Nadanie konkretnej nazwy grupie ludzi, których łączy podobne doświadczenie, może poprawić naszą komunikację i pomóc osobom reprezentowanym przez to określenie wyrażać swoje przeżycia lub tożsamość. Buduje ono także poczucie wspólnoty, którego mniejszości tak bardzo potrzebują w swojej walce o równe prawa.
W wywiadzie w Faktach po Faktach, po którym poseł Jacek Żalek został wyproszony ze studia, z jego ust padło pytanie do redaktorki: „Czy pani myśli, że nie było homoseksualistów przed LGBT?”. Była to jego reakcja na pytanie o wpis Brudzińskiego „Polska bez LGBT jest najpiękniejsza” i stwierdzenie redaktorki, że „LGBT to nie ideologia, tylko ludzie”.
W tej wypowiedzi Żalka, jak i ogólnej narracji na temat osób nieheteronormatywnych w Polsce można doszukać się podejrzenia, że „LGBT” to sztuczny twór, świadomie stworzony ruch, kultura, której przyporządkowana jest jakaś siła sprawcza, osobowość, polityczne cele i agenda. Mało to ma jednak wspólnego z krytyczną analizą dyskursu. Porównywanie „LGBT” do ideologii zdaje się służyć przede wszystkim celom politycznym.
Na przykład w słynnym już przemówieniu w Brzegu prezydent Duda stwierdził, że wystarczy spojrzeć na historię powstania LGBT, żeby zrozumieć, że to ideologia. Niestety nie wyjaśnił, co dokładnie przez to rozumie, i nie podał żadnych historycznych szczegółów. Zamiast tego „LGBT” porównał do neobolszewizmu.
czytaj także
Takie posługiwanie się słowem „ideologia” wywołuje w słuchaczach raczej skojarzenia ze spiskiem i propagandą. Słysząc Dudę, który chwali homoseksualistę nieidentyfikującego się z „ideologią LGBT” i traktującego swoją orientację seksualną jako „preferencję”, z którą nie należy się „obnosić”, wiadomo, przeciwko komu należy się zwrócić. W taki sposób „LGBT” przybiera w oczach słuchaczy postać realnego zagrożenia, któremu należy zapobiec realnymi środkami. Przyczyną tego lęku są słowa polityków – takie jak niepokojące pytanie Żalka. No bo czy to naprawdę nie jest dziwne, że kiedyś byli homoseksualiści, a nie było „LGBT”?
Jest wiele sposobów na odpowiedzenie na ten niepokój. Epistemologia, a zwłaszcza teoria niesprawiedliwości epistemicznej, dostarcza nam jeden z nich. Mówi nam ona coś ważnego o tworzeniu nowych pojęć na zjawiska, stany i ludzi oraz o niewykluczaniu mniejszości z procesu tworzenia tych pojęć.
W 2007 roku Miranda Fricker wydała książkę Epistemic injustice: power and the ethics of knowing, w której przedstawia dwa rodzaje niesprawiedliwości epistemicznej – zeznaniową i hermeneutyczną. Do niesprawiedliwości zeznaniowej dochodzi wtedy, kiedy czyjemuś zeznaniu odmawia się wiarygodności z powodu tożsamości tej osoby. Na przykład w zeznaniach sądowych osobom czarnoskórym przypisuje się często mniejszą wiarygodność niż osobom białym. Rzadko jest to celowe, a najczęściej wynika z istniejących w danym społeczeństwie uprzedzeń i stereotypów związanych z daną grupą społeczną.
czytaj także
Niesprawiedliwość hermeneutyczna jest wtedy, kiedy jakiejś grupie społecznej brakuje środków do wyrażenia swojego doświadczenia, co utrudnia jej przede wszystkim zrozumienie tego przeżycia, ale również opowiedzenia o nim innym. Głównym przykładem omawianym przez Fricker jest napastowanie seksualne. W czasach, kiedy pojęcie napastowania seksualnego nie istniało, kobiety nie mogły nadać nazwy temu doświadczeniu, które teraz rozumiemy przez te słowa.
W obliczu braku określenia na takie sytuacje mogły być one interpretowane jedynie jako np. „flirt”. Odbierało to niektórym kobietom możliwość nadania sensu części swojego życiowego doświadczenia. Kontrast między tym, w jaki sposób mogły je wytłumaczyć i o nim opowiedzieć, a tym, w jaki sposób je przeżywały, wywoływał w nich uczucie zdezorientowania i alienacji, które ostatecznie podważało ich poczucie pewności siebie w kwestiach poznawczych.
Dopiero kiedy pojęcie napastowania powstało i zawarło w sobie całą naturę tego doświadczenia, kobiety mogły o nim inteligentnie mówić i być zrozumiane przez innych.
czytaj także
W tym kontekście brak wyrażeń na pewne doświadczenia wynika z hermeneutycznej dyskryminacji danej grupy. Jeśli dane doświadczenie jest charakterystyczne tylko dla pewnej grupy społecznej, tylko ona może złożyć z niego zeznanie. Wykluczenie tej grupy z praktyki hermeneutycznej sprawia, że w języku brakuje określeń na właściwe jej doświadczenie. Dotyczy to grup, wobec których istnieje już jakaś forma uprzedzeń w społeczeństwie i dla których takie wykluczenie to kolejny przejaw dyskryminacji – dotyczących języka i umiejętności poznawczych.
Język ewoluuje z czasem i teoria niesprawiedliwości hermeneutycznej wskazuje na polityczny i normatywny charakter tego procesu. W tym świetle opór przed zaakceptowaniem „LGBTQ+” jako pojęcia i tego, co ono wyraża, jest jednocześnie oporem przed zaakceptowaniem osób nieheteronormatywnych i wyłączeniem ich ze współtworzenia języka, zabronienie im decydowania o sobie i sposobie, w jaki wyrażają siebie i swoje przeżycia.
„LGBTQ+” to określenie na osoby nieheteronormatywne, zawierające w sobie nie tylko gejów czy lesbijki, ale całe spektrum osób nieidentyfikujących się z normami związanymi z heteroseksualnością. Chociaż uznaje ono różnorodność, jednocześnie wskazuje na podobieństwa między osobami nieheteronormatywnymi. Jako pojęcie jest ono ważnym środkiem wyrazu w społeczeństwie, podkreślające to, co łączy wszystkie te osoby (np. w kontekście doświadczenia lub roszczeń do sprawiedliwości i równouprawnienia).
Nadanie konkretnej nazwy grupie ludzi, których łączy podobne doświadczenie, może poprawić naszą komunikację i pomóc osobom reprezentowanym przez to określenie wyrażać swoje przeżycia lub tożsamość. Buduje ono także poczucie wspólnoty, którego mniejszości tak bardzo potrzebują w swojej walce o równe prawa.
Krytyka „LGBT”, która kryje się pod tym niepokojem Żalka czy Dudy, poza insynuowaniem konspiracyjnych podejrzeń odbiera osobom nieheteronormatywnym też wiarygodność i kwestionuje ich prawa. „Utożsamianie się z LGBT” to niewłaściwy sposób bycia homoseksualistą, to obnoszenie się, podczas kiedy prawdziwy homoseksualista, taki, który ma prawo istnieć w naszym państwie, odrzuca „LGBT” i traktuje swoje preferencje jako sprawę prywatną. Jest to widoczne, zwłaszcza że „ideologia LGBT” w takich krytycznych wypowiedziach odnosi się często do środków wyrazu właśnie – parad równości, ubioru, słownictwa.
Podważając podstawy do istnienia skrótu „LGBTQ+” jako określenia na grupę osób nieheteronormatywnych – lesbijek, gejów, biseksualistów, transseksualistów, osób queer itd. – starając się go wymazać lub umniejszyć poprzez zmianę jego znaczenia („to ideologia, nie ludzie”), tacy ludzie jak poseł Żalek czy prezydent Duda wykluczają osoby LGBTQ+ z hermeneutycznych praktyk w naszym społeczeństwie. Jest to niedopuszczalna forma niesprawiedliwości i kolejny przejaw dyskryminacji wobec osób LGBTQ+ w naszym państwie.
**
Barbara Bziuk – doktorantka filozofii politycznej na Uniwersytecie w Utrechcie. Absolwentka filozofii Uniwersytetu Humboldta w Berlinie i PPE (filozofia, polityka, ekonomia) Uniwersytetu w Groningen.