Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Przyzwoitość Kidawy, czyli jak skutecznie topić pontony z uchodźcami i pomóc PiS

Małgorzata Kidawa-Błońska, chcąc naprawić rzekomy błąd PO sprzed czterech lat, powtarza go – bo nie rozumie, na czym polegał.

ObserwujObserwujesz
Fot. Platforma Obywatelska/flickr.com CC0, Mstyslav Chernov CC BY-SA 4.0. Edycja KP.

Platforma przegrała już raz wybory przez uchodźców – a przynajmniej tak się jej działaczom wydaje. I faktycznie, w roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość skutecznie podsyciło lęk Polaków przed rzekomą inwazją migrantów, uchodźców, islamu, pasożytów i terrorystów, korzystając z dramatycznych obrazów tysięcy ludzi wdzierających się do Europy przez Morze Śródziemne i granicę turecką. Kaczyński w ostatnich tygodniach kampanii zaaranżował kryzys, którego (w Polsce) nie było, a potem zaprezentował się jako obrońca narodu, cywilizacji, wiary, zdrowia publicznego i zagrożonej cnoty Polek. A Platforma? W swoim mniemaniu zachowała się przyzwoicie (zgoda na przyjęcie do Polski 7 tysięcy uchodźców, wbrew stanowisku reszty Wyszehradu), lecz niestety naród do tej postawy nie dorósł i zagłosował na antyuchodźczego podżegacza. Drugi raz – tak wygląda rozumowanie – błędu polityki moralnej, lecz sprzecznej z oczekiwaniami wyborców, popełnić nie wolno. I dlatego w kampanii prezydenckiej trzeba w PiS uderzyć migracją wyprzedzająco.

Na czym polegał błąd PO sprzed 4 lat?

Tak właśnie rozumiem logikę wystąpienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, które prawicy (rozpisują się o niej PiS-owskie portale) dało wiele satysfakcji, a lewicę skłania do porównań MKB z Krzysztofem Bosakiem.

 

A jakie będą tego efekty? Według mnie dla Kidawy-Błońskiej mizerne, choć wcale nie za sprawą oburzenia wśród postępowego elektoratu. Chcąc naprawić rzekomy błąd sprzed lat, PO go bowiem powtarza – bo nie rozumie, na czym błąd sprzed ponad 4 lat polegał.

Czytaj takżeUchodźcy to ofiary, a nie źródło terroryzmuSławomir Sierakowski

Otóż jesienią 2015 roku PO z Ewą Kopacz wcale nie była zbyt liberalna i otwarta jak na standardy kołtuńskiego narodu. Po prostu PO z ówczesną premier fatalnie opowiedziały swoje stanowisko, wzmacniając ramy dyskusji i definicje sytuacji, które grały na korzyść PiS. Przyznano, że uchodźcy mogą stanowić problem i zagrożenie (podkreślano, że planujemy przyjąć głównie kobiety i dzieci), a następnie wytłumaczono się z decyzji o ich przyjęciu koniecznością „solidarności z Europą”.

Wyborcy w masie odczytali to jako, po pierwsze, przyznanie racji diagnozie Kaczyńskiego (że uchodźcy to nie logistyczne wyzwanie dla państwa, lecz zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli), po drugie zaś oznakę słabości i niezdolności do obrony naszych interesów („Merkel kazała, to się ugięli”). W największym skrócie PO powiedziała Polakom: wiemy, że PiS ma rację, ale my nie mamy jaj, żeby się Niemcom postawić. Druga część tego ukrytego przekazu dobiła Platformę w wyborach, pierwsza – utwierdziła Polaków w przekonaniu, że w opowieści o roznoszeniu przez uchodźców chorób i fundamentalizmu musi być coś na rzeczy.

A teraz?

Kandydatka Koalicji Obywatelskiej mówi na konferencji prasowej:

„Rzeczywiście sytuacja jest bardzo trudna. Turcja chce wpływać – i Putin – na Europę. I rzeczywiście przestali działać, żeby chronić przed wpływem migrantów. Ważne są w tej chwili rozmowy Unii Europejskiej. Ważne jest wzmocnienie Włoch i Grecji, żeby pomóc tym krajom zatrzymać migrantów. Ale co najważniejsze, ja chciałam przypomnieć, że my w tej chwili w Polsce, za rządów Prawa i Sprawiedliwości, prawie 19 tys. ludzi przyjechało i jest w naszym kraju. Powinniśmy pilnować naszych granic i czuwać, żeby nikt niepowołany w naszym kraju się nie znalazł. A z tego, co wiem, nasze granice nie są odpowiednio zabezpieczone, bo to, co się dzieje w tej chwili, jest bardzo, bardzo niebezpieczne. Ci ludzie są zrozpaczeni i będą szukali wszelkich możliwości dotarcia do Europy”.

Czytaj takżeMetalowe pałki, psy i wybijanie zębów dzieciomAgata Diduszko-Zyglewska

Nie znęcajmy się nad składnią i polotem wypowiedzi, zrozummy meritum. Tezy o złych intencjach Putina i Erdogana jakoś się jeszcze bronią, ale dalej mamy piękną retoryczną katastrofę. „Wzmocnienie” krajów Południa jako postulat byłoby bowiem słuszne, gdyby dotyczyło logistyki i akomodacji uchodźców, rozpatrywania wniosków azylowych, zmian prawa unijnego w kwestii odpowiedzialności za przybyszów z zewnątrz, względnie (koniecznych!) środków nacisku geopolitycznego UE na prezydenta Erdogana i strony konfliktu w Syrii, aby zakończyły wojnę w prowincji Idlib. Bo to przecież wojna Erdogana z Asadem jest dziś głównym źródłem masowej i przymusowej wędrówki ludów z tamtego regionu.

Niestety, Kidawie najwyraźniej chodzi o obronę unijnej granicy przed wrogą inwazją, ergo: o skuteczniejsze topienie pontonów z uchodźcami i stworzenie im warunków zniechęcających do przybycia. Moralną tego ocenę zostawiam czytelnikowi, poniżej argumenty polityczne w kontekście nadchodzących wyborów.

Kidawy strzał w kolano

Po pierwsze, nikt z realnie przestraszonych niekontrolowanym napływem „zrozpaczonych” (imigrantów? uchodźców? z wypowiedzi Kidawy-Błońskiej trudno to wywnioskować) nie uwierzy, że skuteczniej Polaków ochroni przed nimi Koalicja Obywatelska niż PiS i Andrzej Duda. Czyli jeśli nawet – w oczach wyborców – Kidawa miałaby rację w sprawie kolejnego kryzysu uchodźczego, to tylko dla niej gorzej.

Czytaj takżeSukces UE okupiony jest ogromnym cierpieniemMarta Górczyńska

Po drugie, PiS można sensownie zarzucać hipokryzję i cynizm (bo szczuje na cudzoziemców i jednocześnie toleruje imigrację pracowników), ale gdy mowa o 19 tysiącach „niepowołanych”, wchodzimy na minę po prostu rasistowską. Bo ta liczba pochodzi najpewniej z materiałów kampanijnych Koalicji Obywatelskiej, w których zarzuca się rządowi Mateusza Morawieckiego (w ramach „stu afer PiS”), że „według mediów ściągnął rekordową liczbę muzułmanów do Polski, bo aż 17 tysięcy”. Trochę słabo jak na kandydatkę „korzennie przyzwoitą”, związaną z obozem liberalnym; przede wszystkim jednak utwierdza to definicję sytuacji głoszoną przez PiS i Konfederację. Że mianowicie problem ruchów migracyjnych ma charakter „konfliktu cywilizacyjnego” w rozumieniu Huntingtona.

Po trzecie wreszcie, pomysł, aby w reakcji na dramatyczne sceny na grecko-tureckiej granicy przypominać o zabezpieczeniu fizycznym granic Polski, utwierdza – znów gramy do jednej bramki z PiS – przekonanie, że kryzys uchodźczy w kontekście wojen w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie czy w Azji Centralnej można rozwiązać przez obronę granic państw narodowych. Viktor Orban lubi to (jak cholera), Kaczyński niewątpliwie również.

Czytaj takżeBilewicz: PO? PiS? Nieważne. Tyle nienawiści nie było w Polsce od dawnaZofia Sikorska

Wypowiedź Kidawy-Błońskiej – zaplanowana lub instynktowna, tego nie wiemy – podyktowana była zapewne strachem, że PiS znowu rozegra potencjalny kryzys uchodźczy na swoją korzyść. Tyle że w tych sprawach PO, KO ani ich kandydatka na prezydentkę RP nigdy nie będą lepsze od rządzącej prawicy i jej skrajnej flanki. Opowieści i zarzuty tego rodzaju wzmacniają za to ramy dyskusji korzystne dla PiS: oto mamy kolejną inwazję na Europę, przez dziurawe granice napływają do Polski muzułmanie.

Z takimi wrogami PiS może się obawiać co najwyżej przyjaciół i samego siebie.