Pod względem jakości nasza żywność należy do najgorszych w Europie. Salmonella, wysokie stężenie antybiotyków w mięsie oraz nielegalny ubój zwierząt – tego dopatrzyła się Najwyższa Izba Kontroli. Weganie mogą odetchnąć z ulgą – najwięcej zagrożeń czyha w produktach pochodzenia zwierzęcego.
Powodów do przejścia na dietę roślinną można znaleźć wiele. Jeśli jednak wciąż obojętny jest wam los planety i zwierząt, to może chociaż zatroszczycie się o własne zdrowie? Właśnie do takiej refleksji powinna prowadzić lektura opracowanego przez NIK raportu System kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce – stan obecny i pożądane kierunki zmian.
Bakterie i antybiotyki
Z publikacji dowiadujemy się, że choć jesteśmy dopiero siódmym największym eksporterem żywności w UE, to jednocześnie przodujemy w zbieraniu skarg. Tylko w ciągu dziewięciu miesięcy w 2020 roku do Systemu Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF) wpłynęły 273 powiadomienia o niebezpiecznych produktach pochodzących z naszego kraju. Większość dotyczyła pałeczki bakterii salmonella, którą wykryto głównie w drobiu, ale także w jajach czy mięsie pozyskanym z innych zwierząt.
czytaj także
Analizie poddano dziewięć kontroli przeprowadzonych przez Izbę oraz pięć audytów Komisji Europejskiej w ostatnich sześciu latach. Eksperci piszą, że „ryzyka i zagrożeń w łańcuchu żywnościowym po stronie producentów, przetwórców i dystrybutorów żywności należy upatrywać głównie w takich obszarach, jak: zanieczyszczenia, fałszowanie, niewłaściwe warunki przechowywania i sprzedaży żywności, a także nieodpowiednie warunki utrzymania zwierząt i stosowanie nielegalnych praktyk.
Co kryje się pod hasłem „zanieczyszczenia”? Nie tylko wspomniana wcześniej bakteria salmonelli, ale na przykład także Listeria monocytogenes, odpowiedzialna za wywoływanie posocznicy listeriozowej, która z kolei prowadzi do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu.
Na tej liście można odnaleźć także inne rodzaje zagrożeń, jak choćby obecność bezwzględnie zakazanej jako karma zwierząt hodowlanych mączki kostnej w produktach, a także nadmiarową ilość kancerogennych azotynów w przetworzonym mięsie oraz antybiotyków, którymi faszeruje się zwierzęta.
Polska – grzmi NIK – zajmuje drugie miejsce w Europie „pod względem zużycia w hodowli zwierząt najsilniejszych antybiotyków stosowanych w leczeniu chorób u ludzi”. Przykładowo w województwie lubuskim aż 70 proc. hodowców zwierząt używa tych substancji. Karmione w taki sposób są wszystkie zwierzęta, ale w czołówce znajdują się indyki i kurczęta rzeźne, wśród których odsetek ten był jeszcze wyższy i przekroczył 80 proc.
Niedobre i polskie
Wiadomości, od których włos jeży się na głowie, można znaleźć jednak znacznie więcej. Wszystkie pokazują, że zawodzi z jednej strony kontrola, a z drugiej nieszczelne prawo i brak standaryzacji zasad produkcji. Z tego względu do uboju, a potem sprzedaży są dopuszczane na przykład chore lub ranne krowy, świnie, u których nie przeprowadzono badań w kierunku wykrycia włośni, a także zwierzęta pochodzące z nielegalnych hodowli.
Hasło „dobre, bo polskie” dawno się więc zdezaktualizowało, a twierdzenie, że obróbka termiczna wystarczy do wyeliminowania wszystkich problemów z jedzeniem, obaliły liczne badania naukowe.
Green Rev Institute, think thank działający na rzecz praw zwierząt i transformacji systemu żywności, alarmuje, że stosując niewegańską dietę, narażamy się na ryzyko utraty zdrowia, a nawet życia. Przedstawiciel organizacji Bartłomiej Gawrecki w komunikacie przesłanym mediom nie próbuje jednak przerzucać odpowiedzialności na konsumentów, ale podkreśla, że problem ma charakter systemowy i to na decydentach spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo obywatelek.
„Niewydolność organów państwowych oraz niepokojące praktyki hodowców i producentów mięsa stanowią podwaliny dla niebezpieczeństw związanych z obecnością w takiej żywności patogenów czy antybiotyków” – twierdzi.
W oficjalnym stanowisku na temat wniosków z raportu NIK eksperci z Green Rev Institute dostrzegają, że decyzja o tym, co wyląduje na naszych talerzach, ma również odcień klasowy.
„Negatywne konsekwencje dotykają przede wszystkim osoby w pułapce ubóstwa, które nie są w stanie zmienić swoich nawyków żywieniowych – spożywają one bowiem produkty pochodzenia zwierzęcego nie z własnego wyboru. Jest to konsekwencją faktu, iż takie produkty korzystają z wielomilionowego dofinansowania produkcji pochodzącego ze środków państwowych” – czytamy.
czytaj także
Mimo że w Polsce funkcjonuje kilka instytucji odpowiedzialnych za kontrolę żywności, żadna z nich nie ma decydującego głosu. Brakuje spójności, współpracy, ale też rzetelności w wypełnianiu powierzonych różnym podmiotom zadań. NIK podaje, że przykładowo Izba Weterynaryjna reaguje na nieprawidłowości dopiero wtedy, gdy skarżą się na nią konsumenci albo alarmują środowiska aktywistyczne.
Zwierząt się nie je
Jak informuje Green Rev Institute, problem nie występuje wyłącznie w Polsce, bo tak naprawdę cała UE nie radzi sobie z kontrolą rolnictwa i hodowli, które od dawna niszczą nasze żołądki i planetę. Dowodem na to, że o zrównoważonym przemyśle spożywczym jeszcze długo nie będzie mowy, są chociażby działania Parlamentu Europejskiego, który wciąż nie może się zdecydować na odważną reformę wspólnej polityki rolnej.
Właśnie dlatego wymieniona wyżej organizacja, a także kilka innych, jak choćby Fundacja ProVeg, Roślinna Strona czy Polska dla zwierząt, zaapelowały do polskich polityków, by wprowadzili zmiany, które wyeliminowałyby wykorzystywanie zwierząt w produkcji żywności.
Eksperci i aktywiści mają bardzo konkretne postulaty. Domagają się przesunięcia funduszy z sektora produkcji zwierzęcej do roślinnej. Tego samego oczekują od organów państwowych i europejskich w zakresie zwiększenia środków na finansowanie badań nad rozwojem żywności bezpiecznej dla ludzi i środowiska oraz działań edukacyjnych – zarówno dla specjalistów, jak i obywateli w tym zakresie.
„Zdecydowana większość zidentyfikowanych naruszeń oraz zagrożeń dotyczy żywności pochodzenia zwierzęcego, która nie dość, że sama w sobie jest szkodliwa dla zdrowia, to do tego ulega łatwemu zainfekowaniu i zepsuciu” – piszą sygnatariusze apelu do decydentów, zauważając przy tym, że weryfikacja bezpieczeństwa takiej żywności jest trudnym zadaniem.
„Jak pokazał raport NIK, wszelkie działania podejmowane do tej pory przez właściwe organy są albo fasadowe, albo nieskuteczne. Skala naruszeń dotycząca produktów niebędących pochodzenia zwierzęcego była nieporównywalnie mniejsza – w związku z tym oczywisty jest wniosek, że konieczne jest zaangażowanie sił i środków inwestycyjnych przez państwo w promowanie i rozwój zdrowej, roślinnej żywności. Takie działania są także spójne ze strategią UE Od pola do stołu i Europejskim Zielonym Ładem” – podsumowują.