Jak nie wygrać, ale i nie przegrać wyborów? To możliwe, jeśli nowo powołane lewicowe stowarzyszenie stanie się jednym z rzeczywistych motorów kampanii prezydenckiej Magdaleny Biejat.
Kiedy w październiku doszło do rozłamu w Razem, odchodzące liderki zapowiedziały, że już niedługo dowiemy się, co planują, skoro nie wchodzą w szeregi Nowej Lewicy. Chodziło nie tylko o rozpoznawalne polityczki: Magdalenę Biejat, Annę Górską, Dorotę Olko, Joannę Wichę, Darię Gosek-Popiołek, ale o szeregi działaczy i działaczek, które zdecydowały się pójść za nimi. W sobotę 11 stycznia wszystko stało się jasne: powstało nowe stowarzyszenie o profilu politycznym, które będzie prowadzić również działalność analityczną, badawczą, edukacyjną i społeczną. Prezeską została Daria Gosek-Popiołek, wiceprezeską warszawska radna Martyna Jałoszyńska.
Stowarzyszenie Wspólne Jutro jest otwarte, a współdzielone w nim wartości to między innymi troska, ambicja, wspólnota, solidarność, odpowiedzialność i zmiana. Co ma się zmienić? Chodzi przede wszystkim o odejście od indywidualizmu i rywalizacji, gloryfikowanych przez liberalizm, na rzecz wspólnoty i współpracy.
„Chcemy państwa, w którym praca, jako źródło dobrobytu, jest dobrem szczególnie chronionym. Państwa, które łączy solidarność z nagradzaniem za pracowitość. Takiego, które daje prawdziwy wybór swojej ścieżki życiowej i zapewnia stabilizację oraz bezpieczeństwo” – czytamy w deklaracji ideowej na stronie stowarzyszenia.
Koniec lewicy latte
Kluczem do wspólnoty ma być nie rozwój platform zrzutkowych, ale solidne państwo, którego celem jest dbać o interesy obywatelek i obywateli. To niby nic nowego – lewica od lat mówi o silnych usługach publicznych, systemie edukacji, ochronie zdrowia. Teraz jednak, jak się zdaje, następuje przesunięcie akcentu z „kwestii światopoglądowych” czy lifestyle’owych – co było rozumiane przez konserwatystów właśnie liberalnie, jako afirmacja skrajnego indywidualizmu – w stronę wspólnotowości. Przesunięcie widać było już w kampanii parlamentarnej, kiedy Lewica mówiła o rodzinie, opiece nad młodszymi i starszymi, przedstawiała projekt mieszkań na tani wynajem, właśnie jako celujący w potrzeby młodych rodzin. Niedawno, również z myślą o wspólnocie, Magdalena Biejat wystąpiła z pomysłem wolnej Wigilii.
Jak dojść do tego silnego i solidarnego państwa? Już wiadomo, że w tej chwili możliwa jest tylko metoda małych kroków, a jeśli chce się być w polityce, a nie na barykadzie, trzeba nauczyć się cierpliwości – takie przekonanie płynęło z wypowiedzi debatujących Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, Krzysztofa Gawkowskiego i Magdaleny Biejat. Głównymi zagadnieniami debaty były mieszkania, żłobki oraz czas i warunki pracy, czyli tematy, które znalazły się w mainstreamie właśnie dzięki konsekwentnemu głosowi lewicy. Hasło „mieszkanie prawem, nie towarem” powtarzane przez Donalda Tuska, coraz mniejsze poparcie dla pomysłu „kredytu 0 proc.”, projekty pilotażowe mieszkań na wynajem czy 35-godzinnego tygodnia pracy w samorządach rządzonych przez lewicę – to konkrety, które jeszcze parę lat temu wydawały się nie do pomyślenia.
Lewica mówi dziś to, co za trzy lata zrealizuje Koalicja Obywatelska [rozmowa]
czytaj także
Przedmiot drugiej debaty otwarcia Wspólnego Jutra jeszcze wyraźniej zapowiada to, na co wiele i wielu czekało, czyli na głos lewicy w sprawach ekonomii. Do debaty zaproszono dr Janinę Petelczyc, ekspertkę ds. zabezpieczenia społecznego, której entuzjazm dla ZUS porwał całą salę do spontanicznych oklasków dla tej najstarszej polskiej instytucji, oraz prof. Zofię Łapniewską, współprzewodniczącą zarządu Polskiej Sieci Ekonomii i członka PSE oraz dyrektora w domu inwestycyjnym Xelion Huberta Stojanowskiego.
Jeśli polityczkom uda się przekuć na proste polityczne przekazy to, co wynikało z dyskusji, czyli że mamy szansę, jest lepiej, niż nam się wydaje, mamy wybór, nie jesteśmy na nic skazani, a na pewno nie na to, by być niewolnikiem kredytu na 30 lat, to mają szansę przekonać ludzi, że państwo ma sens, a demokracja wcale nie jest jeszcze projektem, który się wyczerpał. Krytyka PKB i mitu „zielonej wyspy”, przyszłość emerytur i kwestie wieku emerytalnego, wpływ kumulacji kapitału na demokrację – to, jeśli przystępnie podane, będą argumenty, które trafią, bo mają trzy ważne elementy: docenienie pracy, którą już Polacy włożyli, poczucie realności i wizję sprawczości.
To też zestaw argumentów, który powinno się powtarzać przynajmniej tak często, jak często liberałowie mówią, iż fali populizmu winna jest „wojna kulturowa” prowadzona rzekomo przez lewicę. Nie, to nie „wojna kulturowa”, ale rosnące nierówności są podstawowym problemem.
Bieg do maja i jeszcze dalej
Nie tylko Lewica zorientowała się, że w obliczu niepokoju, niepewnej przyszłości, ludzie potrzebują po pierwsze nie być sami, po drugie będą rozglądali się za instytucjami opiekuńczymi. Dla PiS, jak przez osiem ostatnich lat, taką instytucją będzie Kościół. Pompowanie go w zamian za dostęp do wszystkich ambon wcale nie ustało – w ostatni weekend zakonnicy na Jasnej Górze pozwolili Nawrockiemu wygłosić kazanie do kibiców.
Konfederacja może kusić jakąś wizją rządów silnej ręki albo centralnie sterowaną gospodarką, którą ostatnio chwalił Krzysztof Bosak. A że to się nijak ma do ich deklarowanych poglądów wolnorynkowych? Jako wyznawcy „wolności słowa” konfederaci mogą mówić to, co chcą słyszeć ludzie.
Czy Rafał Trzaskowski udźwignie lodówkę? Tak, ale tylko pełną
czytaj także
Lewica, która od wieków mówi o silnym państwie, będzie spójniejsza i bardziej wiarygodna, pod warunkiem że opanuje temat i będzie celować zrozumiałymi komunikatami w widoczne lęki. Niekoniecznie obiecując, że rozprawi się z bankami, albo podniesie podatki, bo ten język „na nie” trafi do garstki zbuntowanych.
Mówiąc o ekonomii, Lewica ma szansę rzucić wyzwanie Konfederacji i powalczyć o jej wyborców. A jeśli rzuci wyzwanie Konfederacji, ominie tę rafę, na którą właśnie pakuje się Adrian Zandberg, powtarzając frazesy o konieczności stworzenia alternatywy dla zmagań PO-PiS. To samo mówi Szymon Hołownia, to mówiła Nowoczesna, Kukiz i Wiosna. Lewica walczy o młody elektorat z Konfederacją. Nawet wystawiając swoją kandydatkę, wcale nie musi walczyć z KO.
Sadura: Konfederacja widzi efekty promocji swoich polityczek [rozmowa]
czytaj także
Trudno nie patrzeć na inaugurację Wspólnego Jutra poza kontekstem wyborów prezydenckich, choć, jak się okazało, powołanie stowarzyszenia akurat teraz to raczej koincydencja niż element spójnej strategii. Powstaje w związku z tym pytanie, czy nowa inicjatywa nie będzie odczytywana przez struktury dawnego SLD jako polityczna konkurencja. To byłoby niekorzystne i niezrozumiałe. Dla szerszej publiczności już podział na Nową Lewicę i Razem był nieoczywisty, co dopiero frakcje, a wreszcie schizma w samym Razem. Magdalena Biejat będzie widziana jako reprezentantka Lewicy, a stowarzyszenie, którego trzon stanowią osoby jej najbliższe, powinno aktywnie włączyć się w kampanię.