Artykuł w „Newsweeku” to upiorna instrumentalizacja bólu i traumy nieletnich ofiar oraz ich rodziców na rzecz jednej centralnej aluzji: o rzekomym zamieszaniu Biedronia w sprawę.
Nabywcy poniedziałkowego wydania „Newsweeka” mogli przeżyć poważny wstrząs: temat ostatnio kojarzony raczej ze środowiskiem duchownych, czyli „afera pedofilska” (tym razem „w Słupsku”), ilustruje bowiem całostronicowe zdjęcie zafrasowanego prezydenta tego miasta, tytuł zaś uzupełnia fraza „czego nie zrobił Robert Biedroń”, co charakterystyczne – bez znaku zapytania. Prawdziwa bomba, zdawałoby się – tyle że to nie tyle bomba, co ordynarna manipulacja.
Robert Biedroń, jak wynika wyraźnie z samego tekstu, niczego nie zaniedbał, dziennikarka „Newsweeka” wcale mu tego explicite nie zarzuca. Ilustracja i tytuł (sugerujące, że artykuł będzie listą popełnionych zaniechań), a także zestawienia stronniczych wypowiedzi bez składu i sensu (zamiast dowodzenia tezy logiczną argumentacją) sugerują jednak czytelnikowi, że „coś jest na rzeczy” z rzekomym udziałem prezydenta Słupska w bulwersującej sprawie; żeby było śmieszniej, komentatorom w rodzaju Romana Giertycha to absurdalne zestawienie już posłużyło do budowy analogii z szeregiem afer pedofilskich w Kościele.
Czego dowiadujemy się z artykułu? Pracownik słupskiej placówki kulturalnej podległej miastu i ceniony instruktor tańca Paweł. K. został oskarżony o poważne przestępstwa, przede wszystkim seksualne wobec nieletnich podopiecznych, na pewien czas trafił też do aresztu. Wiele wskazuje na to, że po jego opuszczeniu próbował wywierać na dzieci nacisk, niewykluczone, że za przyzwoleniem dyrektorki ośrodka. Wiemy również, że zanim jeszcze sprawę zaczęła badać prokuratura, dotarł do dyrektorki anonimowy donos, o którym poinformowała swoją przełożoną, zastępczynię prezydenta, ale już nie – organy ścigania (do czego zobowiązuje ją polskie prawo). Zlecone jej przez wiceprezydentkę Krystynę Danilecką-Wojewódzką „postępowanie wewnętrzne” w sprawie budzi wątpliwości rodziców dzieci. Prokuratura, obok najpoważniejszych zarzutów wobec instruktora tańca, bada więc w tej sytuacji możliwość zaniedbań ze strony dyrektorki ośrodka i słupskiej wiceprezydent. Wreszcie – prezydent Biedroń dowiedział się o sprawie w maju tego roku, a więc 4 miesiące po wpłynięciu donosu i 2 miesiące po tym, jak o sprawie zawiadomiono jego zastępczynię.
W czym zatem sam Biedroń uchybił – skoro uzyskawszy konieczną wiedzę doprowadził do kontroli w ośrodku i zwolnienia oskarżanego pracownika? Trudno powiedzieć, ale na szczęście z pomocą przychodzą opozycyjni radni z PO – cytowani za artykułem z „Polityki” – dla których Biedroń ma „gębę pełną frazesów” i „na słowa krytyki reaguje agresją”, do tego radni PiS zadający retoryczne pytania („czy ratusz nie zaniedbał swych obowiązków”), wreszcie kandydatka PO na prezydentkę Słupska stwierdzająca autorytatywnie, że „chciano zamieść sprawę pod dywan”, a fakt długiej niewiedzy Biedronia o sprawie kwitująca spekulacją, że to „pewnie dlatego, że rzadko bywa w urzędzie. Jeździ po kraju i w zagraniczne delegacje”.
czytaj także
Żeby było jasne: opisana w „Newsweeku” sprawa domaga się wyjaśnienia, a oskarżenia wobec instruktora Pawła K., podobnie jak wątpliwości w sprawie postępowania urzędniczki są poważne – nie ma zresztą powodu, by prokuraturę w tej sprawie posądzać o brak gorliwości. Stwierdzenie przez nią ewentualnych błędów czy zaniechań podwładnych Biedronia będzie musiało zaowocować ostrymi cięciami. Tylko co ma piernik do wiatraka, to znaczy jaki jest – zasugerowany zdjęciem i tytułem tekstu – związek między zarzutami wobec Pawła K. a postępowaniem prezydenta Słupska?
Krytyka samego Biedronia sprowadza się do przytyków osobistych, złośliwych bądź arbitralnych uwag na temat działalności całego urzędu – zgłaszanych przez politycznych rywali, wreszcie braku kontaktów z mediami. W perspektywie łańcucha przyczynowo-skutkowego – związek jest więc żaden, a w każdym razie artykuł w „Newsweeku” na nic podobnego nie wskazuje. W perspektywie publicznego wizerunku związek jest bardzo ścisły – poprzez proste jak konstrukcja cepa skojarzenie wizualne.
W Słupskim Ośrodku Kultury dochodziło do wykorzystywania seksualnego nieletnich. Prokuratura sprawdza, czy pani wiceprezydent miasta, prawa ręka Roberta Biedronia, próbowała zamieść sprawę pod dywan. Polecam mój tekst w najnowszym "Newsweeku". pic.twitter.com/Su90rLkDZl
— Renata Grochal (@renatagrochal) August 26, 2018
Umówmy się, mało kto czyta artykuły do końca. W pamięci zbiorowej zostanie zdjęcie i nagłówek, życzliwie udostępnione przez autorkę w jotpegu na portalu społecznościowym, a potem memy i tweety, w których ktoś „tylko pyta”, czy aby dziecięcych bucików – symbolu solidarności z ofiarami księży-pedofili – nie należałoby zawiesić przy Urzędzie Miasta w Słupsku. I dlatego właśnie cały artykuł w „Newsweeku” to upiorna instrumentalizacja bólu i traumy ofiar oraz ich rodziców na rzecz jednej centralnej aluzji: o rzekomym zamieszaniu Biedronia w sprawę. Ukradł zegarek, ukradli mu zegarek, a może tylko nosi zegarek – ważne, że się kojarzy z zegarkiem.
Wiemy już jak, ale czy wiemy po co? Pozwolę sobie zastosować technikę wolnych skojarzeń i spekulacji, tak charakterystyczną dla krytykowanego przeze mnie artykułu. Wyobraźmy sobie zatem obóz polityczny, a może tylko opiniotwórczą bańkę, która ma trochę wyznawców, sporo zrezygnowanych stronników, ale nijak nie potrafi przekonać do siebie większości wyborców. Próbuje więc ich straszyć, a także szantażować moralnie – na nic, dalej nie działa. Może więc jeszcze spróbować – zwyczajnym kłamstwem, czasem tylko brudną manipulacją – zohydzić każdą, choćby tylko potencjalną dla siebie alternatywę licząc, że na wielkim bezrybiu lud uda się zmobilizować pod jednym, choćby wąskim i dziurawym dachem Zjednoczonej Opozycji.
czytaj także
Jeśli ten plan się uda, po 2019 roku opozycja będzie funduszem emerytalnym dla dawnego establishmentu i koncesjonowanym symulakrum polskiej demokracji. A czy się uda? Na szczęście nie tylko od psów zależy, czy karawana jedzie dalej.