Prokurator chce móc podciągać sprawy polityczne pod czyn chuligański, ale nie chciał posyłać nas do więzienia, by nie wywołać szumu na arenie międzynarodowej. Na zasadzie „jesteście skazani, ale znajcie łaskę pana” – uważa Kamil Siemaszko, jeden z oskarżonych po demonstracji przeciwko warunkom panującym w „polskim Guantanamo”.
Sąd postanowił, że osoby oskarżone w procesie dziesiątki z Krosna nie trafią do więzienia. Ale na sprawiedliwy wyrok muszą jeszcze poczekać co najmniej rok.
Sprawa dziesiątki z Krosna ma swój początek 12 lutego 2022 roku, w szczycie kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy. W Krośnie Odrzańskim odbywa się demonstracja solidarności z osadzonymi w strzeżonych ośrodkach osobami migrującymi przez Podlasie do krajów Unii Europejskiej. Działa jeszcze ośrodek na poligonie wojskowym w Wędrzynie, z uwagi na panujące w nim warunki zwany „polskim Guantanamo”. Odpowiada za niego Straż Graniczna z Krosna.
W pewnym momencie demonstracja wymyka się spod kontroli. Dochodzi do wybuchu przemocy, dziesięć osób zostaje zatrzymanych. Prokuratura stawia im bardzo poważne zarzuty – między innymi napaść na funkcjonariusza w ramach czynu chuligańskiego, co w polskim kodeksie karnym jest zagrożone karą bezwzględnego więzienia. Dziesiątce z Krosna grozi od dwóch do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Polskie Guantanamo: 10 lat więzienia za protest przeciwko zamkniętym ośrodkom dla uchodźców?
czytaj także
Sprawa ciągnie się ponad trzy lata. Na ostatniej rozprawie prokurator domaga się uznania oskarżonych winnymi; zarzuca im, że działali w ramach czynu chuligańskiego, ale jednocześnie – tu zwrot w sprawie – prosi o nadzwyczajne złagodzenie kary, powołując się na słynny artykuł 60 kodeksu karnego, stosowany w sprawach, w których oskarżona osoba idzie na współpracę z organami. Wnosi o pozbawienie wolności, ale w zawieszeniu.
Dwa tygodnie później sąd wydaje wyrok. I tu kolejny zwrot w sprawie – oskarżeni zostają uznani za winnych zarzucanych im czynów, ale – zdaniem sądu – nie działali w ramach czynu chuligańskiego. Sąd wydaje wyroki od 5 do 9 miesięcy ograniczenia wolności, ale w zawieszeniu na 2 lata.
Czyli: panu prokuratorowi świeczkę, a oskarżonym ogarek.
Inwigilacja polityczna i odpowiedzialność zbiorowa
W mowie końcowej prokurator wskazywał, że pokojowa demonstracja przerodziła się w zamieszki oraz że – z przyczyn oczywistych – nie udało się zatrzymać wszystkich zamieszanych w zajścia. To dało asumpt obronie do wysnucia wniosku, że oto ma być zastosowana odpowiedzialność zbiorowa.
Obrona wskazywała, że oskarżeni nie byli zatrzymani, jak chciał prokurator, na gorącym uczynku. Część zatrzymanych nie została zidentyfikowana przez świadków – czyli poszkodowanych funkcjonariuszy, ani nie została zarejestrowana w materiałach wideo z zajść.
Zatrzymanym dziesięciu osobom przypisano więc winę za całość zdarzeń i na podstawie lichego materiału dowodowego ich skazano.
Rozmawiamy z dwójką skazanych, obroną oraz kolektywem prawnym Szpila. Mówi Kamil Siemaszko:
– Oczywiście, że zastosowano wobec nas odpowiedzialność zbiorową, na zasadzie: skoro policja kogoś złapała, to znaczy, że coś zrobił. Taką samą logikę zastosowano w mojej sprawie o blokowanie eksmisji w Nowej Soli. Wtedy również dostałem wyrok w zawieszeniu.
W Krośnie Odrzańskim Siemaszko był typowany do zatrzymania, zanim jeszcze dotarł na miejsce. Auto, którym jechał na demonstrację, było kontrolowane na wjeździe do Krosna. Policja uznała go za lidera środowiska i gdy tylko wybuchła przemoc, został zatrzymany i zabrany na komisariat.
Na biurku policjanta prowadzącego jego przesłuchanie leżały już wydrukowane jego zdjęcia z profili społecznościowych. W mowie końcowej do tego faktu odniosła się obrona, wskazując, że mamy do czynienia z inwigilacją środowisk lewicowych, a konkretnie Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Do podobnego zatrzymania Kamila Siemaszki i osób z Inicjatywy Pracowniczej doszło wcześniej w Warszawie, w szczycie strajków kobiet, 30 października 2020 roku, przed wielką blokadą stolicy.
Ostatnie Pokolenie: To, co robimy, jest demokratyczną polityką [rozmowa]
czytaj także
– Sąd, wydając taki wyrok, nie chciał dopuścić do kompromitacji prokuratury – uważa Siemaszko. – Zwróćmy uwagę na kontekst lokalny. Przecież w Krośnie Odrzańskim wszyscy się znają, a sąd od prokuratury dzieli jedno piętro. Gdyby wyrok był sprawiedliwy, czyli nas uniewinniający, dla prokuratora Jakuba Majcherka byłaby to totalna porażka zawodowa.
W podobnym tonie wypowiadał się na ostatniej rozprawie obrońca oskarżonych, mec. Marcin Czachor, który wskazywał, że wybieg prokuratury to nic innego jak rozpaczliwe ratowanie honoru i twarzy.
– Podtrzymuję – mówi już po wyroku mec. Czachor. – Wnioski prokuratora nie były ani spójne, ani logiczne. Wnosił o uznanie, że oskarżeni popełnili zarzucane im czyny w warunkach czynu chuligańskiego, a jednocześnie o zastosowanie przez sąd nadzwyczajnego złagodzenia kary. Czyli nadzwyczajne obostrzenie z jednoczesnym nadzwyczajnym złagodzeniem kary.
– Prokurator popełnił błąd już na samym początku, sięgając po opcję atomową, czyli stawiając bardzo poważne zarzuty, które gdyby zostały udowodnione, musiałyby skończyć się bezwzględną karą pozbawienia wolności. W trakcie sprawy, która ciągnie się już od trzech lat, okazało się, że nie ma mocnych dowodów na winę poszczególnych oskarżonych. Oskarżyciel mógł po prostu zrezygnować z części zarzutów, co nie jest przecież aż tak niespotykane – uważa Czachor.
Wnioskując o złagodzenie, prokurator powołał się na artykuł 60 – czyli tak, jakby oskarżeni poszli na współpracę, co oczywiście nie miało miejsca. Sąd z kolei przychylił się do uznania oskarżonych winnymi, choć zdaniem obrony nie było ku temu dostatecznego materiału dowodowego. Jednocześnie zdjął kwalifikację czynu chuligańskiego, dzięki czemu mógł wydać wyrok w zawieszeniu, nie demolując linii oskarżyciela publicznego.
„Tu nie chodzi tylko o nas, ale o wszystkich”
– Słodko–gorzkie zwycięstwo. Nie ma więzienia, a kary są. Ale my walczymy o uniewinnienie – mówi Czachor i podkreśla, że zadaniem sądu nie jest dbałość o dobre samopoczucie prokuratury, a o wydawanie sprawiedliwych wyroków.
– Prokurator chciał zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli zrobić precedens, aby sprawy polityczne mogły być podciągane pod czyn chuligański, a jednocześnie nie posyłać nas do więzienia, by nie wywoływać szumu na arenie międzynarodowej. Skazani jesteście, ale znajcie łaskę pana – ironizuje z kolei Siemaszko.
Wszyscy oskarżeni decydują się na apelacje. Także po to, aby walczyć o prawa innych protestujących, jak choćby osób aktywistycznych z Ostatniego Pokolenia, którym za oblanie pomnika warszawskiej Syrenki czy blokowanie ulic w Warszawie również grożą wyroki więzienia. – Nie myślimy tylko o sobie. Sprzeciwiamy się jakimkolwiek próbom kryminalizowania społecznego oporu – mówi Siemaszko.
czytaj także
– Pamiętajmy też o piątce z Hajnówki – zwraca uwagę Kuba, drugi z oskarżonych, z którym rozmawiamy. – Co do wyroku mam mieszane uczucia. Wiadomo, mogło być gorzej, ale nie pociesza mnie to, że wszyscy zostali skazani i że sędzia na wyrost dał każdemu z nas wyrok w zawieszeniu. Martwi mnie także, że czeka nas co najmniej półtora roku apelacji.
Sprawę wyroku dla krośnieńskiej dziesiątki komentuje także kolektyw prawny Szpila. „Trudno jednoznacznie skomentować wyrok ogłoszony w Krośnie Odrzańskim, ponieważ wciąż czekamy na jego pisemne uzasadnienie. Już na tym etapie warto jednak zaznaczyć, że cały proces od samego początku budził poważne kontrowersje” – pisze w przesłanym do nas.
Kolejny rok w zawieszeniu
Także i Szpila wskazuje na stosowanie odpowiedzialności zbiorowej oraz na chęć wywołania efektu mrożącego zarówno wśród oskarżonych, jak i szerzej, w społeczeństwie obywatelskim.
„Wątpliwości budzi również sam wymiar kary – od 5 do 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata – zastosowany wobec wszystkich dziesięciorga oskarżonych. Mimo że sytuacja każdej z tych osób była inna, zarzuty wobec nich różniły się indywidualnie – od znieważenia funkcjonariusza, przez naruszenie jego nietykalności, czynną napaść na funkcjonariusza, po udział w zbiegowisku –ostateczny wyrok zdaje się traktować ich jako grupę, jakby odpowiedzialność zbiorowa miała tu decydujące znaczenie. Taki sposób orzekania rodzi pytania o indywidualizację kary, która powinna być jednym z podstawowych założeń postępowania karnego” – czytamy w komentarzu.
Ostatnie Pokolenie: skończył się czas na grzeczne zwracanie uwagi
czytaj także
„Nie możemy też zapominać, że dla osób zaangażowanych społecznie wyrok więzienia w zawieszeniu – zwłaszcza za zarzuty tak często nadużywane jak art. 222 kodeksu karnego (naruszenie nietykalności funkcjonariusza) – ma szczególnie dotkliwe konsekwencje. Widzieliśmy to już podczas strajków kobiet w 2020 i 2021 roku, kiedy ten przepis wykorzystywano jako narzędzie represji wobec protestujących. Taki wyrok to nie tylko sankcja, ale też realny hamulec dla dalszego zaangażowania – każda z tych osób będzie musiała kilkukrotnie przemyśleć, zanim znów zdecyduje się wziąć udział choćby w zwykłej demonstracji” – czytamy w dalszej części komentarza. „Dlatego to nie koniec walki i będziemy dalej wspierać całą dziesiątkę na etapie apelacji” – zapowiadają osoby reprezentujące kolekty prawny.
Uzasadnienie wyroku poznamy za miesiąc, a najwcześniej za rok będziemy mogli śledzić przebieg apelacji. Do sprawy będziemy wracać.