28 stycznia wielu z nas dorzuci się na sprzęt do ratowania płuc. Nie mogę się oprzeć skojarzeniu z kupowaniem sobie odpustu za nasze codzienne grzechy: zaniechanie, konformizm, egocentryzm. Potem podniesiemy wzrok ku górze, aby wspólnie obserwować „światełko do nieba” – kolejny zanieczyszczający powietrze obrzęd.
O przygotowaniach do kolejnego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy słyszymy na kilka miesięcy przed wydarzeniem, serduszka na sprzęcie medycznym towarzyszą nam niemal w każdym szpitalu w kraju, a sam finał jest wielką narodową imprezą, na której bawią się rodziny, spotyka się młodzież, ludzie umawiają się na randki. 90 proc. Polek i Polaków deklaruje, że chociaż raz wpłaciło na zbiórkę, 92 proc. ankietowanych przez Millward Brown i GreyGroup wie, kim jest Jurek Owsiak (i to jeszcze przed zaplanowaną na ten rok premierą opowiadającego o nim filmu Fenomen), a według badań IQS z grudnia 2020 roku 84 proc. Polaków ufa WOŚP, co jest zdecydowanie wyższym wskaźnikiem od ogólnego poziomu zaufania Polaków do organizacji pozarządowych, który wynosi 47 proc.
czytaj także
Skojarzenia, jakie budzi WOŚP, to „otwartość na ludzi”, „poczucie wspólnoty”, „radość” – i zapewne te właśnie emocje napędzają zaangażowanie w coroczną narodową zbiórkę. I w sumie nie ma się co dziwić. Nie zamierzam krytykować idei ani skali przedsięwzięcia, nawet jeśli wraz z podziwem budzi ono we mnie w wielu aspektach ambiwalentne uczucia. Jednak tegoroczny finał porusza mnie szczególnie z powodu celu, któremu jest poświęcony, czyli „płucom po pandemii, dla dzieci i seniorów”. Niestety, Polacy zapadają na choroby płuc nie tylko z powodu powikłań po COVID-19, a cel WOŚP-u po raz kolejny rzuca światło na zaniedbania państwa (i społeczeństwa) w obszarze zdrowia, które przysłonić ma doroczna akcja dobroczynna.
Lepiej zapobiegać niż leczyć. Dlaczego więc tego nie robimy?
Ministerstwo Zdrowia szacuje, że od 4 marca 2020 roku w Polsce z powodu wirusa SARS-CoV-2 zmarło 120 390 osób. Statystyka ta obejmuje zarówno śmierć danej osoby wyłącznie z powodu wirusa, jak i współistnienia COVID-19 z innymi chorobami. Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia odnotowuje, że z powodu wdychania zanieczyszczonego powietrza w Polsce przedwcześnie umiera ok. 45 tys. osób rocznie, czyli mniej więcej tyle, ile średniorocznie zmarło w efekcie pandemii.
Te ostatnie szacunki są jednak podważane. W przeprowadzonym w 2022 roku badaniu przyczyn globalnej śmiertelności Global Burden of Disease wskazuje się, że udział zgonów związanych z zanieczyszczeniem powietrza wynosi w Polsce 23,8 proc., co przekłada się na 93 842 zgony rocznie. W tym rankingu jesteśmy niechlubnym liderem Europy.
W Polsce wielokrotnie przekraczane są dopuszczalne limity stężeń szkodliwych dla ludzi zanieczyszczeń powietrza: pyłów zawieszonych, tlenków azotu czy rakotwórczego benzo(a)pirenu. Głównym źródłem zanieczyszczenia powietrza jest tzw. niska emisja, czyli spalanie węgla zarówno przez gospodarstwa domowe, jak i przemysł. W ostatnich latach pojawiają się jednak kolejne badania wskazujące na toksyczność zanieczyszczenia pochodzącego z transportu, szczególnie w dużych miastach.
W czasie gdy będziemy wrzucać pieniądze do puszek, dzieci będą wracać z ferii lub się do nich szykować. Część z nich spędza zimową przerwę w górach, inne zostają w miastach, na akcjach typu Zima w mieście lub innego rodzaju półkoloniach.
Obie opcje to najgorsze z możliwych wyborów, jeśli na sercu leży nam zdrowie dzieci. W raporcie Światowej Organizacji Zdrowia na rok 2022 wśród 10 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie aż siedem znajdowało się w Polsce (drugie miejsce zajął Nowy Sącz, siódme Kraków). Z badań prowadzonych przez Polski Alarm Smogowy wynika, że wśród miast z najgorszym powietrzem w Polsce prym wiodą właśnie te, które są celem podróży rodzinnych i młodzieżowych zimowych wypadów: Szczawnica, Żywiec, Sucha Beskidzka czy Rabka-Zdrój. Miejsca, które funkcjonują w naszej świadomości jako uzdrowiska i często pobierają od nas opłatę klimatyczną, trują nas w biały dzień.
czytaj także
O tym, że Polska ma tragiczne powietrze, od lat głośno mówią organizacje pozarządowe, lekarze i naukowcy. Rekordzista – miasto Nowa Ruda – stanął w 2022 roku na szczycie smogowego podium, i to w trzech kategoriach: pod względem liczby dni smogowych (95), stężenia PM10 oraz stężenia benzo(a)pirenu (w obu przypadkach 900 proc. normy).
Nie lepiej wygląda sprawa z dwutlenkiem azotu, czyli gazu pochodzącego z transportu samochodowego, którego nadmierne stężenia notowane są przede wszystkim w dużych aglomeracjach miejskich. Z raportu NIK z 2020 roku wynika, że za ok. trzech czwartych emisji dwutlenku azotu w największych polskich miastach odpowiadają samochody. Na stacjach pomiarowych zlokalizowanych w pobliżu ruchliwych ulic w Warszawie w żadnym z punktów pomiarowych nie odnotowano stężenia na tyle niskiego, aby spełnił wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia, mimo że lekarze przypisują dwutlenkowi azotu aż 473 przedwczesne zgony rocznie w samej tylko stolicy.
Zbiorowy odpust narodowy
Związek między narażeniem na zanieczyszczenia powietrza a umieralnością został zauważony już w latach 30. XX wieku. Od tego czasu ciągle pojawiają się nowe badania wiążące nasz stan zdrowia ze stanem powietrza.
Najbardziej narażonymi na skutki wdychania toksyn są dzieci, seniorzy i osoby przewlekle chore. Dzieci są poddawane większej ekspozycji na zanieczyszczenia ze względu na wyższy stosunek częstości oddechów do powierzchni ich ciał oraz mniej rozwinięte naturalne bariery chroniące przed wdychanymi cząstkami. W dodatku te naturalne bariery, jak nabłonek dróg oddechowych, jelit czy bariera krew-mózg, rozwijają się gorzej, gdy dziecko oddycha zanieczyszczonym powietrzem.
Grzesiowski: NFZ okrada szpitale, czyli, inaczej mówiąc, okrada polskie społeczeństwo
czytaj także
Rozwój płuc trwa do 6–8 roku życia. Narażone na smog przedszkolaki i dzieci w wieku wczesnoszkolnym częściej chorują, przeziębiają się, częściej dochodzi u nich do infekcji oskrzeli i płuc, rozwijają się alergie i astma. Pojawiają się również problemy z koncentracją i myśleniem, co dwa lata temu udowodnili naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego w badaniu Neurosmog. Mikrocząstki z zanieczyszczonego powietrza przenikają nawet przez łożysko i mogą powodować niską masę urodzeniową noworodków.
Oprócz badań i danych są już również osoby oficjalnie zdiagnozowane jako chorujące przez złą jakość powietrza. Pierwszym zdiagnozowanym w Polsce „pacjentem smogowym” jest 11-letni chłopiec z Warszawy. Mimo to robimy zdecydowanie za mało, żeby zmienić ten stan rzeczy. W czasie gdy Brytyjczycy już wyliczyli, że zmniejszenie stężenia PM10, PM2,5 oraz dwutlenku azotu ograniczy wydatki służby zdrowia o 2 miliony funtów w ciągu czterech lat, my nadal dyskutujemy nad szczegółami „ustawy wiatrakowej”, zgodnością SCT z wyimaginowanym prawem Polaków do jeżdżenia trującymi dieslami zawsze i wszędzie, a zgłaszanie palenia śmieci w domowym piecu uznajemy za donoszenie na sąsiada.
28 stycznia wielu z nas dorzuci się na sprzęt do ratowania płuc. Nie mogę się oprzeć skojarzeniu z kupowaniem sobie odpustu za nasze codzienne grzechy: zaniechanie, konformizm, egocentryzm. Potem podniesiemy wzrok ku górze, aby wspólnie obserwować „światełko do nieba” – kolejny zanieczyszczający powietrze obrzęd.
Czy tegoroczny finał WOŚP nie pokazuje jak w soczewce naszej hipokryzji? Wrzucenie pieniędzy do puszki jest zdecydowanie łatwiejsze niż zaoszczędzenie do wkładu własnego na wymianę kopciucha. Zaproszenie mieszkańców na finał jest dla prezydenta czy wójta dużo przyjemniejszym zadaniem niż poinformowanie ich o tym, że będą musieli zrezygnować z dojazdu samochodem do pracy, sklepu czy szkoły. Dzieci i rodziców w klasie zapewne łatwiej angażuje się w tworzenie rękodzieła na licytację niż akcję „do szkoły bez samochodu”. Łatwiej wrzucić na Instagrama fotkę ze swojego charytatywnego performance’u niż dojechać na niego pociągiem.
Covid wraca. „Zachorowania rosną, odporność nie. To niekończąca się spirala”
czytaj także
Cel tegorocznej narodowej zrzutki na ochronę zdrowia budzi we mnie dysonans. Widzę w niej typowe dla nas zamykanie oczu na źródło problemu, pudrowanie jego skutków i zamianę poważnej debaty społecznej na festyn. Chciałabym, aby pieniądze wydane przez samorządy na miejskie koncerty, fajerwerki i obsługę finału zostały przeznaczone na rozwój niskoemisyjnej komunikacji miejskiej. Aby antenowy czas – w tym roku znów zarówno mediów prywatnych, jak i publicznych – został zapełniony rozmową z lekarzami, ekspertkami i edukatorkami, pokazującymi, jak ważna jest nasza zbiorowa odpowiedzialność za powietrze, którym oddychamy.
Politycy, zamiast pokazywać swoje połączenie z „narodem” przez przyklejenie czerwonego serduszka i licytowanie spotkań, kolacji i wycieczek (również samochodowych) z samymi sobą, powinni mieć odwagę, by w imię odpowiedzialności za nasze zdrowie tworzyć programy przechodzenia na zieloną energię bez oglądania się na słupki sondaży wyborczych. Powinni umiejętnie tłumaczyć, dlaczego zdrowie publiczne jest wartością nadrzędną wobec błędnie rozumianego prawa do „wolności” poruszania się wszędzie i wszystkim. Gdy zainwestujemy czas i pieniądze w konkretne działania, a nie jednorazowe akcje, przy których nawet nie podejmujemy dyskusji o złej jakości powietrza, wreszcie będziemy mogli trochę odetchnąć.
**
Agnieszka Krzyżak-Pitura – prezeska Fundacji Rodzic w Mieście, wiceprezeska Kongresu Ruchów Miejskich. Aktywistka, feministka, matka.