Gdy wszyscy się położyli, zdałem sobie sprawę, na co w ogóle patrzę – widziałem tam przyjaciółki i przyjaciół, ludzi, na których mi naprawdę zależy. I przez chwilę wyobrażałem sobie, że oni rzeczywiście umierają – przez to, do czego wszyscy zmierzamy. Ogarnął mnie wtedy strach.
Sobota, 11 maja, warszawska Patelnia, czyli placyk przy wejściu na stację metra Centrum, najbardziej ruchliwe i jedno z najbardziej nasłonecznionych miejsc w Warszawie. Około godziny szesnastej jak zwykle tłum. Nagle nad wejściem pod rondo zawisa baner: „Zostało 11 lat do nieodwracalnej katastrofy klimatycznej. Strajkuj razem z nami 24 maja, zanim zrobi się gorąco”.
Blisko sześćdziesięcioosobowa grupa nastolatków, która zgromadziła się na Patelni, kładzie się na ziemi. „O co chodzi?”, pytają przechodnie, ktoś z nich chwali, ktoś pomrukuje coś o niemieckich, antykościelnych konfidentach. Młodzi leżą nieruchomo blisko piętnaście minut.
Die in to dosyć popularna, choć nieoczywista forma protestu, którego uczestnicy udają, że są martwi. Podobne akcje odbywały się już w Wenezueli czy, wielokrotnie, w USA. Ostatnio jednak, na skutek działań grupy Extinction Rebellion, forma ta „przylgnęła” do aktywistów walczących z globalnym ociepleniem. Teraz, we współpracy z angielskim ruchem, przyszła także kolej na Warszawę.
– Nie przyszliśmy tutaj – mówi jedna z organizatorek wydarzenia – aby być kolejną grupą osób przekrzykujących się na Patelni, walczymy o coś, co łączy nas wszystkich.
Grupa aktywistów organizujących MSK wydała także oświadczenie dotyczące protestu:
W sobotę 11 maja wymarliśmy/-łyśmy.
Stało się to na Patelni w centrum Warszawy, o godzinie 16:00. Nie wymarliśmy jeszcze dosłownie, ale niewątpliwie, jeśli nie zatrzymamy emisji CO2 i zmian klimatycznych – wyginiemy. Chcieliśmy i chciałyśmy pokazać wam, co się z nami może stać za niecałe 20 lat. Warszawska Patelnia to miejsce, gdzie przed wyborami stoją członkowie/-inie partii z różnych środowisk politycznych, którzy powinni dbać o dobro i przyszłość obywateli/-ek. Niestety, w ferworze walki o głosy i władzę oraz przez krótkowzroczność nie zauważają największego problemu XXI w. – zmian klimatycznych. Problemu, który jeśli nie zostanie rozwiązany, dotknie wszystkich ludzi na Ziemi, niezależnie od sytuacji materialnej czy wyznawanych wartości. Jeśli nie zaczniemy reagować teraz, to wyginiemy, tak jak w sobotę. Z tą różnicą, że nie będzie to już grupka aktywistów i aktywistek, a miliardy ludzi.
Znajdujemy się w globalnym kryzysie i z każdym dniem mamy coraz mniej czasu, by go rozwiązać. Musimy zacząć działać jak najszybciej – wszyscy. Niezależnie od poglądów politycznych czy pochodzenia. Musimy pamiętać, że Ziemia to nasz jedyny, wspólny dom, więc razem zatroszczmy się o jej i naszą przyszłość.
Po co protestować?
– Denerwuje mnie bierność rządu w sprawie tak ważnej, która przecież dotyczy nas wszystkich – ponad podziałami – i w ogóle wszystkich na świecie, bo mamy przecież tylko tę jedną planetę – mówi jedna z uczestniczek, Julia Mazurkiewicz z LO Czackiego – i to dlatego przyszłam tutaj, by uczestniczyć w tym cichym proteście. Podobnego zdania jest także Janka Świerżewska: – Jestem przerażona stanem naszej planety – mówi. – To my, ludzie, doprowadziliśmy do tak szybkich zmian klimatycznych. To my teraz musimy walczyć, żeby je zatrzymać, walczyć o nasz wspólny dom i żywą planetę. Na Patelni rozdawałam ulotki przed położeniem się i „wymarciem”. Byłam zachwycona, że przechodnie, czy to przez zaskoczenie, czy poprzez zainteresowanie samą akcją, zatrzymywali się w ciszy. Chcieli też się więcej dowiedzieć. Bo nie mamy tych informacji na co dzień, w szkołach, pracy, w mediach.
Na wagary, w obronie własnej przyszłości. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny
czytaj także
Dominik Słowiński, jeden z organizatorów: – W sobotę nie kładłem się z innymi na Patelni, tylko byłem na górze i trzymałem baner. Dopiero gdy wszyscy się położyli, zdałem sobie sprawę, na co w ogóle patrzę – widziałem tam przyjaciółki i przyjaciół, ludzi, na których mi naprawdę zależy. I przez chwilę wyobrażałem sobie, że oni rzeczywiście umierają – przez to, do czego wszyscy zmierzamy. Ogarnął mnie wtedy strach. Wiem jednak, że możemy zamienić ten strach w działanie – to właśnie robimy poprzez Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. I nie przestaniemy.
Przeciw bierności
Głosy przechodniów były podzielone. Jeden z gapiów komentował: „Ja to bym ich dał na Marsa, jak tak na Ziemię narzekają. Oni przeciwko Kościołowi i przeciw wszystkiemu, takie gielebete (!), jakieś pedały, he, rowery. I po co to wszystko na pierwszym miejscu, co, he”. Głosów negatywnych było sporo – głównie ludzi, którzy nie wiedzieli nawet, w jakim celu organizowany jest die in – i nie byli łaskawi spojrzeć na banery.
czytaj także
Ale było także dużo głosów poparcia, ludzie robili zdjęcia, przystawali na chwilę. Jedna ze zbierających podpisy dla „Świeckiego Państwa” na koniec zakrzyknęła przez mikrofon: „Brawo dla młodych z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego! W was nasza nadzieja!”
Kolejny protest 24 maja. Do zobaczenia!