Ulicami Warszawy przeszedł marsz opozycji. Według organizatorów wzięło z nim udział milion osób. Zjechały z całej Polski. Czy ten marsz zmieni wynik wyborów 15 października? Relacja Katarzyny Przyborskiej.
– Olbrzym się obudził – powiedział Donald Tusk, otwierając niedzielny Marsz Miliona Serc w Warszawie. I oddał głos Rafałowi Trzaskowskiemu, przypominając, że pierwszą nadzieję obudziło dziesięć milionów głosów oddanych właśnie na niego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Wtedy PO nie potrafiła wykorzystać potencjału Rafała Trzaskowskiego, teraz widać, że po niego sięga.
Rafał Trzaskowski mówił o celu tych wyborów: przyszłości dzieci i wnuków, „by dzieci nie musiały patrzeć, jak ich matki są bite pałkami, kiedy walczą o swoje prawa, żeby dzieci z niepełnosprawnościami nie musiały patrzeć, jak ich matki są popychane, kiedy walczą o ich prawa”. Mówił o Polsce europejskiej, która korzysta z obecności w Unii i ją współtworzy, rozwija się dzięki wspólnym projektom takim jak KPO, z którego teraz nie płynie do nas nic.
– Obiecujemy wam Polskę – mówił dalej Trzaskowski – która korzysta z naszych najlepszych tradycji, Polskę, w której patrzymy w przód, nie szukamy wrogów wewnętrznych, Polski, w której Kościół nie miesza się do polityki – ta obietnica została nagrodzona szczególnie gorącymi brawami.
Czarzasty skradł show
Podobny entuzjazm wzbudziły wypowiedzi Włodzimierza Czarzastego, zaproszonego na scenę przez Donalda Tuska tuż po Rafale Trzaskowskim: „Jestem tutaj, bo uważam, że opozycja powinna ze sobą współpracować, że po wyborach opozycja stworzy wspólny rząd, KO, Lewica i Trzecia Droga”. Donald Tusk, zapowiadając Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia, mówił: „idziemy z różnych stron, mamy różne biografie, ale mamy jeden cel: uczynić naszą ojczyznę wolną i sprawiedliwą”.
Wydaje się, że polityka cierpliwości prowadzona przez Lewicę wobec lidera KO opłaciła się. Wystąpili na scenie i wykorzystali swoje pięć minut, mówiąc, czego chcą.
Czarzasty opowiedział, przy dużym entuzjazmie tłumu, o swoich marzeniach: o Polsce świeckiej, „żeby kler nie mówił nam, kogo mamy kochać i w jaki sposób, żeby kler płacił podatki”.
– Płacicie podatki? – pytał. – Tak! – wołał tłum. – Ja chcę, żeby kler płacił podatki, żeby pedofil był przenoszony z parafii do więzienia, a nie z parafii do parafii. Chcę, żeby szkoła była otwarta, tolerancyjna, dawała serce, a nie trzymała uczniów za pysk, żeby skończyła się religia w szkołach, a zaczęły się posiłki. Chcę, żeby rozwiązać konkordat – mówił Czarzasty, a wszystkie wypowiedzi antyklerykalne nagradzane były brawami.
– Chcę państwa, usług publicznych, żeby mieszkania były budowane na tani wynajem, żeby 14 milionów ludzi pozbawionych transportu, przestało być wykluczonymi, chcę, żeby do każdego powiatu dojeżdżał pociąg, a do każdej gminy autobus, chcę, żeby Polacy pracowali 35 godzin, jak Francuzi. Nie pamiętam swoich dzieci, kiedy były małe, bo pracowałem nawet więcej niż 16 godzin, bo zapieprzałem dzień i noc, a trzeba żyć – kontynuował Czarzasty.
🔥 Wystąpienie @wlodekczarzasty na Marszu Miliona Serc: Opowiem państwu o moich marzeniach.
Musisz to obejrzeć! ⤵️#Lewica #SerceMamPoLewej pic.twitter.com/YGHjNkGhwk
— Lewica (@__Lewica) October 1, 2023
– Chcę, żeby wprowadzona była renta wdowia, żeby nikt nie ingerował w kulturę, żeby nikt nie mówił, że jesteśmy świniami, jak jesteśmy w kinie, żeby telewizja zaczęła mówić prawdę. Polska musi być jedna, wielka, tolerancyjna, uśmiechnięta.
To było chyba najlepsze przemówienie na Marszu Miliona Serc.
Weronika z Gliwic
Po Czarzastym głos zabrał Robert Biedroń: „Dziś serce Polski bije tutaj, na rondzie Praw Kobiet, bo to kobiety wygrają te wybory. Tu jest polska uśmiechnięta, tolerancyjna, otwarta, tu jest przyszłość Polski” – mówił.
– Od kilku lat kilka kilometrów na północ stąd, na Żoliborzu panuje mrok (śmiech publiczności), mrok, który niszczy polski samorząd, kulturę, państwo, ale jest nas więcej niż tej nienawiści z Żoliborza, dlatego zwyciężymy! – wołał Biedroń, a odpowiadało mu skandowanie: Zwyciężymy! Zwyciężymy! Biedroń zwrócił się do wszystkich Polek: – Wasze prawa, wasza determinacja muszą stać się naszą siłą, 15 października musimy pogonić ten rząd. Dziewczyny, idźcie na wybory.
Miłe panie, drogie koleżanki, szanowne osoby: wybierzmy się!
czytaj także
Ale po nim na scenie, jako piąty z kolei facet, wystąpił Michał Kołodziejczak, również witany entuzjastycznym: Michał, Michał!
– Przychodzimy z różnych stron, ale mamy jeden cel, a tym celem jest Polska – mówił Kołodziejczak. – Nie dajcie sobie wmówić, że Polska nie należy do was, a [do jakiejś partii], której wdaje się, że Polska jest jej własnością. Polska należy do was i wy na nią zapracowaliście ciężką pracą każdego dnia. Moje hasło: na straży praw twoich stać będę! Jestem rolnikiem i wiem, że plony zbiera się na jesień, ale żeby zebrać dobre plony, trzeba dobrze pracować i czasu nie marnować.
Na koniec ze sceny wezwał dziewczyny i kobiety, by głosowały na KO.
Wtedy wreszcie na scenie pojawiła się kobieta. Ale niestety jako kobieta symbol, kobieta przykład, kobieta potrzebna do przytoczenia historii, którą konsekwentnie opowiadali sami mężczyźni.
Donald Tusk najpierw pomylił jej imię, a nazwisko w ogóle pominął. Zaprosił ją, bo jest najmłodszą kandydatką z list KO, ma 22 lata, pochodzi z Gliwic i jest chrześcijanką.
– Weronika – mówił Tusk – to gorliwa katoliczka, ale nie widzi sprzeczności. Walczy o prawa kobiet, bo jest chrześcijanką. To powinno wstrząsnąć tymi, którzy widzą konflikt wartości.
Weronika okazała się Wiktorią, podkreśliła, że jej imię oznacza zwycięstwo, i wezwała młodych ludzi do pójścia na wybory.
Żałuję, że koło Czarzastego nie stanęła Magda Biejat – liderka Razem. Rozumiem, że to gospodarz zaprasza, ale może tu akurat Lewica mogła się uprzeć i wprowadzić na scenę polityczkę, a nie symbol dziewuchy-chrześcijanki, łączącej walkę o prawa kobiet z tradycją, w której kobieta dba o chrześcijańskie wartości. Biejat mogła mówić nie jako symbol, ale po prostu jako aktywna polityczka, kandydatka na senatorkę, nie trzeba by szukać powodów, by wystąpiła na scenie.
Biejat: Nie wystarczy wrócić do porządku, który był przed PiS
czytaj także
Solidarność, humor, ironia
Na finiszu marszu na scenie na rondzie Radosława wystąpił jeszcze Jurek Owsiak, którego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy została pokazana jako przykład polskiej solidarności, otwartości, dzielenia się. Jako „druga fala solidarności”, przejawem tej solidarności nazwał Donald Tusk również pomoc, z jaką Polacy stanęli wobec zaatakowanej przez Rosję Ukrainy w lutym 2022 roku.
Czy był milion? Mógł być. Już pół godziny przed marszem ulice wokół ronda Praw Kobiet (oficjalnie Dmowskiego) były pełne, metro było pełne i na peronie zostawały grupki, czekając na kolejne, zapewne również wypełnione wagony. O 11.45 pełne były ulice wzdłuż trasy marszu, przynajmniej aż do Hali Mirowskiej. Kiedy w południe zaczęły się przemówienia na rondzie ONZ, owszem, stał wielki telebim, ale zgromadzone tłumy mogły czytać jedynie z mowy ciała, bo wizja pozbawiona była fonii.
Trasa zaplanowała była jednak dużo lepiej niż w czerwcu, kiedy na zamkniętej przestrzeni placu Na Rozdrożu, tłumy stały ponad dwie godziny, nie mogąc się ruszyć i nie rozumiejąc, dlaczego nie idą.
Teraz nie było tego poczucia klaustrofobii, dochodzące z każdej strony tłumy, z flagami polskimi, unijnymi, tęczowymi, ukraińskimi, zapełniały chodniki, torowiska tramwajów, tłoczyły się wokół telebimów. Widać było wiele grupek różnych „ryżych” – humor i ironia naszą siłą.
Rudy w trendach na #Jesien2023 #MarszMilionaSerc pic.twitter.com/jKG2Hclxrk
— Agnieszka Wiśniewska (@WashaAgnes) October 1, 2023
Był czas na rozmowy, spotkania. Trasą marszu, jeszcze zanim rozpoczęły się przemówienia, przemaszerowała delegacja Trzeciej Drogi: Michał Kobosko, Róża Thun, Joanna Mucha, Ryszard Petru – witani entuzjastycznie i radośnie. Choć słychać było też głosy, że przecież mogli znaleźć się i na scenie, pokazać, że są razem. Liderzy Trzeciej Drogi, w przeciwieństwie do liderów Lewicy, nie znieśli walki nerwów i nie mogąc doczekać się zaproszenia od Donalda Tuska, ruszyli w trasę z północy na południe Polski, odbywając mnóstwo spotkań i mobilizując niezdecydowanych.
Na czele marszu witana oklaskami delegacja Trzeciej Drogi z Michał Kobosko, Różą Thun i Ryszardem Petru. #Marszmilionaserc pic.twitter.com/H05XZXxX4I
— Katarzyna Przyborska (@ka_przyborska) October 1, 2023
Na transparentach zobaczyć można było całe mnóstwo powodów, dla których PiS powinien już oddać władzę. Byli dziadkowie dla swoich wnucząt, byli tacy, którzy radzili Jarosławowi Kaczyńskiemu wakacje na San Escobar, było wiele gwiazdek, zdarzały się błyskawice. Więcej jednak KOD-erskich, z pokolenia rodziców i dziadków niż młodej furii, widzianej w czasie walki o prawa kobiet i na marszach klimatycznych. Może jedna Weronika-Wiktoria na scenie to jednak za mało, by młodzi poczuli się godnie reprezentowani.
Narodowa, biało-czerwona
To, co się natomiast udało – to odebranie populistycznej prawicy flagi biało-czerwonej i poczucia wspólnoty narodowej. O tożsamości nauczył się mówić i do niej apelować Donald Tusk, ale i widać było wśród zgromadzonych na marszu, by tę tożsamość narodową wyzwolić z faszyzujących kontekstów marszów wszelkich Bąkiewiczów i Wiplerów.
Stragany pełne były biało-czerwonych gadżetów: kapeluszy, czapek, wianków, flag, szalików, działacze PO na rowerach rozwozili biało-czerwone PO-wskie serduszka, które zgromadzeni chętnie przyklejali do ubrań, torebek, a nawet do własnych łysin.
Tusk cytował Piłsudskiego: „siła bez sprawiedliwości i wolności jest przemocą i tyranią, ale wolność bez sprawiedliwości jest dziecinadą. Muszą być ludzie, którzy są gotowi o nią walczyć, jesteście rycerzami wolności, sprawiedliwości, uczciwości”. Mówił: „Polska jest wielkim narodem, otwartym, solidarnym. Polska zasługuje na więcej”.
Na finiszu marszu na rondzie Radosława Tusk mówił: „Chcieli wyrwać nam z rąk polskie flagi, coraz trudniej było nam mówić o sobie jako o wspólnocie. Widzę, że tu jest naród, tu jest Polska” i odpowiadało mu skandowanie: Tu jest Polska, tu jest Polska.
Przypomniał jeszcze raz momenty z ostatniej historii, jedności, solidarności z 1989 roku, inicjatywę WOŚP, pomoc Ukrainie. Zwrócił się do PiS-u: „Zostaliście sami jak palec z waszą pogardą. Tak wyglądają dumne Polki, dumni Polacy, Polska silna”. Odśpiewany został hymn państwowy, w tym czasie w Katowicach konferansjer zaintonował czekającym na Mateusza Morawieckiego kibolską przyśpiewkę: Polskaaaa biało-czerwona. Taka gra na emocje i na wizje państwa.
Polska olśniona, Polska zdeterminowana
W marszu 4 czerwca ulicami Warszawy przeszła Polska zdumiona, a potem olśniona – że nas aż tyle. 1 października na ulicach Warszawy stanęła Polska zdeterminowana. Było dużo uśmiechów, jak mówił Donald Tusk – przez trzy godziny marszu wciąż się uśmiechał. Jednak widać było już nie tylko uśmiechy, ale poważną, skupioną determinację, by Polski nie oddać.
Czy to pospolite ruszenie opozycji wystarczy w starciu z drobiazgowo rozpisaną strategią PiS: który trzy tygodnie przed wyborami obniżył ceny benzyny, by na koniec września okazało się, że inflacja spadła do 8,2 proc.? W starciu przeciw dopłatom do leków, ofensywie spółek skarbu państwa, propagandzie i manipulacji za pomocą referendum? Zmianom w ordynacji wyborczej, scentralizowanemu rejestrowi wyborców, z którego być może wykruszy się część osób, które zmieniły miejsce zamieszkania czy zameldowania, z zagrożeniem, że głosy Polonii nie zostaną policzone.
Do wyborów dwa tygodnie, ostatnie sondaże nie dawały szansy na mijankę KO z PiS. Padnie zapewne pytanie o to, czy misję tworzenia rządu prezydent może zatem powierzyć Mateuszowi Morawieckiemu, premierowi partii, która zdobędzie najwięcej mandatów, choć nie będzie miała w Sejmie większości. Czy w najlepszym razie czeka nas rząd mniejszościowy PiS z Konfederacją i konieczność powtórnych wyborów.