Czy nowy dyrektor MHŻP zapewni, że będzie to placówka krytyczna na międzynarodowym poziomie?
17 stycznia minister kultury Bogdan Zdrojewski zapowiedział, że od 1 marca 2014 r. dyrektorem Muzeum Historii Żydów Polskich będzie Dariusz Stola, historyk, badacz historii PRL, historii migracji międzynarodowych oraz stosunków polsko-żydowskich, profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN i w Collegium Civitas, członek zespołu Ośrodka Badań nad Migracjami UW. Od sierpnia 2012 roku obowiązki dyrektora pełni Andrzej Cudak, którego zadaniem było doprowadzić do zakończenia budowy muzeum.
O skomentowanie tego wyboru oraz wyzwań, przed jakimi obecnie stoi muzeum, poprosiliśmy Jerzego Halbersztadta i Piotra Pazińskiego.
Jerzy Halbersztadt:
Zapowiedź nominowania prof. Dariusza Stoli dyrektorem Muzeum Historii Żydów Polskich musi cieszyć, bo jest zapowiedzią zamknięcia ponad dwuletniego okresu kompromitacji, odbierającego temu muzeum wiarygodność i narażającego na szwank wizerunek jednego z najważniejszych projektów kulturalnych w Polsce.
Niejednokrotnie byłem pytany, po co w ogóle Polska zdecydowała się stworzyć to muzeum, jeśli przez ponad dwa lata nie była w stanie wyłonić kogokolwiek kompetentnego, kto mógłby nim pokierować?
Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że praktycznie przez cały ten czas trwała pod dywanem walka różnych sił i możliwych kandydatów, a świetny architektonicznie budynek posłużył politykom i urzędnikom do przysłonięcia stagnacji i łagodzenia uczucia niedosytu w odniesieniu do działalności programowej muzeum.
Rozsądni ludzie w Polsce chcą widzieć to muzeum jako sukces, więc każde działanie spotyka się z dobrym odbiorem, ale niestety trudno mówić o jakimkolwiek przełomie w stosunkach polsko-żydowskich, którego muzeum miało być przejawem i symbolem.
Nieźle trzymają się wypracowane w poprzednich latach programy edukacyjne, ale ich skala nie zadowala, zaś w zakresie programów kulturalnych, badawczych czy nawet zwykłej promocji tylko nieliczne poczynania muzeum mają międzynarodowy poziom. Muzeum praktycznie nie uczestniczy w tworzeniu swojej własnej wystawy głównej, co jest ewenementem w skali światowej, a jego kontakty międzynarodowe – poza obsługiwaniem wizyt polityczno-celebryckich – nie mają istotnego ciężaru gatunkowego.
W międzyczasie obecny p.o. dyrektora wykonał swoje główne zadanie, czyli zapewnił biurokracji warszawskiej przyjęcie od niej bez zastrzeżeń budynku, mimo wielu niedoróbek i zaniechań w jego wyposażeniu (choć budowa opóźniła się o prawie półtora roku i był czas na wszystkie potrzebne korekty). Minister Bogdan Zdrojewski, który głównie odpowiada za ten chaos i wielokrotnie zapowiadał na różnych forach rozmaite rozwiązania organizacyjne, włącznie z międzynarodowym konkursem na dyrektora muzeum, musiał w końcu coś z tym zrobić. Postąpił tak jak w przypadku innych instytucji kultury, które stały się ofiarami jego ingerencji i zaniechań (takich jak np. Narodowy Instytut im. Fryderyka Chopina): po długich wahaniach i zwłoce zgodził się wreszcie na sensownego kandydata, który może uratować sytuację.
Prof. Stola jest w tych okolicznościach niewątpliwie jednym z kilku najlepszych możliwych wyborów, jako powszechnie szanowany badacz najnowszej historii Polski, który wielokrotnie już udowodnił, że dobrze rozumie i szczerze pragnie przepracować trudne problemy w relacjach polsko-żydowskich. Kilkakrotnie w ciągu wielu lat był „dochodzącym” konsultantem i recenzentem dwudziestowiecznych części wystawy głównej, która dzisiaj znajduje się w fazie produkcji. To, co go zawsze wyróżniało, to nie tylko szybkość i kompetencja, z jakimi odczytywał intencje autorów i analizował treści historyczne tej wystawy, ale także rzadko występująca bezinteresowność, z jaką starał się pomóc autorom w możliwie najlepszym i najciekawszym zobrazowaniu ich narracji. Takie podejście jest bardzo pomocne i nieczęste, bo w przypadku niektórych innych konsultantów i recenzentów można było dostrzec, że chęć zademonstrowania własnej ważności bądź zapewnienia sobie jak najbardziej widocznego udziału w pracach dominowała niejednokrotnie nad dobrem samej sprawy. Stola jest więc nie tylko przygotowany merytorycznie do zajmowania się dziejami polsko-żydowskimi, ale ma też cechy, które powinny mu pozwolić skupić wokół siebie osoby twórcze i pokierować z sukcesem pracą zespołową, co jest kluczem do powodzenia tego typu działania.
Czas pokaże, czy jego rozumienie żydowskiej kultury jest wystarczające i czy zdoła zachować samodzielność. Najważniejszym pytaniem jest jednak, czy uda mu się odbudować to, co dla tej instytucji jest najważniejsze: rzeczywiste, społeczne porozumienie szerszych środowisk Polaków i Żydów na rzecz tego muzeum. W ostatnich latach to porozumienie zostało zredukowane do pokazowego sojuszu polityki i pieniądza, a samo muzeum de facto upaństwowiono i omal nie znacjonalizowano. Oby udało się to odwrócić.
Jerzy Halbersztadt – prezes Fundacji Partnerstwo w kulturze. Twórca i do 2011 r. dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. W latach 1992–2003 dyrektor Programu Polskiego Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie.
***
Piotr Paziński:
Dariuszowi Stoli składam wielkie gratulacje i życzę powodzenia, a nadto anielskiej cierpliwości, nadludzkiej siły, stalowych nerwów, zachowania duchowej równowagi, żelaznego zdrowia, odporności na polityczną presję itd. itp., bo stanowisko dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich to strasznie ciężki kawałek chleba.
Planowanie, budowę i tworzenie Muzeum obserwuję od kilkunastu lat. Od kilku nie ukrywam swojego sceptycznego stosunku do tej instytucji. Wciąż przekładane terminy jego otwarcia, nadal niejasna koncepcja tzw. wystawy głównej, rzucająca się w oczy rotacja kadr i biurokracja, kłopoty z samym gmachem, zbyt dużym i choć imponującym, to prawdopodobnie nie najlepiej zaprojektowanym – podsycają obawy, że MHŻP może okazać się placówką tyleż sztandarową, co niewydolną. Dodatkowo jako instytucja stale uzależniona od dotacji ministerialnych – stanie się, jak wiele podobnych placówek muzealnych, obiektem rozmaitych nacisków politycznych spod znaku „polityki historycznej”.
Zarzuty, że MHŻP nie prezentuje „polskiego” punktu widzenia na żydowską czy polsko-żydowską historię, że jest nadmiernie „żydowskie” (co znaczy: niekoniecznie uwypukla lubianą w Polsce narrację „wielowiekowej pokojowej koegzystencji” i skupia się, co skądinąd statystycznie uzasadnione, na dziejach żydowskich mas i „żydowskich Żydów”, nie zaś Polaków pochodzenia żydowskiego, którzy współtworzyli kulturę polską) już pojawiły się w kręgach władzy.
Jest tajemnicą poliszynela, że część ekspozycji, dotycząca XX wieku, a więc epoki najbardziej w dziejach polsko-żydowskich newralgicznej, nie zyskała poparcia wysokich czynników państwowych, a argument „państwo polskie płaci, państwo polskie oczekuje” padał podczas „ewaluacji projektu”.
Taka atmosfera wokół muzeum rodzi obawy, że w przyszłości nie będzie ono placówką krytyczną, nastawioną na twórcze zgłębianie niełatwej historii polskich Żydów i stosunków polsko-żydowskich, prezentację bogatego i zróżnicowanego dorobku cywilizacyjnego Żydów Rzeczypospolitej, ale przeciwnie, stanie się kolejną piękną i ugrzecznioną wizytówką dla zagranicznych turystów (o ile zechcą je odwiedzić), tym razem spod pokrzepiającego znaku Paradis Judeorum.
I wreszcie obawa ostatnia, niejako z wnętrza „środowiska żydowskiego” (przez co rozumiem nie tylko żydowskie gminy, ale szerszą wspólnotę ludzi zajmujących się zawodowo lub hobbystycznie żydowską kulturą lub badających jej dzieje i dorobek). Nie ulega wątpliwości, że MHŻP będzie instytucją drogą i chronicznie deficytową, a jednocześnie, jako wspomniana „wizytówka”, którą można się pochwalić przed światem – preferowaną przez urzędników zarządzających polską kulturą, a także zagranicznych sponsorów, żydowskich i nieżydowskich. W obliczu stale redukowanych nakładów na kulturę, bieżące funkcjonowanie MHŻP może pochłonąć większość pieniędzy niezbędnych podmiotom często mniejszym i skromniejszym, które od lat z powodzeniem zajmują się żydowską kulturą, takich jak: Żydowski Instytut Historyczny, Centrum Badań nad Zagładą IFiS PAN, uniwersyteckie katedry judaistyki, jidyszystyki, hebraistyki, czasopisma popularne i naukowe, powiatowe muzea w starych i zabytkowych synagogach (nierzadko postrzegane przez lokalne władze jako kula u nogi), festiwale kultury żydowskiej, biblioteki, wydawnictwa, kluby, kursy naukowe itd. itp. Muzeum, choćby najwspanialsze i położone w najcentralniejszym miejscu dawnej żydowskiej Warszawy, nie przejmie ich funkcji, a może skutecznie utrudnić im działalność.
Piotr Paziński – redaktor naczelny „Midrasza”
Czytaj także:
Jerzy Halbersztadt, Zalew wykrętów wokół Muzeum Historii Żydów Polskich
Shana Penn, „Jesteśmy tutaj!”