Pijana Alicja daje się zaciągnąć nieznajomemu mężczyźnie do obskurnej toalety. Wkrótce jest i w ciąży, i w koszmarze.
Pewnej styczniowej nocy Alicja, studentka farmacji, niezbyt dobrze czuje się na imprezie w knajpie Kitsch. Na dole bawią się metale, w środku dresy, a na górze pedały. Nietrudno o awanturę. Staje w obronie napadniętego chłopaka (a może dziewczyny) i tak poznaje Kotka, fantastyczną postać, która będzie jej towarzyszyła w peregrynacjach po zwariowanym i koszmarnym świecie, w którym znajdzie się po wpadce. Wpadce do króliczej nory. Pod koniec wieczoru, pijana, daje się zaciągnąć nieznajomemu mężczyźnie do obskurnej toalety. No i bęc, wpadka, jest w ciąży. I w koszmarze. Problem jest realny, natomiast powieść to upiorna fantasmagoria. Alicja nie chce tego pasożyta, który zalągł się w jej ciele. Nienawidzi go. Nie chce być matką. Za karę atakują ją rozmaite złe moce, prześladują agresywne koty i szczury z graffiti Banksa. Odwiedza Skrobigara i jego czarodziejski ogród, aborcja jednak się nie udaje, może dlatego, że Skrobigar jest znajomym Kotka, podaje herbatkę jak u Kapelusznika, a w gabinecie ma obrazek z flamingiem.
Ciąża się rozwija, brzuch rośnie, a Alicja pogrąża się w szaleństwie. Wcale nie jest samotną, pozbawioną oparcia dziewczyną. Tylko że to oparcie ma prowadzić ją do ślubu (z mężczyzną, którego bardzo kocha) i zostania matką. Oparciem dla innej decyzji są jej majaki – Kotek, Skrobigar, nikt realny. Tak naprawdę jest zdana tylko na siebie. Przypadek Alicji można potraktować jako przypadek psychiatryczny. Poetyka snu, absurdu, urojenia towarzyszące chorobie psychicznej to bardzo trudne zadania dla pisarza. Łatwo tu o grafomanię, kicz, trudno natomiast nie zanudzić czytelnika. Autorka poradziła sobie z tym zadaniem niespodziewanie dobrze. Tekst jest zwarty, dynamiczny, sarkastyczny – to się czyta!
Nawiązania do Alicji w Krainie Czarów mogłyby się wydawać zużytym chwytem, ale dobrze służą utworowi. Przesuwają go z gatunku „świadectwo o dramacie choroby psychicznej” w kierunku literatury i groteski.
Jednak nie są to jedyne sposoby odczytania.
Wydaje mi się, że książka ta w bardzo interesujący sposób podejmuje zagadnienie aborcji. Po latach publicznych sporów i upolitycznieniu tego problemu bardzo trudno jest uniknąć łatwego zaszeregowania ideologicznego.
Połączenie aborcji, szaleństwa, groteski i odniesień do literatury dziecięcej, czyli z założenia naiwnej – chociaż Alicja w Krainie Czarów to coś dużo więcej – tworzy nową jakość w dyskursie o aborcji. Kraina Czarów, w której miota się bohaterka, staje się metaforą kultury rozpętującej antyaborcyjną panikę. Panika związana z niechcianą ciążą, koszmar nielegalnego zabiegu, wymuszone rozwiązania życiowe, brak przyzwolenia na odmowę macierzyństwa – są obecne w tej kulturze, bez względu na to, czy wszystko dzieje się tylko w głowie bohaterki, czy też jest to część jej realnego życia; czy są to objawy zaostrzającej się choroby psychicznej, czy też niechciana ciąża chorobę tę wywołała. Szaleństwo antyaborcyjnej kultury i szaleństwo bohaterki są dwiema stronami tego samego medalu. Można to nazwać syndromem antyaborcyjnym.
Jednocześnie autorka pozostawia dużą swobodę interpretacyjną, niczego nie dopowiada do końca, duszna atmosfera, jak z horroru, może pochodzić tylko z głowy bohaterki, a może być reakcją na sytuację, w której się znalazła. W istocie nie ma to znaczenia, realna jest to, co ma realny wpływ na jej zachowania i uczucia.
Po latach walki o legalną aborcję nastąpił okres zmęczenia i zniechęcenia. Zaczęliśmy – słusznie – zwracać większą uwagę na problemy kobiet, które urodziły lub pragną urodzić. Nie można jednak zapominać, że wciąż żyjemy w króliczej norze – ze Skrobigarem, katolicką hipokryzją i mistyką rodzinności.
***
Aleksandra Zielińska, Przypadek Alicji, Wydawnictwo W.A.B 2015
**Dziennik Opinii nr 99/2015 (883)