Kraj

Sąd słusznie orzekł w sprawie Żulczyka, ale przepisy o „znieważeniu prezydenta RP” wymagają zmiany

Jesienią 2020 roku Jakub Żulczyk napisał, że „Andrzej Duda jest debilem”. Mocne, wyraziste, ale w kontekście całego wpisu, z którego wyrwane jest to zdanie, uzasadnione. Tak też uznał sąd. 

Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył sprawę pisarza Jakuba Żulczyka. Pisarz oskarżony był z art. 135 par. 2 Kodeksu karnego o „znieważenie prezydenta RP”. Prokuratura domagała się kary ograniczenia wolności na pięć miesięcy, podczas których Żulczyk miał wykonywać prace społeczne w wymiarze 20 godzin miesięcznie.

O co poszło? O wpis Żulczyka na Facebooku z jesieni 2020 roku. Pisarz skrytykował w nim postępowanie Andrzeja Dudy, który mimo zwycięstwa Joe Bidena w wyborach prezydenckich nie pogratulował mu zwycięstwa, tylko udanej kampanii wyborczej. Napisał też, że „czeka na decyzję Kolegium Elektorskiego”. Prezydent zachowywał się więc raczej jak radykalny zwolennik Donalda Trumpa, nie głowa państwa dbająca o dobre relacje z prezydentem elektem naszego najważniejszego sojusznika.

Andrzej Duda klęka pod pomnikiem ofiar „Burego” – historyczne wydarzenie czy pusty gest?

W tym samym czasie TVP przekazywała kłamstwa i niesprawdzone pogłoski o „wyborczych nieprawidłowościach” i możliwym powrocie Trumpa do Białego Domu. Wyglądało to, jakby obóz rządzący Polską odmawiał uznania zwycięstwa kandydata demokratów.

Żulczyk merytorycznie pokazał, czemu Duda nie ma racji, a Biden wygrał wybory. Całość wywodu kończyło zdanie „Andrzej Duda jest debilem”. Mocne, wyraziste, ale w kontekście całego wpisu uzasadnione. Tak też uznał sąd, stwierdzając, że potencjalnie znieważającego określenia „debil” nie można traktować w oderwaniu od całości wpisu, a szkodliwość społeczna czynu jest znikoma.

Sprawy o znieważenie prezydenta do tej pory głównie ośmieszały państwo

Doceniam dobry wyrok, moje podstawowe pytanie brzmi jednak: czy przepisy Kodeksu karnego, chroniące prezydenta przed znieważeniem, są w ogóle potrzebne? A już zwłaszcza w obecnej formie?

Dziś Kodeks karny w art. 135 wprowadza kary za „czynną napaść lub znieważenie” prezydenta RP. Zestawienie tych dwóch czynów w jednym artykule jest dość absurdalne. Pierwszy jest przestępstwem z użyciem przemocy wobec najwyższego urzędnika państwowego, drugi jest nadużyciem wolności słowa.

O ile prawo powinno chronić polityków przed nawoływaniami do wymierzonej w nich przemocy oraz przed planową, zmasowaną dezinformacją na ich temat – choć w tym drugim przypadku odpowiednie wydają się raczej narzędzia prawa cywilnego niż karnego – o tyle ochrona za pomocą prawa karnego przed wypowiedziami, które mogą w określonym kontekście zostać uznane za znieważające, wymaga przemyślenia.

Czy znajdą się pożyteczni idioci prezydenta Dudy?

Szacunku dla władzy i urzędu prezydenckiego nie zbudują przepisy karne, tylko dobre sprawowanie prezydentury. Zostawię państwa ocenie, jak Andrzej Duda radzi sobie z budowaniem szacunku do swojego urzędu. Trudno wskazać sprawę z art. 135 par. 2 Kodeksu karnego z ostatnich lat, która nie byłaby ośmieszająca dla państwa.

Tak było ze sprawą dwójki uczniów z wielkopolskich Sulmierzyc, którzy w czerwcu w 2020 roku w trakcie imprezy na koniec roku szkolnego wyjęli plakat wyborczy obecnego prezydenta – walczącego wtedy o reelekcję – i zaczęli krzyczeć pod jego adresem „je**ć Dudę!”. Po roku Sąd Okręgowy w Kaliszu skazał ich na 40 godzin prac społecznych.

Zapewne po ich wykonaniu krnąbrni uczniowie o Andrzeju Dudzie wypowiadać się, a nawet myśleć będą wyłącznie z najwyższym szacunkiem. Obywatele mogą mieć z kolei poczucie, że sprawiedliwości stało się zadość, a ścigając ten występek, państwo racjonalnie gospodarowało dostępnymi sobie zasobami. Zadaniem państwa jest bowiem monitorowanie tego, co nie zawsze trzeźwe nastolatki wykrzykują na imprezach – nikt nie ma co do tego wątpliwości.

W trakcie tej samej kampanii wyborczej mieszkaniec Łowicza zjawił się na wiecu Dudy z krytykującym prezydenta transparentem. Jego treść budziła kontrowersje, ktoś doniósł do prokuratury. Sąd pierwszej instancji uznał, że transparent mieścił się w granicach dozwolonej krytyki. Prokuratura odwołała się jednak od tego wyroku. Sąd drugiej instancji dopatrzył się przestępstwa, ale o znikomej szkodliwości społecznej, sprawę warunkowo umorzono na rok. Naprawdę, sądy i prokuratura muszą mieć mnóstwo czasu i zasobów ludzkich, by wdawać się w tak drobiazgowe analizy jednego transparentu.

By nie czepiać się wyłącznie tego prezydenta, podobnie absurdalny wymiar miały sprawy o znieważenie prezydenta Komorowskiego. Wejście funkcjonariuszy ABW do mieszkania twórcy strony Antykomor.pl, jakby był on groźnym terrorystą planującym zamach na prezydenta, ośmieszyło państwo i dolało propagandowego paliwa PiS przed podwójnymi wyborami w 2015 roku. Kompletnie nieuzasadniony pokaz siły, zapewnił sympatię opinii publicznej twórcy Antykomora, mimo że na stronie znajdowały się rzeczy, które może faktycznie powinny być przedmiotem zainteresowania prawa karnego, zwłaszcza gry, pozwalające strzelać do wizerunków Komorowskiego.

Efekt mrożący

Przepisy penalizujące znieważanie głowy państwa łatwo mogą mieć też efekt mrożący, paraliżujący debatę publiczną i swobodną krytykę władzy przez obywateli. Na tę drugą sprawę w swojej bardzo dobrej mowie końcowej zwrócił zresztą uwagę sam Jakub Żulczyk: „Jakie mamy możliwości działania, kiedy władza zachowuje się źle, głupio, kiedy kłamie? Czy władza może nas pouczać, w jaki sposób możemy ją krytykować?”.

Obecne przepisy o znieważeniu głowy państwa niestety na to pozwalają. Dają władzy narzędzie do nękania niechętnych jej obywateli prokuratorskimi sprawami. Nie widzą różnicy między felietonem, satyrą polityczną, wiecem wyborczym z jego specyficzną dynamiką a realnym hejtem, celową dezinformacją, działalnością farm trolli, obraźliwym napisem na płocie czy anonimowym komentarzem w internecie.

Ta sama władza, która ściga Żulczyka za wpis na Facebooku, regularnie oskarża politycznych oponentów o przyjmowanie „instrukcji z zewnątrz”, uwikłania w mroczne interesy, a nawet obwinia ich za katastrofę smoleńską. W kontrolowanym przez nią Ministerstwie Sprawiedliwości za pomocą hejtu próbowano zdyskredytować krytycznych wobec reform wymiaru sprawiedliwości sędziów. TVP buduje alternatywną rzeczywistość, w ramach której przekonuje się Polaków, że Tusk jest w zasadzie Niemcem, politycznym wasalem Berlina, osobą odpowiedzialną za obecne ceny energii i powodowaną przez nie drożyznę, jeśli nie za wszystkie katastrofy od czasu zatonięcia Atlantydy.

Darth Tusk

Do tego samego TVP – jeśli ten „mail Dworczyka” jest prawdziwy – piszą ludzie z najbliższego otoczenia premiera, wskazując, kogo stacja ma zaatakować. Gdyby w warunkach tego wspieranego odgórnie hejtu i przemysłu insynuacji Żulczyk został skazany za napisanie jednego zdania o prezydencie, byłaby to jakaś obsceniczna kpina ze sprawiedliwości.

Potrzebny pakiet wolnościowy

Nie tylko przepisy o znieważeniu prezydenta dają władzy podobne narzędzia, mogące paraliżować wolną debatę publiczną. Tak samo jest z art. 196 Kodeksu karnego, penalizującym obrazę tak zwanych uczuć religijnych – faktycznie drażliwości religijnej różnych powiązanych z prawicą wyznaniowych grup interesu. Czy z przepisami o znieważeniu głowy obcego państwa – z tego paragrafu Jerzy Urban miał proces karny za krytyczny felieton o papieżu Janie Pawle II.

Pięć grzechów głównych Andrzeja Dudy

Nie ma co liczyć, by PiS coś zrobił z tymi przepisami. Jeśli już, to tylko dokręci śrubę. Ten układ władzy przypomina sobie o wolności słowa wtedy i tylko wtedy, gdy trzeba bronić prawa konfederatów do rozsiewania dezinformacji pandemicznej w mediach społecznościowych.

Od opozycji oczekiwałbym jednak konkretnego pakietu wolnościowego na przyszłe wybory. Można stworzyć rozwiązania, które z jednej strony pomogą walczyć z farmami trolli, planową dezinformacją, czystym hejtem, a z drugiej nie będą paraliżowały krytyki władzy czy takich instytucji jak Kościół rzymskokatolicki. Najwyższa pora je wprowadzić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij