Jedna nominacja nie zmieni polityki rządu, ale pokazuje, że możliwość zmiany istnieje.
Premier powołał na zwolnione przez Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz stanowisko Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania profesor Małgorzatę Fuszarę – dyrektorkę Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW, wiceprezeskę Stowarzyszenia Kongres Kobiet, członkinię Rady Programowej Kongresu Kobiet, ministrę ds. Równości Płci i Przeciwdziałania Dyskryminacji w Gabinecie Cieni Kongresu Kobiet, współtwórczynię pierwszego w Polsce kierunku Gender Studies i współautorkę pierwszego projektu ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn (z 1993 roku).
Powołanie na to stanowisko uznanej ekspertki i akademiczki, nie polityka, to realizacja w praktyce – powtarzanych od wielu lat i od wielu lat w polskiej debacie politycznej obecnych, lecz bagatelizowanych – postulatów środowisk równościowych.
Powierzenie tej roli feministce to deklaracja wiary w nowoczesne świeckie społeczeństwo.
Na ile ta deklaracja oznacza faktyczny krok w tę stronę, przekonamy się, obserwując kształt współpracy Rady Ministrów z Pełnomocniczką: czy jest ona rzetelna i czy równościowe postulaty traktowane będą przez gabinet Tuska poważnie. Bo że na to zasługują, wiemy, a nominacja osoby pozapartyjnej – czyli mówiąc wprost: nieuzależnionej od Tuska – pokazuje, że i rząd zaczyna to rozumieć. Dobrze się stało, że gdyby jednak Platformie miało się o tym zapomnieć, przypomni jej właśnie prof. Fuszara. Pełnomocniczka ze środowiska akademickiego to też konieczność w realiach toczącej się w Polsce wojny kulturowej – gdy to, czym są gender, równość i prawa kobiet, trzeba tłumaczyć ze stoicką cierpliwością i naukową konsekwencją.
Dlaczego jednak Donald Tusk właśnie teraz wykonuje zauważalny gest w kierunku kobiet, zwolenników utrzymania świeckiego ustroju w Polsce i wszystkich innych na lewo od PiS-u? Powód pierwszy wskazują wyniki badań nastrojów społecznych po ostatniej batalii związanej z deklaracją wiary i sprawą dyrektora Chazana. Badania CBOS-u wykazały, że dwie trzecie Polaków i Polek uważa, że lekarz nie może odmówić skierowania kobiety na legalny zabieg przerwania ciąży, powołując się na klauzulę sumienia, a 52% sądzi, że nie ma prawa odmówić wykonania legalnego zabiegu. Polacy nie zgadzają się na odmowę skierowania na badania prenatalne (73%) i odmowę przepisania środków antykoncepcyjnych (55%) bez względu na prywatne poglądy lekarza.
Zestawienie wyników tych badań ze statystykami Kościoła katolickiego – według których tylko 39% ochrzczonych uczestniczy w niedzielnych mszach i tylko 16% przyjmuje komunię, czyli uczestniczy w nich na serio – pokazuje, że ten, kto chce wygrywać kolejne wybory, powinien układanie się z episkopatem zostawić prawicowym ekstremistom i wziąć pod uwagę stanowisko świeckiej większości społeczeństwa. Ta chce korzystać ze zdobyczy medycyny i demokracji w sposób niezapośredniczony przez instytucje religijne lub inne nieuprawnione podmioty. Dla polskich mieszczan, klasy średniej, liberalnych wyborców – nazwijmy to, jak chcemy – naturalnego elektoratu PO religia jest coraz częściej ważna jako sprawa prywatna, nie ustrojowa. A sam Donald Tusk od lat powtarzał, że działań związanych z tzw. sferą światopoglądową podejmie się tylko wtedy, kiedy uzna, że społeczeństwo jest na to gotowe. Nominacja profesor Fuszary daje pewną nadzieję, że ten moment właśnie nadszedł.
Powód drugi to zjednoczenie prawicy. Po wchłonięciu przez PiS partii Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry i wyrośnięciu na prawo od nich Kongresu Nowej Prawicy Tusk z pewnością czuje, że nie ma czego szukać, zbliżając się do prawej ściany. Istnieje natomiast część elektoratu o poglądach centrowych i lewicujących, którą jakiś czas temu odstręczył od PO jej rosnący konserwatyzm, ale która nigdy nie poprze zakorzenionego w PRL-u SLD czy chaotycznego Twojego Ruchu. Nominacja to wysłanie sygnału do tej właśnie grupy.
O tym, choćby minimalnym, otwarciu się na lewo zdecydują jednak rzeczy inne niż tylko jedna dobra nominacja.
Na przykład to, czy minister Arłukowicz rzetelnie skontroluje neutralność światopoglądową podległych mu placówek służby zdrowia i ewentualnie pozbawi instytucjonalnego sumienia te, które je sobie bezprawnie wyhodowały; czy wiceminister Królikowski, znany z wyjątkowo konserwatywnych poglądów i, mówiąc eufeministycznie, niefortunnych wypowiedzi wobec pacjentki dyrektora Chazana, zachowa stanowisko; jak skończy się sprawa ratyfikacji konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. I wreszcie – jak potoczy się praca nad projektem ustawy o in vitro. I czy będą nad nią pracować eksperci, a nie przedstawiciele episkopatu, jak być powinno zgodnie z zasadą rozdziału Kościoła od państwa?
Nominacja profesor Fuszary to kolejny obiecujący ruch Platformy. Oby nie pozostał tylko obietnicą. Cieszymy się, ale czekamy na więcej.