Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Dywersja w naszych głowach. Rosja testuje, a Polska daje się wkręcić

W poweekendowym przeglądzie prasy piszemy o rosyjskiej operacji na polskich torach, która błyskawicznie uruchomiła falę antyukraińskich narracji.

ObserwujObserwujesz
Prasówka

Do moich niewesołych refleksji na temat sztucznej inteligencji z ubiegłego tygodnia swoje trzy grosze dorzucił Yann LeCun, który według plotek ma zrezygnować ze stanowiska głównego naukowca ds. AI w Mecie. Oczywiście w kontekście startu nowego przedsięwzięcia pod banderą LeCuna jego opinie trzeba traktować z dużą ostrożnością, ale rozmowa, w której laureat Nagrody Turinga z 2018 roku wskazuje na ograniczenia dużych modeli językowych (LLM) w osiągnięciu poziomu inteligencji kota – nie wspominając już o możliwościach człowieka – zatoczyła szerokie kręgi.

Tymczasem Chat GPT zaczyna nadawać ton polskiej polityce – ostatni tydzień pokazał, że dinozaury Prawa i Sprawiedliwości sięgnęły po czatboty. Najpierw Antoni Macierewicz powołał się na „sztuczną inteligencję” przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, przekonując, że całkowicie obiektywna i nieuprzedzona AI przeanalizowała dane czysto techniczne, a ich wyników „nikt nie zakwestionował”.

Chwilę później Jarosław Kaczyński podzielił się refleksją, jakoby Andrzej Lepper został zamordowany – co też wygląda na refleksję o głębokości fikcyjnych przypisów do książek o teoriach spiskowych. Oby oznaczało to również, że możliwości rozwojowe prawicowej socjotechniki wyczerpują się tak szybko, jak LLM w optyce LeCuna.

Pancerny, opusdeiowy, prorosyjski

Wczorajszy akt dywersji na polskich torach, który komentował dla nas Galopujący Major, szybko doczekał się szczegółowej analizy sentymentu w mediach społecznościowych. W przeciwieństwie do ezoterycznych analiz mowy ciała polityków mamy do czynienia z konkretem: gdybyśmy mieli opierać się na danych kolektywu analitycznego Res Futura Data House, większość Polaków (lub kont udających osoby polskiego pochodzenia) uważa, że za uszkodzeniem torowiska stoją Ukraińcy, motywowani m.in chęcią wciągnięcia Polski do wojny albo wymuszenia dalszej pomocy wojskowej.

Według dzisiejszego oświadczenia premiera Tuska za uszkodzenie torów odpowiadają rosyjskie służby, które zwerbowały do tego obywateli Ukrainy, ale okazuje się, że podejrzewanie Moskwy nie jest dla polskiego społeczeństwa opcją domyślną. Długie miesiące politycznego szczucia na Ukraińców i propagandowej młócki przynoszą efekty – do tego stopnia, że wg analizy Res Futury niewielka różnica dzieli przypuszczenie, że za dywersją stali Rosjanie, od oskarżania o to polskiego rządu. A w raporcie na temat wyzwań po incydencie kolektyw nie zostawia suchej nitki na obecnym poziomie komunikacji kryzysowej polskich władz.

Bezkarność rosyjskich żołnierzy wojny informacyjnej w połączeniu z silną armią sympatyków ruskiego mira w Konfederacji, Koronie Brauna czy PiS (przyjaźń z Węgrami nie byłaby tak łatwa bez parasola Putina) to informacja równie fatalna jak sam akt. Jednocześnie ujawniane są kolejne informacje potwierdzające, że proputinowskie sympatie nie są domeną zrekrutowanych na Telegramie uchodźców, sfrustrowanych migrantów czy alt-rightowych przegrywów, ale też najwyżej postawionych osób w państwie – zwłaszcza państwie PiS.

Niespełna tydzień temu prasę obiegła informacja, że Marian Banaś dołączy do zarządu stowarzyszenia Ruch Naprawy Polski, którego wniosek o rejestrację trafił do warszawskiego ratusza i które wg samych założycieli ma szansę przekształcić się w partię polityczną. Po zakończeniu kadencji w fotelu prezesa Najwyższej Izby Kontroli Banaś nie zamierza odpuszczać ani zwalniać. Oprócz stworzenia nowego ruchu z zatwardziałymi rusofilami, w których orbicie znajdziemy też innego ministra finansów w rządzie PiS Stanisława Kluzę, byłego doradcę Jarosława Kaczyńskiego Kazimierza Jaworskiego oraz Romualda Starosielca, który bronił ostatnich wyborów prezydenckich prężną reprezentacją swoich ludzi w komisjach wyborczych, w ubiegłym tygodniu rentier i hotelarz popularyzujący kilka lat temu alternatywy dla Airbnb usłyszał też zarzuty prokuratorskie.

Czytaj także Afera Banasia to koniec rządów „bez żadnego trybu” Jakub Majmurek

Cóż, ławka polityków obozu rządowego z lat 2015–2023 z zarzutami jest coraz dłuższa. Ciekawsze jednak, że to już kolejny polityk prawicy, który okazuje się zarazem putinolubem i osobą blisko związaną z Opus Dei. Co prawda jak przystało na organizację „tajną”, nie dowiemy się na 100 proc., czy Marian Banaś do niej należy – choć pisały o tym tak uznane tytuły, jak „Polityka” czy „Przegląd” – jednak to już kolejny po azylancie Orbana Marcinie Romanowskim przypadek intrygującej bliskości polityka prawicy, wschodnich agentów wpływu i ekstremistycznej katolickiej mafii. A nie mówiłem?

Oprócz Galopującego Majora wczorajsze działania dywersyjne Rosji w Polsce skomentowali też m.in Sławomir Mentzen i Konrad Berkowicz. Choć nikt nie pytał, „głupi i głupszy” z Nowej Nadziei zasugerowali, że „równie dobrze wysadzenie torów mogło być zainspirowane przez Ukrainę”. Można więc śmiało powiedzieć, że wyborcy prawicy w kolejnych wyborach nie będą skazani na wybór mniejszego zła – będą mogli zagłosować za proputinowskimi wolnorynkowcami, proputinowskimi narodowcami, proputinowskimi ekspisowcami, proputinowskimi szurami czy proputinowcami w stanie czystym. Z perspektywy proukraińskiej lewicy wygląda to zarazem przykro i dość imponująco.

Strefa komfortu Bielana

Marianowi Banasiowi podobno bardzo odpowiadał fakt bliskiego sąsiedztwa siedziby swojego dotychczasowego pracodawcy (Filtrowa 57) z prowadzonym (pod boską nieobecność) przez Opus Dei ośrodkiem akademickim na Filtrowej 27. I co by nie mówić o największych umysłach prawicy, to jednak trzeba przyznać, że potrafią zadbać o swój komfort w miejskiej dżungli. Przykładem może być protest mieszkańców ul. Biały Kamień przeciwko budowie linii tramwajowej, łączącej warszawską Ochotę i Mokotów.

Kto próbował zbudować nową linię tramwajową w Warszawie, ten się w cyrku nie śmieje – protesty przeciwko kolejnym torowiskom, obsesja na punkcie metra i inne akcje rejtanowskie to w stolicy stały punkt programu. Ciekawsze jednak, że choć Rafał Trzaskowski nazwał już budowę nowej trasy „kontrowersyjnym planem”, to dziennikarzom „Gazety Wyborczej” trudno było znaleźć faktycznych przeciwników inwestycji. A sama nazwa ulicy, na której mieszkają buntowniczy mieszkańcy, mogła już wam się obić w tym roku o uszy, bo to właśnie tam spotykali się Adam Bielan, Jarosław Kaczyński, Michał Kamiński i będący wówczas na ostatniej prostej przygody z polityką Szymon Hołownia.

Ciekawe zatem, czy to Bielan bruździ prezydentowi z Platformy na własnym terenie, zaprzęgając własny luksusowy apartament do politycznej przepychanki. Ale przecież nie po to wpływowy polityk PiS wydawał ciężkie miliony na apartament, żeby mu pod nosem brzęczał zbiorkom. Wie coś o tym Daniel Obajtek, który dostał solidną zniżkę na swoje 200-metrowe mieszkanie na Osiedlu Awangarda na Bemowie za to, że kilkaset metrów dalej przebiega trasa S8. Bielan za znoszenie tramwaju w okolicy nie dostanie zniżki na miarę Obajtka, ani nadziei na odsprzedaż po wielokrotnie wyższej cenie jak w przypadku prezesa Dawtony, trzymającego rękę na gruntach pod CPK. Każdy by się wściekł.

Takich partykularnych interesów stojących na przeszkodzie wielkim inwestycjom w Warszawie będzie więcej, ale marzyć i planować można. Piotr Wróblewski, redaktor naczelny Raportu Warszawskiego oraz autor świetnej książki o elektrowni atomowej w Żarnowcu, przeanalizował plany rozbudowania Warszawy do 2060 roku. Ja już powinienem być wówczas na emeryturze, co do Rafała Trzaskowskiego – pewnie zdecydują głosowania w sprawie zniesienia dwukadencyjności w samorządach.

Niemcy ziobrystów biją

Z radością przywitałem poniedziałkowy newsletter Stan Gry serwisu 300polityka. Do jego lektury zachęcił mnie kategoryczny tytuł: „polityczny weekend pod znakiem bezczelności niemieckiego ambasadora w Warszawie”. Po pierwsze – mimo dominacji prawicy w mediach społecznościowych, szczęśliwie udaje mi się unikać narodowo-katolickiego lore pełnego szurów i pieniaczy, które, jak się wydaje, zdominowało feed Łukasza Mężyka, twórcy 300stej, dobrze więc zapuścić się „w dziedzinę ułudy”, po drugie – wiedziałem, że chodzi o „nieelegancką” odzywkę ambasadora wobec Arkadiusza Mularczyka.

Wydawać by się mogło, że pogardliwe odnoszenie się do byłych polityków Solidarnej i Suwerennej Polski jest dziś w dobrym tonie – wszak partia Razem zaledwie kilka dni temu musiała tłumaczyć się z tego, że nie zagłosowała za wysłaniem byłego lidera SolPola prosto do ciupy, tak Polacy znienawidzili odbierających im smak życia Ziobrów, Romanowskich, Mateckich czy Jakich. A jednak stwierdzenie Miguela Bergera, że raport o stratach wojennych, który Mularczyk wysmarował kilka lat temu pod auspicjami Instytutu Karskiego, jednego z tych pisowskich wehikułów polithistorii, którymi na co dzień nie zawracamy sobie głowy, tworzy podziały, które „pomagają jedynie Putinowi”, uraził godność polityków z różnych stron politycznego spektrum.

Czytaj także Amerykanom wszelką łaskę, Niemcom nawet ogarka Łukasz Łachecki

Oczywiście żądanie wyskakiwania z reparacji od Niemców przybliżyło nas do tego celu mniej więcej tak samo, jak działalność komisji smoleńskiej do sprowadzenia wraku tupolewa do Polski, ale chyba musimy przyzwyczaić się do stałej obecności tej surreal politik w polskim dyskursie. Jednocześnie zgodnie z dziwnie rozumianą polską racją stanu świeżo upieczony ambasador USA w Polsce może besztać unijne dyrektywy i ostrzegać, że „Donald Trump patrzy” bez obaw o oburzenie klęczącej przed Amerykanami klasy politycznej.

Ale umówmy się, w świetle przytoczonych wydarzeń z ostatnich dni, to właśnie stwierdzenie Bergera, że ktokolwiek na polskiej prawicy chciałby pomagać Putinowi, to szczyt bezczelności, którego długo nikt nie przeskoczy.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie