Kampanię samorządową zdominował język i wyobraźnia, które mają lewicowy charakter.
To były chyba najbardziej udane wybory po 1989 roku. A to dlatego, że wreszcie wszyscy wygrali. Koalicja Obywatelska wygrała w miastach w tym wyraźnie w Warszawie i Łodzi. Prawo i Sprawiedliwość w sejmikach. PSL po raz kolejny udowodnił, że nie jest tak łatwo go zabić i wciąż w wielu województwach będzie niezbędnym partnerem koalicyjnym. A lewica? „My” też wygraliśmy.
Wygraliśmy dlatego, ze kampanię samorządową zdominował język i wyobraźnia, które mają lewicowy charakter. Dyskusje toczyły się wokół problematyki jakości życia. Smog, z którego kilka lat temu śmiali się politycy mainstreamu był jednym z kluczowych tematów. Politycy ścigali się na obietnice rozwoju żłobków, poprawę jakości edukacji i tworzenie polityki dla seniorów. Właśnie dlatego gdy Patryk Jaki cynicznie wyskoczył z porównaniem wyborów w stolicy do powstania warszawskiego zapewnił sobie wynik poniżej 30 procent. Ludzie popierają dziś tych, którzy chcą żyć a nie prowadzą ludzi na śmierć. Korwin-Mikke, który bronił „praw” kierowców i negował istnienie smogu zdobył zaledwie 11,5 tys. głosów i był na tyle odklejony od rzeczywistości, że na Onecie jego nazwisko pominięto nawet w prezentacji wyników wyborów.
Gdy spojrzymy na wybory na prezydenta Warszawy na pierwszy rzut oka sytuacja z perspektywy lewicy wygląda dość słabo. Wynik zdaje się potwierdzać tezę, że tylko wspólnymi siłami przy pełnej jedności i mobilizacji można PiSowi odebrać władzę. Wynik w Warszawie trzeba jednak analizować jako wynik Trzaskowskiego w kontrze do Jakiego a nie jako małe wybory ogólnopolskie. Gdy spojrzymy na wybory do sejmików to widać, że Koalicja Obywatelska nie odnotowała już takiego spektakularnego sukcesu pomimo przyciągnięcia Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackiej.
Gdy porównamy sobie wyniki KO do wyborów parlamentarnych z 2015 roku zauważymy, że połączone partie i środowiska nie są w stanie nawet odtworzyć wyników PO i Nowoczesnej sprzed trzech lat, a co dopiero mówić o poszerzeniu bazy wyborców. W sumie KO zdobyła około miliona głosów mniej. Jasne, że to wybory samorządowe a nie parlamentarne i nie do końca można to porównywać. Z drugiej strony w poprzednich wyborach samorządowych nie było Nowoczesnej no i wybory tegoroczne były jednak dużo bardziej naznaczone polityką krajową przez trzyletni okres brutalnych rządów PiS i oporu przeciwko nim.
czytaj także
Jeśli dodamy do tego wynik PiS-u do sejmików można na obecna sytuację spojrzeć nawet z większym jeszcze optymizmem. Dlaczego? No tak PiS osiągnął lepszy wynik niż cztery lata temu, ale w stosunku do wyborów parlamentarnych dostał aż 700 tys. głosów mniej. Nieprzypadkowo więc na Nowowiejskiej nie ma euforii. Zwłaszcza, że wybory pokazały, że nie da się jednocześnie być PiSem (zagrożenie uchodźcami, polityka jak powstanie warszawskie, PiS hojniejszy niż UE) i nie PiSem (19 dzielnica, składanie legitymacji, ludzkie oblicze). PiS przed wyborami do europarlamentu wydaje się wchodzić w coraz ciaśniejszy korytarz, w którym kurczy się pole manewru.
Łatwiej będzie wygrać drugą turę, niż zrealizować obietnice wyborcze
czytaj także
Dość wyraźnie zatem widać, że Polska nie dzieli się na dwa obozy, ale przynajmniej na trzy. Oprócz PiS-u i anty-PiS-u mamy jeszcze obóz tych, którzy odmawiają takiego wyboru i nie odnajdują się w dominującym sporze. Ta spora grupa ludzi może zostać zagospodarowana przez lewicę, jeśli pojawi się projekt wypełniony realną treścią.
Zatem nawet jeśli musimy uznać, że lewica wygrała te wybory najmniej ze wszystkich to na pewno nie ma się co dołować, bo przyszłość maluje się w nienajciemniejszych barwach.