, są oddolnym, intersekcjonalnym ruchem na rzecz ochrony Puszczy Karpackiej. Nie zgadzają się na dewastację dzikiej przyrody, szkodliwą działalność Lasów Państwowych, które w każdym lesie widzą magazyn desek. Widzą złożoność systemu, rozumieją zagrożenie związane z rosnącą temperaturą, zdają sobie sprawę, że lasy zatrzymują wodę w glebie, a starodrzew pełni kluczową rolę w ochronie klimatu.