Twój koszyk jest obecnie pusty!
Rodrik: Tracimy wspólnoty
Ekonomiści chcieli nas uszczęśliwić konsumpcją. Ale coś poszło nie tak.

CAMBRIDGE – Ekonomia uczy, że miarą jednostkowego zadowolenia z życia, a raczej dobrostanu, jest ilość i różnorodność dóbr konsumpcyjnych, z których dana osoba może korzystać. Możliwości konsumpcyjne są z kolei maksymalizowane dzięki temu, że daje się firmom swobodę, której potrzebują, by korzystać z nowych technologii, podziału pracy, ekonomii skali oraz mobilności społecznej. Konsumpcja jest celem, a produkcja – środkiem do jego osiągnięcia. Rynki, a nie wspólnoty lokalne, są jednostką i przedmiotem analizy.
Trudno zaprzeczyć, że ta wizja gospodarki, skoncentrowana na konsumentach i rynku, przyniosła wiele owoców. Jeszcze za poprzedniego pokolenia nie do pomyślenia byłaby oszałamiająca różnorodność produktów w hipermarketach albo sklepach Apple, które znajdują się we wszystkich wielkich miastach świata.
Ale ewidentnie coś po drodze poszło nie tak. Ekonomiczne i społeczne podziały w naszych społeczeństwach sprowokowały szeroką reakcję gwałtownego sprzeciwu, która dotyka rozmaitych dziedzin życia i pojawia się w świecie rozwiniętym (od Stanów Zjednoczonych przez Włochy po Brazylię) oraz rozwijającym się (np. na Filipinach i w Brazylii). Ta polityczna wrzawa wskazuje, że ekonomiści najwyraźniej kierowali się nie do końca właściwymi priorytetami.
Dwie nowe książki – jedna zapowiadana, autorstwa Raghurama Rajana, a druga, wydana w tym miesiącu pióra Orana Cassa – podejmują na nowo temat dominującego światopoglądu ekonomicznego i dowodzą, że głównym priorytetem powinniśmy uczynić zapewnienie dobrej kondycji społecznościom lokalnym. Dla dobrze prosperującego społeczeństwa niezbędne są stabilne rodziny, dobre miejsca pracy, solidne szkoły, bezpieczne i liczne miejsca publiczne, duma z lokalnej kultury i historii. Tego wszystkiego nie dadzą nam ani światowe rynki, ani państwa narodowe same z siebie. Co gorsza, rynki i państwa mogą podminowywać wszystkie te wartości.
Autorzy publikacji wywodzą się z całkowicie odmiennych środowisk. Rajan jest ekonomistą na uniwersytecie chicagowskim, który sprawował wcześniej urząd szefa Banku Rezerw Indii. Z kolei Cass pracuje w centroprawicowym think-tanku Manhattan Institute for Policy Research i był głównym doradcą ds. polityki wewnętrznej republikanina Mitta Romneya podczas jego kampanii prezydenckiej. Trudno było oczekiwać, że ekonomista związany ze szkołą chicagowską albo umiarkowany republikanin będą zalecać sceptycyzm w podejściu do rynków i hiper-globalizacji. A jednak obu autorów niepokoi wpływ tych zjawisk na wspólnoty lokalne.
Rajan nazywa wspólnoty „trzecim filarem” sukcesu gospodarczego, który uważa za równie ważny co dwa pozostałe, czyli państwo i rynek. Jak pisze, niekontrolowana globalizacja może niszczyć spoiwo wspólnot lokalnych równie skutecznie co przesadnie scentralizowana władza państwowa. Cass wprost nawołuje do tego, by amerykańska polityka handlowa i imigracyjna skoncentrowała się przede wszystkim na amerykańskich pracownikach. Oznacza to, że trzeba zastosować takie środki, by lokalne rynki pracy były silne i oferowały dużo dobrej pracy za godziwe wynagrodzenie. Obaj autorzy podkreślają korzyści wynikające z handlu i odrzucają protekcjonizm Donalda Trumpa. Jednak zgadzają się też, że posunęliśmy się za daleko w hiper-globalizacji i aż do teraz zwracaliśmy za mało uwagi na koszty ponoszone przez wspólnoty lokalne.
Kiedy lokalna fabryka zostaje zamknięta, bo właściciel decyduje się na outsourcing i przekazanie produkcji podwykonawcy w innym państwie, tracimy nie tylko setki albo tysiące miejsc pracy, które przenoszą się za granicę. Skutki takiej decyzji ulegają zwielokrotnieniu, ponieważ spadają wydatki mieszkańców na lokalnie wytwarzane towary i usługi, a ten spadek boleśnie odczuwają pracownicy i pracodawcy w całej gospodarce. Samorząd odnotowuje niższe wpływy z podatków, więc ma mniej pieniędzy na edukację oraz inne usługi dla społeczności. Często w ślad za tym idą inne plagi trapiące lokalne wspólnoty: anomia, opioidy, rozpad rodzin.
Standardowa odpowiedź ekonomistów brzmi: „potrzeba więcej elastyczności na rynku pracy”. Innymi słowy, pracownicy powinni po prostu wyjechać z miejsc, gdzie panuje zapaść, i szukać zarobku gdzie indziej. Jednak, jak przypomina Cass, mobilność geograficzna powinna iść w parze z „szansą na pozostanie”. Nawet w okresach dużych migracji zdecydowana większość ludności pozostawała tam, gdzie była, a więc potrzebowała dobrej pracy i społeczności o solidnych fundamentach.
Inne wyjście proponowane przez ekonomistów to rekompensowanie, poprzez transfery socjalne i inne świadczenia, strat poniesionych w wyniku przemian gospodarczych. Nawet pomijając kwestię wykonalności takich transferów, jest rzeczą wątpliwą, czy są rozwiązaniem problemu. Bezrobocie odbije się niekorzystnie na indywidualnym i zbiorowym poczuciu zadowolenia z życia (dobrostanu), nawet jeśli konsumpcja zostanie podparta dotacjami pieniężnymi.
W ostatecznym rozrachunku tylko tworzenie miejsc pracy i rozszerzanie rynku zatrudnienia może tchnąć nowe życie w lokalne wspólnoty. Cass proponuje pobudzać zatrudnienie przez dopłaty do wynagrodzeń. Rajan podkreśla rolę liderów lokalnej społeczności, którzy mogą mobilizować środki, jakimi dysponuje dana wspólnota, a także pobudzać zaangażowanie społeczne mieszkańców i tworzyć nowy wizerunek – a to wszystko w kontekście życzliwszej polityki państwa oraz mocniej uregulowanej globalizacji.
Inni ekonomiści wzywają do tworzenia programów regionalnych skupionych na pobudzaniu produkcji, a także do zacieśniania partnerstwa między uniwersytetami a miejscowymi pracodawcami. Jeszcze inni zalecają zwiększenie lokalnych wydatków publicznych, na przykład na programy szkolenia zawodowego dla małych i średnich przedsiębiorstw.
Nie mamy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, które z tych rozwiązań daje najlepsze rezultaty. Postęp będzie wymagać jeszcze wielu koncepcyjnych eksperymentów. Ale sytuacja wymaga szybkiego działania. Tym bardziej, że trendy, które obecnie obserwujemy w rozwoju technologii, grożą pogłębieniem problemów społeczności lokalnych. Nowe technologie cyfrowe zwykle wykazują efekt skali oraz efekt sieciowy, które sprzyjają koncentracji, a nie lokalizacji produkcji. Zamiast dyfuzji zysków, tworzą rynki oparte na zasadzie „zwycięzca bierze wszystko”. Globalizacja sieci produkcyjnej dodatkowo wzmacnia takie tendencje.
To, jak uda nam się zrównoważyć wspomniane siły z potrzebami wspólnot lokalnych, zdeterminuje nie tylko naszą przyszłość ekonomiczną, ale także środowisko społeczne i polityczne. Jak pokazują Cass i Rajan, ekonomiści dłużej nie mogą ignorować tego problemu.
**
Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.
















