W latach 2015–2017 nierówności ekonomiczne nad Wisłą wyraźnie spadły. Jednak bez reformy podatkowej w najbliższych latach znów zaczną rosnąć.
Szokujące badania. Nierówności w Polsce największe w UE – to tytuł z Bankiera z kwietnia tego roku. Z kolei Nierówności w Polsce prawie takie jak w Szwecji. Zmalały najszybciej w Europie – to już tytuł z Money.pl, wcześniejszy ledwie o kilka miesięcy. Takie zestawienia sprzecznych ze sobą przekazów można mnożyć. Przeglądając dziennikarskie teksty na temat nierówności na portalach ekonomicznych, dojdziemy do wniosku, że muszą istnieć jakieś dwie różne Polski, najprawdopodobniej leżące w zupełnie innych częściach globu. Jedna bardzo egalitarna, europejska, przypominająca kraje nordyckie, a druga niezwykle rozwarstwiona, położona najpewniej gdzieś w Ameryce Południowej.
A przecież wszystko wskazuje na to, że państwo o nazwie Polska jest tylko jedno (i całe szczęście). Z czego więc wynikają te, nie tyle różne, ile wręcz sprzeczne ze sobą opinie? Przecież nie możemy być równocześnie krajem bardzo egalitarnym i niezwykle rozwarstwionym, to się nie składa do kupy. Jak widać jednak, dane ekonomiczne można podawać oraz interpretować na różne sposoby, a namalowany według nich obraz może być czarny lub biały, zależnie od przyjętej metody.
Płace nierówne jak w Polsce
Pierwszy z wyżej wymienionych tytułów odnosił się do głośnych badań World Inequality Lab (WIL), który tworzy grupa znanych ekonomistów zajmujących się zawodowo nierównościami ekonomicznymi. Wśród nich są prawdziwe sławy, takie jak Thomas Piketty, Gabriel Zucman i Emmanuel Saez. Zbadali oni nierówności w Europie i Ameryce Północnej, a także części Azji, Afryki, Ameryki Południowej i Oceanii. Wynika z nich rzeczywiście, że Polska należy do kilku najbardziej rozwarstwionych państw Unii Europejskiej. Przykładowo górny 1 procent drabiny dochodowej zgarnia w Polsce 12,5 proc. krajowych dochodów, co jest drugim najwyższym wynikiem we Wspólnocie. Co ciekawe, na pierwszym miejscu jest… Dania (12,8 proc.). We Francji i w Niemczech górny 1 procent zgarnia 11 proc. dochodów, a w Szwecji nieco ponad 8 proc. Oczywiście daleko nam do krajów najmniej egalitarnych na świecie – w Rosji i USA przedstawiciele najwyższego procenta uzyskują 20 proc. krajowych dochodów, a w Brazylii nawet 28 proc.
Podobnie sprawa ma się w przypadku dochodów górnych 10 procent. W Polsce ludzie ci zgarniają 34,6 proc. dochodów, co jest trzecim wynikiem w UE, tym razem jednak po Niemczech i Irlandii (35 proc.). W Szwecji górne 10 proc. uzyskuje 28 proc. dochodów, a na Słowacji jedynie 23 proc. Znów, daleko nam tu do światowych liderów – w USA i w Rosji górny 10 proc. otrzymuje ponad 45 proc. dochodów, a w Brazylii aż 56 proc.
Jakkolwiek byśmy sprawdzali, z danych WIL wynika, że Polska jest dotknięta największymi nierównościami ekonomicznymi w Unii Europejskiej.
Z danych WIL wynika, że Polska jest dotknięta największymi nierównościami ekonomicznymi w Unii Europejskiej.
Pytanie brzmi jednak, jak w tej analizie rozumiany jest dochód. Okazuje się, że mowa tu o wszystkich dochodach z aktywności zarobkowej (wynagrodzenia, zyski, odsetki od kapitału) oraz o świadczeniach emerytalnych. Są to dochody przed opodatkowaniem i nie uwzględniają one transferów socjalnych. Można więc powiedzieć, że badanie WIL pokazuje nierówności powstające na rynku, bez uwzględnienia polityki społecznej państwa. Duże znaczenie mają tu między innymi nierówności płacowe, czyli różnice w wynagrodzeniach poszczególnych pracowników. Jednocześnie w polskim systemie emerytalnym (system zdefiniowanej składki) różnice w emeryturach są przecież pochodną różnic płacowych.
Jeśli wziąć to pod uwagę, dane WIL nie będą już tak wielkim zaskoczeniem. Rozkład płac w Polsce jest jednym z najbardziej zróżnicowanych w Europie, co wiemy od dawna. Według danych Eurostatu w 2014 roku reprezentanci najwyższego decyla płac zarabiali co najmniej 4,7 razy więcej niż przedstawiciele najniższego decyla. Był to najwyższy wynik w Europie – w drugiej Rumunii wskaźnik ten wyniósł 4,6, w ostatniej zaś Szwecji – ledwie 2,1. W tym samym roku Polska miała również czwarty najwyższy odsetek osób zarabiających mniej niż dwie trzecie mediany – 23,6 proc. Tylko na Litwie, Łotwie i w Rumunii więcej było tak zwanych low wage earners, czyli po prostu nisko zarabiających.
czytaj także
Dodajmy, że analitycy WIL w swych badaniach poszerzyli bazę źródłową między innymi o dane podatkowe, nie opierając się jedynie na ankietach, tak jak większość instytucji statystycznych, w tym GUS. Dzięki temu ich dane miały być bardziej dokładne, pytanie brzmi tylko, czy tak właśnie było w przypadku Polski. Polski system podatkowy jest bowiem tak skonstruowany, że chętniej omijają go ci, którzy mniej zarabiają – dla wysokich zarobków jest on jednym z najbardziej atrakcyjnych w Europie. Zważywszy na to, że polska szara strefa jest spora i wynosi ok. 18 proc. PKB, to w danych podatkowych akurat dochody najmniej zarabiających mogą być niedoszacowane. Co automatycznie się przełoży na wyższy statystycznie poziom nierówności.
Na koniec warto też wiedzieć, że dane WIL w przypadku Polski dotyczą 2015 roku, tymczasem od tamtego czasu skala nierówności nad Wisłą spadła.
Socjalem w nierówności
Inny obraz dają wskaźniki nierówności, które biorą pod uwagę wszystkie dochody do dyspozycji gospodarstw domowych – także te ze świadczeń socjalnych. To właśnie o tego rodzaju nierównościach napisano w tekście w Money.pl, przyrównującym Polskę do Szwecji. Opisano w nim inny wskaźnik – minimalną różnicę w dochodach między dolnym i górnym kwintylem (dolne i górne 20 proc. społeczeństwa).
czytaj także
W 2017 roku ci z górnego kwintyla w Polsce uzyskali dochody przynajmniej 4,6 razy większe niż przedstawiciele dolnego kwintyla – w Niemczech było to 4,5, a w Szwecji 4,3. Według najnowszych danych w ubiegłym roku wskaźnik ten znów w Polsce spadł do poziomu 4,25, czyli wyniósł niemal tyle samo, co w Danii (4,2) i właśnie Szwecji (4,13). W Rumunii zaś dochody górnego kwintyla były przynajmniej 7 razy większe niż dolnego, a w Hiszpanii przynajmniej 6 razy większe.
Także według wskaźnika Giniego polskie nierówności szybko spadają od 2015 roku. W 2016 roku Gini wyniósł nad Wisłą 29,8 (wobec 30,6 rok wcześniej), a w 2017 już tylko 29,2, co plasowało nas dokładnie między Francją i Niemcami. Według tych samych danych w ubiegłym roku Gini znów w Polsce radykalnie się obniżył, tym razem do 27,8, co sprawiło, że spadliśmy nawet za Danię (27,9).
Według wskaźnika Giniego polskie nierówności szybko spadają od 2015 roku.
Bardzo duże spadki nierówności w ubiegłym roku wykazywane przez Eurostat, zarówno w zróżnicowaniu kwintylowym, jak i wskaźniku Giniego, muszą jednak budzić spore wątpliwości. W końcu w 2018 roku nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby tak duży spadek. „500+” zostało przecież wprowadzone w roku 2016, a minimalna stawka godzinowa rok później. Danina solidarnościowa obowiązuje dopiero od tego roku. Dużo bardziej prawdopodobne są więc dane GUS, według których Gini w ubiegłym roku minimalnie wzrósł – o 0,1 punktu, do 29,9 (w okresie 2015–2017 spadł on z 32,3 do 29,8).
Pomijając problematyczne dane za ubiegły rok, możemy stwierdzić, że ogólne nierówności w Polsce są przeciętne na tle Europy (unijny Gini to 30,7 w 2017 roku), plasują nas mniej więcej w okolicy Niemiec i Francji. Bez wątpienia po 2015 roku nastąpił też wyraźny ich spadek, co zawdzięczamy zarówno spadającemu bezrobociu, jak i zmianom wprowadzonym przez rząd PiS („500+” i minimalna stawka godzinowa).
Dualizm rynku pracy
Który z obrazów jest więc „prawdziwszy”? Ten z danych WIL czy ten z danych Eurostatu i GUS? Oba są prawdziwe w takim sensie, że pokazują wycinek rzeczywistości. Dane WIL oraz nierówności płacowe wykazywane przez Eurostat przypominają nam dobitnie, że polski rynek pracy jest niezwykle zróżnicowany. Większość aktywnych zawodowo zarabia stosunkowo niewiele, a ich wynagrodzenia są dostosowane do krajowych uwarunkowań. Jednak jest też spora grupa specjalistów, którzy potrafią zarabiać bardzo dużo, a ich stawki odpowiadają standardom krajów bogatych. To przede wszystkim specjaliści, którzy z powodzeniem mogą wykonywać swoją pracę zdalnie – na przykład informatycy czy graficy. Mogą oni wykonywać zlecenia podmiotów z Niemiec czy Francji, zarabiając przy tym stawki niemieckie i francuskie. Firmy, które chcą ich zatrudniać na etatach, muszą więc oferować stawki adekwatne do konkurencji z Zachodu. W ten sposób powstaje dualizm rynku pracy – krajowe płace większości są wciąż niewysokie w stosunku do Zachodu, ale część może się pochwalić wynagrodzeniami nieodbiegającymi wiele od Europy Zachodniej.
czytaj także
Wskaźnik Giniego i zróżnicowanie kwintylowe wykazywane przez GUS i Eurostat pokazują natomiast, że uruchomione niedawno transfery socjalne wyraźnie zmniejszyły w Polsce nierówności ekonomiczne. Problem w tym, że niewaloryzowane transfery zmniejszają nierówności tylko w pierwszych latach. Potem ich efekty przestają być widoczne. Widać to po danych GUS, według których w roku 2018 po raz pierwszy od kilku lat nie tylko minimalnie wzrósł wskaźnik Giniego, ale też poziom ubóstwa relatywnego. Rozszerzenie „500+” na pierwsze dziecko nie da już takiego efektu jak pierwsza wersja programu, gdyż w większym stopniu trafi do rodzin najzamożniejszych – część najbiedniejszych już te pieniądze na pierwsze dziecko dostaje. Niewiele też będzie można zrobić w tym zakresie płacą minimalną, która już teraz jest najwyższa w regionie.
Pozostają więc działania podatkowe. Nierówności można stale trzymać w ryzach jedynie dzięki progresji podatkowej, która na bieżąco ścina najwyższe pensje. Uzyskane w ten sposób dochody budżetowe można, a nawet należy przeznaczać na usługi publiczne, dzięki którym realnie odczuwane nierówności są niższe. W kraju, w którym wiele podstawowych usług można nabyć bezpłatnie, dochody mają mniejsze znaczenie. Problem w tym, że na progresję podatkową się w Polsce nie zanosi – PiS w wielkich bólach wprowadził zaledwie jej protezę, jaką jest danina solidarnościowa. Jeśli polscy rządzący wciąż będą panicznie się bać podwyższania podatków dla najbogatszych, polskie nierówności dochodowe znów zaczną rosnąć. A ich spadek z lat 2015–2017 szybko zostanie roztrwoniony.