Powstający ruch Roberta Biedronia to dla Koalicji Obywatelskiej większe zagrożenie od PiS. KO będzie próbowała Biedronia albo zasymilować, albo zniszczyć. Taka jest logika polityki. Oto w jaki sposób będą próbowali to zrobić.
Grzegorz Schetyna ma pomysł na lewicę. Zdradził go w TOK FM 24 października.
„Jeśli nadal będzie kłótnia po lewej stronie, to lewica proeuropejska, socjaldemokratyczna będzie się grupowała wokół Nowackiej i wokół Koalicji Obywatelskiej” — mówił. Dodał, że z jego punktu widzenia to „wariant interesujący”.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W rozmowie z Dominiką Wielowieyską 25 października doradca Biedronia Jakub Bierzyński nazwał Schetynę „największą słabością Koalicji Obywatelskiej” i wezwał go do ustąpienia.
czytaj także
Ten miły dialog to dopiero początek. Oba ugrupowania — dominującą siłę opozycji oraz powstającą wokół charyzmatycznego polityka konkurencję — czeka konflikt. Jest nieunikniony: oba ugrupowania mają sprzeczne interesy, a ich polityczne drogi muszą prowadzić do kolizji.
Zacznijmy od strategii Schetyny, o której mówił w TOK FM (ale także w innych miejscach). PO to partia „szerokiego centrum”, wokół którego skupiają się mniejsze ugrupowania o różnych poglądach. Nowacka gra rolę lewicowego skrzydła. Dostarcza „lewicowej wrażliwości”; nie wiadomo, co to jest, ale wiadomo, że niektórzy wyborcy czują się z tym lepiej. Musi jednak śpiewać grzecznie w chórze, a więc zrezygnować z niestrawnych dla centrum postulatów, takich jak liberalizacja dostępu do przerywania ciąży. Nowacka może sobie opowiadać o szacunku dla kobiet, gabinetach ginekologicznych „bez klauzuli sumienia” i innych takich sprawach, ale na gadaniu się skończy.
czytaj także
Strategia Schetyny ma oczywiste zalety — największe dla niego samego. Buduje jednolity front opozycji przeciw PiS. Może przekonująco mówić, że głos nie oddany na jego koalicję to głos stracony. Ta strategia doskonale sprawdziła się np. w Warszawie podczas wyborów samorządowych, w których wielu lewicowych wyborców zagłosowało na kandydata koalicji dając mu zwycięstwo już w pierwszej turze. Daje też Schetynie pozycję rozgrywającego po wyborach, jeśli PiS w nich przegra, a to można sobie wyobrazić. Jeśli osobistą ambicją szefa PO jest stanowisko premiera, to trudno wyobrazić sobie do niego lepszą drogę.
Ze strategią „frontu jedności narodu” przeciw PiS wiąże się jednak ryzyko. Ceną za nią jest brak wyrazistości. Koalicja w wielu kluczowych sprawach (np. właśnie przerywania ciąży) może mówić różnymi głosami.
Wiśniewska: Na Nowoczesną i PO nie możemy liczyć. Czas zjednoczyć lewicę
czytaj także
Koalicja w nikim też nie budzi naprawdę gorących uczuć: wszyscy głosują na nią z poczucia braku alternatywy i chęci odsunięcia PiS od władzy. W efekcie całe ugrupowanie przejmuje charyzmę i wyrazistość Grzegorza Schetyny.
Słuchając go, można odnieść wrażenie, że sam na siebie zagłosowałby wyłącznie z rozsądku.
Dlatego koalicja nie może tolerować znaczącej alternatywy na opozycyjnej scenie. Groziłoby to szybką ucieczką dużej części wyborców, których trzyma przy Platformie wyłącznie pragnienie, aby ich głos przeciw PiS nie był zmarnowany. Przez chwilę wydawało się, że taką rolę może pełnić Nowoczesna, która nawet wyprzedziła PO w sondażach. Później jednak błędy Ryszarda Petru i brak strategii pozwoliły Schetynie najpierw Nowoczesną zmarginalizować, a potem skonsumować i sprowadzić do roli liberalnej przystawki.
Teraz na scenie pojawia się Biedroń. Hasło „przełamania duopolu PiS-PO” wymierzone jest w tym samym stopniu w Kaczyńskiego, jak i w Schetynę. Biedroń czerpie z podręcznika Emmanuela Macrona: obiecuje nie partię, ale ruch społeczny, ma centrolewicowe poglądy (ale nie za bardzo, żeby być strawnym dla wyborców z centrum), ma charyzmę, której brakuje partiom koalicji.
Cyniczni politycy wiedzą, że obietnica składana przez Biedronia wyborcom — „będę robić politykę inną niż dotychczas” — na dłuższą metę nie jest możliwa. Schetynę Biedroń musi więc okropnie irytować. Doświadczony polityk wie, że życie partyjne u nas wygląda tak smętnie, jak wygląda, ponieważ jest emanacją realnych interesów i sporów w naszym społeczeństwie. Że nudno, konserwatywnie, szaro i często brzydko? Ale to o nas jest ta polityka i to my ją jednak robimy.
Jako oręż wyborczy obietnica polityki-antypolityki okazała się jednak w wielu miejscach niesłychanie skuteczna. Macron wygrał, a po drodze zmarginalizował tradycyjne partie. Taki będzie los PO, jeśli Biedroń zrealizuje swoje plany. Zostanie Schetynie trzydzieścioro smutnych nudziarzy w Sejmie, których już nikt nie słucha, bo przez lata uczyli się nie mieć nic ciekawego do powiedzenia. To będzie koniec długiej i bardzo obiecującej kariery.
czytaj także
Dlatego nie ma w tej rywalizacji miejsca na żadne zawieszenie broni: walka na opozycji jest nie do uniknięcia. Pokój będzie oznaczał tylko tyle, że jedna ze stron skapitulowała. Zwycięstwem dla Schetyny będzie sprowadzenie ruchu Biedronia albo do poziomu planktonu — takiego, jakim dziś jest partia Razem — albo zmuszenie go do dołączenia do Koalicji Obywatelskiej na zasadach podobnych do tych, które musiała zaakceptować Barbara Nowacka. Zwycięstwem dla Biedronia jest bycie główną siłą na opozycji.
Słabością powstającego ruchu Biedronia jest brak struktur i brak własnych mediów. Zarówno PiS, jak i KO mają media, które albo są narzędziem partii (tak jak media publiczne w przypadku PiS) albo im sprzyjają. Mają też dużo czasu, aby wykorzystać je przeciw Biedroniowi.
PiS będzie to robił z mniejszym entuzjazmem niż centroprawica z koalicji Schetyny. Biedroń dla PiS jest wrogiem, ale tylko jednym z wielu, a spory na opozycji są mu na rękę. Może więc sobie pozwolić na zaproszenie Biedronia do TVP w prime time od czasu do czasu — zwłaszcza wówczas, jeżeli skrytykuje tam Schetynę. Tygodniki prawicowe, których prawie nikt już nie czyta, napiszą rytualny tekst przeciw Biedroniowi. Najcięższe armaty PiS są jednak zastrzeżone dla głównej siły opozycji.
Co będą mówili liberałowie? Oto krótka (i zapewne niepełna) lista ich zabiegów retorycznych.
Biedroń rozbija opozycję i naprawdę jest sojusznikiem PiS
Ten argument w czystej postaci pojawił się ostatnio w „Newsweeku”. Zacytujmy Cezarego Michalskiego: „Robert Biedroń może zniszczyć elektorat liberalnego centrum, może ten elektorat podzielić i politycznie osłabić, ale nie może go rozbudować. Zatem jego wejście do polityki wzmocni wyłącznie PiS”.
Zostawmy teraz na boku zastanawianie się, czy to sensowny zarzut. Nie sądzę: można równie zasadnie twierdzić, że Biedroń do opozycji przyciągnie tych wyborców, którzy nigdy nie będą chcieli głosować na konserwatywne centrum. W każdym razie ten argument z pewnością będzie powtarzany codziennie i może być skuteczny. W Warszawie zadziałał.
Biedroń źle zarządzał Słupskiem
To trochę trudniej powtarzać, kiedy wiceprezydentka Biedronia wygrała w mieście wybory w pierwszej turze, ale zapewne da się to części wyborców wmówić. Zawsze da się znaleźć coś, co było źle zrobione: gdzieś odpadły kafelki, coś było niewyremontowane na czas, a na przedmieściach są dziury w chodniku.
Biedroń jest celebrytą, nie ma pojęcia o prawdziwej polityce
To również jest dęty argument (Biedroń był posłem i prezydentem miasta, spędził całe życie w polityce), ale zawsze można go użyć.
czytaj także
Nie ma zaplecza, nie wiadomo, kto za nim stoi
Tego się dowiemy na konwencji założycielskiej ruchu w lutym, ale na razie można i ten argument powtarzać (a potem można pogrzebać w biografiach ludzi, którzy do Biedronia przyjdą, na pewno coś się znajdzie).
Jest afera
Można też próbować przyklejać Biedronia do afery pedofilskiej w Słupsku oraz grać na uprzedzeniach homofobicznych. To pierwsze próbował już zrobić „Newsweek”, publikując tekst o pedofilii i ilustrując go zdjęciem Biedronia. Tego drugiego nikt nie zrobi wprost — liberałom nie wypada być homofobami — ale będą to powtarzały w internecie anonimowe trolle (te same, które przed wyborami nieustająco wypominały Patrykowi Jakiemu, że jest „cyganem”).
czytaj także
Można też, oczywiście, wyjąć Biedroniowi wtyczkę — po prostu przestać go zapraszać do telewizji i przestać o nim pisać — a jeśli pisać, to źle. Ale to się rozumie samo przez się, prawda?
Wszystkie te zabiegi będą oczywiście podlane sosem troski o Polskę i demokrację oraz wzniosłymi apelami o ratowanie ojczyzny przed dyktaturą. Zobaczymy, czy wyborcy dadzą się na nie nabrać.