Wiedzieliście, ile minut zbliżeń jest w „Cabaret Desire” Eriki Lust? Nie? A w KRRiT policzyli. I wyciągnęli wnioski.
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił odwołanie Grupy TVN i potrzymał karę 200 tys. PLN za nadawanie na kanale TVN Style filmu „Siła pożądania”. Karę nałożono w styczniu tego roku.
Przypominamy tekst Jakuba Dymka o absurdalnym postępowaniu KRRiT w tej sprawie.
**
Ile kosztuje pokazanie seksu na ekranach polskich telewizorów? 6666 złotych za minutę. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, na podstawie artykułu 18. ustawy o radiofonii i telewizji, ukarała stację TVN karą 200 tys. złotych za wyemitowanie Cabaret Desire (pol. Siła pożądania) Eriki Lust.
Członkowie rady pracowicie doliczyli się w tym filmie aż pół godziny zbliżeń. Do tego „sceny o charakterze pornograficznym są długie, trwają od 1 do prawie 9 minut bez przerwy”, czytamy w uzasadnieniu KRRiT. Nie zazdroszczę osobie, która uważa, że seks trwający od 1 do 9 minut bez przerwy jest za długi. I choć chciałbym z tego nie żartować i napisać o poważniejszych problemach związanych z obecnością faktycznej lub domniemanej pornografii w mediach – nie mogę, bo absurd uzasadnienia przygotowanego przez KKRiT po prostu na to nie pozwala.
Można by przy okazji nałożenia na TVN kary zapytać, co tak naprawdę oburza dziś w polskich mediach i debacie publicznej: seks czy seksizm? Bo z tym drugim najwyraźniej nie mamy problemu, „szczucie cycem” oglądamy przecież na okrągło. Czy oburza pornografia po prostu czy pornografia jakkolwiek inna od tego, co opatrzone i oswojone, jak doceniane na feministycznych festiwalach i nieoczywiste filmy Lust? Entuzjastyczna reakcja Frondy na decyzję KRRiT oraz długa tradycja walenia w kobiece porno, bo „feministyczne” i „zboczone”, wskazuje raczej na to drugie. Wreszcie: bardziej oburza fakt, że ktoś jeszcze seks w telewizji pokazuje, czy to, że ktoś ten seks w ogóle oglądał? To pierwsze można, jak pokazuje działanie KRRiT, blokować. Ale upieranie się, że „młodzież” jest zmuszana do oglądania po nocach porno w TVN Style – w dobie bezpłatnego dostępu do niego w HD na ekranie smartfona – to smutny żart.
Nie będę się jednak nad tym rozwodził. Z bardzo prostego powodu: naprawdę nie o porno, jego definicję, feministyczny czy antyfeministyczny kształt tu idzie.
Orzeczenie KRRiT nie jest w swojej treści „antypornograficzne” czy „antyfeministyczne”. Jest po prostu antyseksualne.
Mamy tu wszystko: od troski o dzieci, które za wszelką cenę należy chronić przed obrazami seksu, przez lesbofobię, po „przyjęcie po stronie sprawcy świadomości odnośnie do tego, że (…) rozpowszeniane przezeń treści mogą wywołać pobudzenie u przeciętnego odbiorcy” i „nadmierne podniecenie”. Jak gdyby „podniecenie w sam raz” miało uratować film Eriki Lust przed karzącym osądem Rady.
KRRiT powołuje się na artykuł 18 ustawy o radiofonii i telewizji, który zabrania emitowania „audycji lub innych przekazów zagrażających fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi małoletnich”. Jak udowadnia szkodliwość Cabaret Desire? Tym, że pokazuje seks, oczywiście. To, że zetknięcie się z przedstawieniem dwójki dorosłych ludzi, którzy za obopólną zgodą uprawiają seks, jest szkodliwe dla rozwoju małoletnich, przyjęto tu jako pewnik. I dalej idzie sformułowany w urzędniczym języku spis grzechów filmu: „najazdy kamery na narządy płciowe w trakcie kopulacji”; „szczegółowe, biologiczne aspekty współżycia seksualnego”; „akty kopulacji z wykorzystaniem różnych technik i pozycji”, „naturalistyczny i rzeczywisty przekaz”. Gdybym Cabaret Desire nie widział, to pomyślałbym, że to produkcja National Geographic. Czy wymagam tak wiele, domagając się od Krajowej Rady wyjaśnienia, co w tej całej „biologii” i „naturalizmie” jest rzeczywiście szkodliwe?
Choć może nie powinniśmy o uzasadnienia prosić, bo tam, gdzie Rada podejmuje ten wysiłek i próbuje o pornograficzności filmu przekonać, zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Czytamy więc o różnych technikach, w tym „seksie oralnym i lesbijskim”. Jeśli więc kogoś nie przekonało, że „najazdy kamery” to mało, może zmienić zdanie, gdy się dowie, że Cabaret Desire to najprawdziwsza perwersja, bo uprawiają w nim seks kobiety. Ze sobą. Bez mężczyzn.
Kryminalizacja wizerunków seksu między kobietami ma długą tradycję. Jak kogoś trzeba było przekonać, że porno jest ostatecznie złe, to wątek „dewiacji” musiał się pojawić. Może dlatego KRRiT sięga po definicję pornografii „perwersyjno-dewiacyjnej” z 1977 roku. „Pornografia dewiacyjno-perwersyjna obejmowałaby prezentacje seksu sprzecznego z jego biologicznym uwarunkowaniem oraz seksu w nietolerowanych społecznie (lub także i prawnie) formach, chodzi o formy, które zakładają eksploatację jednego z uczestników stosunku, w szczególności eksploatację polegającą na naruszaniu w związku z aktem seksualnym innych, pozaseksualnych dóbr prawnie chronionych. Zaliczymy tu więc prezentacje seksu homoseksualnego i lesbijskiego we wszystkich jego wariantach, seks sadystyczny i połączony z gwałtem i przemocą, seks pedofilski, kazirodczy, nekrofilski i zoofilski” – to obszerny cytat z Mariana Filara z pracy Pornografia. Studium z dziedziny poliyki kryminalnej, która ukazała się 35 lat temu, a którą Rada przywołuje w uzasadnieniu. Cóż, jeśli wierzymy, że seks lesbijski to inna nazwa pedofilii, nekrofilii i zoofilii – decyzja o tak wysokiej karze nałożonej na TVN staje się zrozumiała.
TVN zresztą, co Rada jasno pisze, powinien się był kary spodziewać; odpowiedzialność za wywoływanie podniecenia u innych jest ważnym elementem uzasadnienia. Definicja pornografii jako materiałów służących wyłącznie podniecaniu jest jeszcze starsza niż ta będąca dziełem Mariana Filara i dawno zdążyła się zdezaktualizować; ale co z tego, skoro w uzasadnieniu możemy przeczytać też, że „problem definicji jest sztuczny i w rzeczywistości każdy dobrze wie, na czym polega istota pornografii”. To z kolei cytat z publikacji „Prokuratura i Prawo” z 2005 roku. A jeśli „każdy dobrze wie” (zasadność takich sformuowań w tekście prawniczym to inna kwestia), to powinien był widzieć i TVN. Na dowód Rada przedstawia listę innych ukaranych programów tej stacji. Cabaret Desire trafił do grona tak skandalicznych produkcji jak „Rozmowy w toku, Kuba Wojewódzki i Big Brother. Same pornole.
Ale jeśli rzeczywiście „każdy dobrze wie”, o co chodzi, to o czym tu w ogóle rozmawiamy? „Każdy dobrze wie”, że seks szkodzi małoletnim w rozwoju i „każdy dobrze wie”, że seks między kobietami to nekrofilia. Jeśli jednak ktoś wciąż nie wie, to może się dowiedzieć z pierwszej ręki. Od Krajowej Rady.
**
Tekst ukazał się 18 marca 2014 roku w „Dzienniku Opinii”.