Kraj

Bendyk: Po co Kaczyńskiemu władza

Prawo i Sprawiedliwość buduje w Polsce narodowy kapitalizm.

Ziemowit Szczerek po ostatnich wyborach na przemian oskarża i lamentuje, że daliśmy oszukać się przez Ciemnogród. I w odpowiedzi proponuje zmasowany kontratak narracją.

Ja bym jednak zaproponował zacząć od analizy materialnych podstaw reprodukcji dyskursu, czyli bardziej wprost: co stoi u podstaw sukcesu PiS? Czy rzeczywiście Jarosław Kaczyński omotał ciemny lud populistyczną demagogią, a ten podążył ku swej zgubie za charyzmatycznym Wodzem? Tak to mogło z grubsza wyglądać, jednak już rządowe nominacje pokazują rzeczywistą stawkę projektu PiS, czyli po co Prezes walczył o władzę.

Po pierwsze więc, wbrew częstym etykietom, projekt ten na pewno ma charakter narodowy, nie ma w nim jednak nic z socjalizmu. To klasyczny, nowoczesny projekt budowy narodowego kapitalizmu. Władza w nim jest potrzebna, żeby zapewnić warunki konsolidacji rodzimego kapitału i związanych z nim klas społecznych: rodzącej się burżuazji, mieszczaństwa oraz niezmiennie, taka jest bowiem polska wyjątkowość, inteligencji. Warunkiem tej konsolidacji jest zapewnienie możliwości akumulacji, czyli prawna ochrona krajowych monopoli oraz zapewnienie środków produkcji po najniższych kosztach.

Ponieważ strukturalnie nasza gospodarka ciągle daleko jest od granicy technologicznej, więc nasza pierwotna akumulacja musi się odbyć i odbywa kosztem siły roboczej oraz pracy darmowej (choćby praca dziadków przy wychowaniu dzieci). Demontaż gimnazjów i rezygnacja z obniżenia wieku obowiązku szkolnego do 6 lat doskonale przyspieszy odtwarzanie struktury klasowej i podział społeczny na burżuazję i klasę średnią, którą stać na zapewnienie edukacji, oraz proletariat. Bo wiele można mówić o gimnazjach złego, ale jedno jest faktem – doprowadziły one do likwidacji funkcjonalnego analfabetyzmu, który jeszcze w latach 90. przekraczał 20% uczniów.

Zapowiadana polityka oświatowa, choć nie znamy jeszcze jej szczegółów, ma znamiona polityki antyludowej; ewidentnie nastawiona jest na interes inteligencji i klasy średniej.

Nominacja Jarosława Gowina na stanowisko ministra nauki i szkolnictwa wyższego też nie wskazuje, by celem nowego rządu był większy egalitaryzm systemu, przeciwnie.

PiS nie wymyśla nic szczególnie nowego, proces rekonstrukcji klasowej odbywał się w Polsce, tylko że w sposób żywiołowy, więc budzący lęki i niepokój, zwłaszcza klasy średniej, która w ciągu ostatniej dekady rozwinęła się i drży, że może stracić, co zdobyła. Nadszedł czas na próbę całościowej kontroli tego procesu w ramach projektu narodowego, gdzie pokawałkowaną sferę społeczną ma zintegrować jednolita sfera symboliczna. To w narodowej narracji, karmionej sentymentalnym patriotyzmem oraz mniej lub bardziej jawną ksenofobią mają sublimować naturalne dla społeczeństwa klasowego antagonizmy. To projekt do bólu nowoczesny (i antyoświeceniowy zarazem), doskonale wpisujący się w moment dziejowy: stary świat się wali, nie wiadomo, czy i jak długo przetrwa Unia Europejska, nie wiadomo, co dalej z globalizacją, więc integrujmy narodową substancję wokół zasobów materialnych, jakie zdobyliśmy w ciągu ćwierćwiecza.

To oczywiście projekt niebezpieczny, bo polega na samospełniającej się prognozie – jeśli zaczniemy grać na rozpad Unii, to w końcu się rozpadnie. Tymczasem tylko odnowiony europejski projekt, polegający na silniejszej integracji kontynentu i mocniejszej jego demokratycznej legitymizacji, daje szansę na odzyskanie przyszłości. Suwerenizacja nie przyniesie suwerenności, tylko zamknięcie podobne jak w XVII wieku. Wtedy też elita polityczno-kulturowa w ramach konsolidacji własnych zasobów wypracowała oryginalny model społeczno gospodarczy w pełni zgodny z potrzebami kapitalistycznego centrum. I nawet wygraliśmy pod Wiedniem. Tylko że to nie my odcięliśmy kupony od tego zwycięstwa.

To projekt niebezpieczny, bo jego realizacja wymagać będzie nie tylko nieznośniej mobilizacji symbolicznej w ramach patriotycznego wzmożenia. Potrzebna będzie ciągła mobilizacja polityczna, której stawką jest sama demokracja. Stawkę tę przypomina oświadczenie czterech byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego, którzy wskazują, że prezydent Andrzej Duda nie miał prawa nie przyjąć ślubowania od nowych członków Trybunału. Czyżby Prezydent Rzeczpospolitej, strażnik Konstytucji, włączył się do partyjnej walki mającej osłabić system instytucjonalnych zabezpieczeń dla demokracji? Czy to tylko niekompetencja podobna jak ta, jaka ujawniła się w związku ze szczytem Unii na Malcie? Wołałbym, żeby to drugie, widząc jednak logikę projektu PiS, której nigdy ta partia nie ukrywała, mam obawy, że bliższa prawdzie jest pierwsza odpowiedź.

Jeśli zaś chodzi o lament Ziemowita Szczerka – nie, nie daliśmy się zrobić, tylko przespaliśmy sprawę.

Jest to skrócona wersja tekstu, który ukazał się na blogu autora Antymatrix II. Tytuł i skróty od redakcji.

 

**Dziennik Opinii nr 317/2015 (1101)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Edwin Bendyk
Edwin Bendyk
Dziennikarz, publicysta, pisarz
Dziennikarz, publicysta, pisarz. Pracuje w tygodniku "Polityka". Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012). W 2014 r. opublikował wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim książkę „Jak żyć w świecie, który oszalał”. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi w ramach DELab Laboratorium Miasta Przyszłości. Wykłada w Collegium Civitas, gdzie kieruje Ośrodkiem badań nad Przyszłością. W Centrum Nauk Społecznych PAN prowadzi seminarium o nowych mediach. Członek Polskiego PEN Clubu.
Zamknij