Era Tischnera: jak zostałem Frankiem Dolasem nowej wojny religijnej

Dzięki jednogłośnej decyzji Senatu jednym z patronów 2025 roku został Józef Tischner – postać wyjątkowo kontrowersyjna, jeden z kluczowych architektów III RP jako państwa nieświeckiego.
Rafał Trzaskowski podczas wizyty w Tischnerówce. Fot. X/trzaskowski

Prześladowania dominikanów, oburzone media, rozgrzana komisja ds. pedofilii i Stanisław Dziwisz w sieci podejrzeń – oto krajobraz relacji państwo–Kościół na początku roku tischnerowskiego.

Kilka dni temu zagrzewałem polskich polityków do totalnej walki z Kościołem, ale nie spodziewałem się, że dwuznaczne efekty tego dopingu przyjdzie mi obserwować niemal natychmiast.

Polacy jeszcze nie odeszli od stołów, gdy gruchnęła informacja, że policja dokucza dominikanom, odwiedzając ich klasztor w Lublinie. O tym, jak wielkim dewocyjnym prestiżem, zwłaszcza wśród „inteligencji”, cieszy się w Polsce akurat ta zakonnicza ekipa, pisałem już przy okazji oczekiwań na prześladowanie Muńka Staszczyka. Nie inaczej było i tym razem – establishment zawył jak ranny łoś.

Nadszedł czas na totalną wojnę lewicy z Kościołem

Monika Olejnik, (nie) żegnając się z czytelnikami „Gazety Wyborczej”, stwierdziła, że „ciężar sprawy nie usprawiedliwia” poszukiwania Marcina Romanowskiego w lubelskim klasztorze. Rzecz w tym, że główna organizacja katolicka, z którą kojarzony jest podejrzewany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i wzięty pod orbánowski parasol zbieg, ma charakter tajny, co naraża służby na szukanie po omacku. Gdyby tylko uniemożliwić Opus Dei ukrywanie swoich powiązań, wpływów i interesów, które realizuje w Polsce, może i dominikanie byliby bezpieczniejsi?

Monice Olejnik nie przeszkadza brak rozliczeń czy wątpliwe działania rządu Tuska oraz służb mundurowych po 15 października 2023 roku – dopiero przeszukanie zakonników obudziło w niej demona gniewu. Aspirująca do roli nowej Olejnik Justyna Dobrosz-Oracz też mocno grillowała w TVP ministra Siemoniaka za to „skandaliczne” nadużycie. „Obiektywne” i świeckie media w przypadku interwencji w klasztorze gładko przechwyciły język tych prawicowych.

Czy Michał Żebrowski czeka na rok tischnerowski?

W ostatnim tygodniu walka oświecenia z ciemnogrodem przybrała więc znany nam już kształt dyskusji o prześladowaniach i zdroworozsądkowych odpowiedzi o kompromisie i pojednaniu. W takim klimacie doczekaliśmy roku poświęconego pamięci Józefa Tischnera – księdza, który, jak pisze Marcin Kościelniak w Aborcji i demokracji – odegrał wyjątkowo szkodliwą (z perspektywy państwa) rolę w budowie potęgi Kościoła w III RP.

O tym, że Tischner będzie patronem kolejnych 12 miesięcy, jednogłośnie zadecydował w październiku Senat, który patronackie aureole zawiesił również nad głowami innych budzących spory nieboszczyków – Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Wojciecha Jerzego Hasa, Władysława Reymonta i Zbigniewa Herberta. Jednak to nie pod ołtarzem reżysera Rękopisu znalezionego w Saragossie czy w Lipcach Reymontowskich kapitał polityczny próbował zbić kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski.

Trzaskowski oczywiście doskonale wie, że jego wyborcy nie czytają żadnych bzdur księdza, którego główne idee: antykomunizm, chrześcijański liberalizm, aborcyjny kompromis i nieświeckie państwo – wydają się dziś cokolwiek zwietrzałe. Wie też, że niewielu połączy jego czołobitny hołd dla frontmana Kościoła otwartego z trwającym co najmniej od lat 70. sojuszem środowisk solidarnościowych z klerem.

Ale jak na to wszystko patrzy przyjaźniący się z Trzaskowskim od 40 lat Michał Żebrowski? Nawet zatwardziali fanatycy Platformy w przerwie świątecznej szerowali fragment wypowiedzi popularnego aktora o tym, że PiS był tylko reprezentantem siły, która dowodziła całą operacją – czyli Kościoła katolickiego. Ciekawe, czy oświęconych elit po ośmiu latach rządów PiS nie wkurzają święte obrazki z cytatami z Jana Pawła II, które Trzaskowski otrzymuje od rozmodlonych górali.

Komisja ds. pedofilii wrzuca piąty bieg

Co się zaś tyczy papieża Polaka, to za chwilę miną dwa lata od głośnych publikacji i reportaży, z których wynikało, że wiedział o skali pedofilii w Kościele i pomagał w jej tuszowaniu. Czy sprawa wróci w kampanii prezydenckiej, w której Trzaskowski walczy z próbami przyklejenia mu przez prawicę całkowicie niezasłużonej łatki antyklerykała?

Jest na to duża szansa. A to dlatego, że po trudnym i pełnym wewnętrznych tarć roku komisja ds. przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich pod kierownictwem adw. Karoliny Bućko zaczęła pracować pełną parą i zajmuje się blisko 1,5 tys. spraw, w których ok. 30 proc. sprawców stanowią duchowni.

Z rozmowy, jaką z Bućko przeprowadziła Katarzyna Włodkowska, wynika, że w tym roku zostaną podane do wiadomości publicznej dane około 200 sprawców przestępstw pedofilskich, wraz z adresami. Przewodnicząca mówi, że dostrzega zagrożenie, a pytana przez dziennikarkę, czy ma na myśli ewentualny lincz, mówi o „różnych sytuacjach”. Muszę przyznać, że tak radykalnej i potencjalnie groźnej walki z kościelnymi pedofilami, w kraju, w którym można zdobyć popularność za bycie samozwańczym biczem bożym i internetowym łowcą pedofilów, nawet ja nie przewidziałem.

Z uwagi na obowiązującą ją tajemnicę Bućko nie mogła potwierdzić szczegółów innej sprawy prowadzonej przez komisję, czyli oskarżenia o wykorzystywanie seksualne w latach 70. formułowane wobec kardynała Dziwisza. O sprawie domniemanych orgii w Archidiecezji Krakowskiej doniósł Szymon Piegza z Onetu, a sprawę w artykule skomentował również prof. Andrzej Friszke:

„[…] przypuszczam, że gdyby księża naprawdę chcieli brać udział w tego typu imprezach, to musieli sobie zdawać sprawę, że w konsekwencji mogli mieć gigantyczne kłopoty. To byłoby z ich strony szalenie niebezpieczne i nieodpowiedzialne” – powiedział autor Czekania na rewolucję, wyjaśniając, że środowisko krakowskich księży było w latach 70. pod baczną obserwacją SB.

10 powodów, dla których nie wypowiemy konkordatu (bo się nie da)

Otwarte (jak Kościół) pozostaje pytanie, dlaczego w latach 90. i później księża poczuli się na tyle bezpiecznie, że dziś stanowią aż jedną trzecią wszystkich podejrzewanych o przestępstwa pedofilskie. Jak rozumiem, nie wzięło się to z nagłej erupcji nieodpowiedzialności – skoro w latach 70. Dziwisz nikogo nie molestował, bo byłoby to „nieodpowiedzialne”, to w III RP księża chyba mogli uwierzyć, że gwałcą odpowiedzialnie i z parasolem ochronnym tworzonym przez polityków wszystkich opcji, nieprawdaż?

Demokracja chrześcijańska to oksymoron

Tadeusz Zatorski, polemizując z głoszonymi przez Tomasza Stawiszyńskiego neofickimi banałami o chrześcijaństwie, pisze, że „truizmem będzie stwierdzenie, że im silniejszy Kościół, tym słabsza demokracja – »demokracja chrześcijańska«, choć tak nazywają się czasem stronnictwa polityczne, to oksymoron”.

„Co się stało z radykalną świecką polityką – tym wielkim, zapomnianym osiągnięciem europejskiej nowoczesności?” – pyta Slavoj Žižek w tekście o wnioskach na temat religijnego fundamentalizmu płynących z sytuacji w Syrii. Jednocześnie prorosyjscy publicyści z prorosyjskich tygodników opinii leją łzy nad decyzją Wołodymyra Zełenskiego, który zakazał działalności w Ukrainie Cerkwi podlegającej Moskwie.

W kraju, w którym honorowym patronem roku z nadania niby to zróżnicowanego ideowo senatu zostaje ksiądz, którego jako importera kategorii homo sovieticusa można uznać za jednego z fundatorów kaczyzmu, w którym „liberalni” dziennikarze płoną z oburzenia na poszukiwanie w klasztorze ukrywającego się i związanego z Kościołem przestępcy i w którym za rozsądny głos prochrześcijański uchodzą Stawiszyński i Terlikowski, nie będzie łatwo o przywrócenie zdrowych proporcji debacie na temat świeckiego państwa.

Babcia Inkwizytor: czas powiedzieć: „sprawdzam”, w spisie powszechnym zaznaczyć „ateista”

Ale wbrew pozorom – może podsłuchaliście czegoś na ten temat przy świątecznym stole, a może obiło się wam o uszy w gronie inteligenckich znajomych – poparcie dla ingerencji Kościoła w funkcjonowanie państwa dalekie jest od senackiej jednogłośności. Politycy mogą jeszcze przez chwilę udawać, że żadnego problemu w „katolickiej Polsce” nie ma – ale najwyżej do czasu, w którym ten problem wybuchnie im w rękach. A wówczas może dojść nawet do tego, że Krytyka Polityczna nie będzie tak osamotniona w publikowaniu książek i artykułów podważających symboliczną władzę kleru.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij