Przewodniczący „S” komentuje kulisy wyborów dolnośląskiego szefa PO.
Poseł Jaros, który jeszcze niedawno chciał naprawiać związki zawodowe, pokazał swe prawdziwe oblicze – obleśnego hipokryty. Zapowiedział nawet wydanie raportu, ile kosztują podatników związki zawodowe. Może teraz zajmie się przygotowaniem raportu, ile kosztuje podatników umieszczanie w spółkach skarbu państwa różnych partyjnych szkodników?
W tej całej sytuacji najśmieszniejsze jest to, że ten pan w imieniu partii rządzącej stoi na czele zespołu ds. wolnego rynku! Jaki to wolny rynek? Powinien być szefem zespołu ds. dowolnego rynku. Całkiem niedawno w KGHM-ie z inspiracji skarbu państwa nie chciano powołać do rady nadzorczej przedstawicieli załogi. Teraz już wiadomo dlaczego – nie chcieli, aby ktoś patrzył im na ręce.
A tak na marginesie, słyszałem niedawno, jak europoseł Protasiewicz mówił, że związkowcy pasą się na spółkach skarbu państwa i są jak „tłuste koty”. To jeśli my jesteśmy jak „tłuste koty”, to oni są jak „tygrysy bengalskie” z nadwagą.
Michał Jaros jest kolejnym po Norbercie Wojnarowskim posłem Platformy Obywatelskiej, który może zostać zwieszony w prawach członka klubu w związku z ujawnionymi przez „Newsweek” nagraniami ze zjazdu dolnośląskiej PO. Według gazety wynika z nich, że obaj namawiali delegatów do głosowania na Jacka Protasiewicza w zamian za obietnice posad w państwowych spółkach.
Czytaj także:
Maciej Gdula: Cwaniacy i naiwniacy