Oto pięć wniosków, które na temat decyzji Salwadoru wyciągnęli nie dyskutanci z amerykańskiego Twittera, lecz ludzie z regionu.
W zeszłym tygodniu parlament Salwadoru uznał tę najbardziej znaną kryptowalutę za legalny środek płatniczy. Za trzy miesiące będzie można za pomocą bitcoinów regulować wszystkie zobowiązania, płacić podatki, spłacać zaciągnięte wcześniej w dolarach długi. Sprzedawca nie będzie miał prawa odmówić ich przyjęcia, o ile tylko będzie miał techniczną możliwość obsłużenia internetowej transakcji.
Reakcja europejskich mediów była do bólu przewidywalna. Dobrze słyszalny był głos entuzjastów kryptowalut, którzy decyzję władz Salwadoru obwieścili zwiastunem rychłego zwycięstwa bitcoina nad siłami prasy drukarskiej i pieniądza papierowego. Pojawiały się też typowe uwagi krytyczne, koncentrujące się na olbrzymim śladzie węglowym infrastruktury utrzymującej przy życiu protokół najpopularniejszej waluty.
Z tych sensacyjnych doniesień niewiele jednak dało się wynieść na temat tego, co właściwie i dlaczego wydarzyło się w Salwadorze.
Ostatnie dni spędziłem więc na lekturze największych salwadorskich gazet („La Prensa Gráfica” oraz „El Diario de Hoy”), przeprowadziłem też rozmowę z Ricardo Barrientosem, ekonomistą Instituto Centroamericano de Estudios Fiscales.
Ricardo Barrientos o wprowadzeniu Bitcoina w Salwadorze
Jeszcze kilka tygodni temu sam mówiłem w Radio TOK FM , że nie wyobrażam sobie, żeby jakiekolwiek państwo przyjęło Bitcoina za swoją walutę. A jednak. W zeszłym tygodniu parlament Salwadoru uczynił bitcoiny legalnym środkiem płatniczym. Za pomocą bitcoinów będzie można regulować wszystkie zobowiązania, płacić podatki, spłacać zaciągnięte wcześniej w dolarach długi. Sprzedawca nie będzie miał prawa odmówić przyjęcia kryptowaluty, o ile tylko będzie miał techniczną możliwość obsłużenia internetowej transakcji. Z europejskich mediów niewiele można było się na ten temat dowiedzieć, ostatnie dni spędziłem więc na lekturze największych salwadorskich gazet, przeprowadziłem też rozmowę ze środkowoamerykańskim ekonomistą, Ricardo Barrientosem (fragment wrzucam tutaj w formie wideo). Pełne wnioski z tych lektur i rozmów publikuje dzisiaj Krytyka Polityczna. Tutaj na szybko zaznaczę tylko kilka najważniejszych spraw: 1️⃣Decyzja władz Salwadoru została podjęta bez jakiejkolwiek debaty publicznej. Ludzie na miejscu są zagubieni. Nie wiedzą ani dlaczego Bitcoin ma być ich nową walutą, ani co konkretnie będzie to oznaczać. Dyskusja przed głosowaniem w parlamencie trwała zaledwie 20 minut. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że długość dyskusji była adekwatna do długości prawa, które zostało spisane na jednej kartce papieru, i wygląda bardziej jak konspekt ustawy, niż ustawa projektująca nowy system monetarny. Tryb wprowadzania tego prawa, który można nazwać strategią YOLO, dobrze wpisuje się w autorytarny styl sprawowania władzy przez prezydenta Bukele, ale nie daje żadnej jasności obywatelom i obywatelkom Salwadoru, którzy nie wiedzą dzisiaj, jak ma w praktyce działać Ley Bitcoin. 2️⃣ Można domyślać się, że celem Bukele jest zbudowanie w Salwadorze raju podatkowego do biznesu krypto. Z punktu widzenia ekonomistów z regionu byłby to oczywiście scenariusz szkodliwy, ale nie najgorszy z możliwych. Według raportu Instituto Centroamericano de Estudios Fiscales prawdziwe zagrożenie leży nie w powstaniu raju podatkowego i adopcji bitcoina przez jakąś część sektora finansowego, ale w powszechnym przyjęciu bitcoina. Olbrzymia niestabilność kursu bitcoina jest niegroźna, póki jedyną jej konsekwencją są wahania poziomu adrenaliny we krwi graczy w kryptowalutowym kasynie. Jednak szerokie przyjęcie BTC może wprowadzić tę niestabilność do realnej gospodarki, podnosząc zarówno koszty życia, jak i koszty produkcji. Paradoksalnie więc pocieszeniem może być to, że z kilku powodów trudno jest zakładać, że szerokie przyjęcie kryptowalut przez ludność Salwadoru jest prawdziwym celem rządu. 3️⃣ Na decyzję prezydenta Bukele należy patrzeć w odpowiednim kontekście. Salwador jest jednym z siedmiu państw na świecie, które nie posiadają własnej waluty – dwadzieścia lat temu zastąpił rodzimego colóna amerykańskim dolarem. Na dodatek, Salwador nie wymienił dzisiaj dolarów na bitcoiny, a jedynie uczynił bitcoina drugim (a pod pewnymi względami, drugorzędnym) środkiem płatniczym. Jest to więc decyzja trochę mniejszej rangi, niż może się w pierwszej chwili zdawać. Jednak mimo wszystko to duży news. Najbliższy rok w Salwadorze z pewnością zweryfikuje zarówno część nadziei jak i obaw, które towarzyszą kryptowalutom. Dzisiaj świętują fani krypto, ale jak zauważył salwadorski publicysta Federico Hernández Aguilar: „To nie dziwne, że entuzjaści kryptowalut przyjęli wieść o eksperymencie entuzjastycznie. To nie oni będą ponosić jego ryzyko”.Kilka minut po 16 będziemy o tym wszystkim rozmawiać z Agnieszką Lichnerowicz w Światopodgląd w Radiu TOK FM a więcej szczegółów tej historii oraz informacje o tym, jak na pomysł Bukele zareagował Międzynarodowy Fundusz Walutowy, rynki finansowe oraz salwadorscy przedsiębiorcy można znaleźć na stronie Krytyki Politycznej:https://krytykapolityczna.pl/swiat/salwador-bitcoin-komentarz/
Posted by Jędrzej Malko on Wednesday, June 16, 2021
Oto pięć wniosków, które na temat decyzji Salwadoru wyciągnęli nie ludzie z amerykańskiego Twittera, lecz ludzie z regionu:
1. Decyzja jest krytykowana jako niedemokratyczna
O planach uczynienia bitcoina legalnym środkiem płatniczym obywatele i obywatelki Salwadoru dowiedzieli się z… Twittera, po tym, jak prezydent Bukele ogłosił ten pomysł na konferencji krypciarzy w Miami. Zaledwie trzy dni później ustawa bitcoinowa zaczęła obowiązywać.
Ustawa została wniesiona do porządku obrad na moment przed zakończeniem posiedzenia parlamentu, a dyskusja przed głosowaniem zajęła zaledwie 20 minut. Decyzja władz nie została poprzedzona żadną debatą publiczną, władze nie dały ekonomistkom żadnej okazji, by przyjrzeć się potencjalnym skutkom przyjęcia bitcoina.
Prezydent Bukele nawet na tej szczątkowej debacie był nieobecny, ponieważ w trakcie głosowania zajęty był twittowaniem z przedstawicielami kryptowalutowego biznesu. Wielu komentatorów zauważa, że wszystko to wpisuje się w autorytarny styl rządzenia prezydenta Bukele, który wiosną przejął kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości i prokuraturą generalną.
czytaj także
2. Ludzie są zaniepokojeni
Nikt nie wie, co się teraz wydarzy. Ustawa została spisana na jednej kartce i wygląda bardziej jak konspekt ustawy niż właściwa ustawa.
Szukając jakiegoś sensu w decyzji rządu i odkładając na bok hipotezę, że działania Bukele są podyktowane wyłącznie jego prywatnymi interesami, można rozumieć to posunięcie jako próbę zbudowania w San Salvadorze raju podatkowego dla kryptowalutowego biznesu i ściągnięcia w ten sposób zagranicznych inwestycji z tego sektora. Świadczyć może o tym nie tylko aktywność Bukele na Twitterze, ale też to, że parlament zwolnił bitcoiny z podatku od dochodów kapitałowych.
Jako że podstawową przewagą transakcji kryptowalutowych jest ich większa anonimowość, prasa spekuluje, że Bukele może mieć na celu ściągnięcie do kraju biznesu zarabiającego na praniu brudnych pieniędzy i unikaniu podatków. Komentatorki obawiają się, że jeżeli ten scenariusz się ziści, zapłacą za niego zwykli przedsiębiorcy.
W ostatnich latach na świecie nasilają się jednak starania, aby zwiększyć transparentność międzynarodowych transakcji i ograniczyć swobodę działania rajów podatkowych. Otwarte lekceważenie tych starań przez Salwador może skończyć się tym, że zupełnie tradycyjne przedsiębiorstwa będą musiały wkrótce udowadniać zagranicznym kontrahentom, że nie są tylko frontami dla terrorystów czy handlarzy ludźmi, a to przełoży się na wyższe koszty np. pozyskiwania zagranicznego finansowania.
Grela: Nie tylko bitcoin. Faircoiny, solarcoiny, bananacoiny i inne kryptowaluty
czytaj także
3. Niestabilność realnej gospodarki
Według raportu Instituto Centroamericano de Estudios Fiscales prawdziwe zagrożenie leży nie w powstaniu raju podatkowego i adopcji bitcoina przez jakąś część sektora finansowego, ale w powszechnym przyjęciu bitcoina.
Olbrzymia niestabilność jego kursu jest niegroźna, póki jedyną jej konsekwencją są wahania poziomu adrenaliny we krwi graczy w kryptowalutowym kasynie. Jednak szerokie przyjęcie BTC może wprowadzić tę niestabilność do realnej gospodarki, podnosząc zarówno koszty życia, jak i koszty produkcji.
Bukele obiecał utworzenie państwowego funduszu o wartości 150 milionów dolarów, który ma pośredniczyć w wymianie dolarów na bitcoiny i minimalizować ryzyko kursowe. Brzmi rozsądnie, dopóki nie zdamy sobie sprawy, że nie dość, że jest to o wiele za mała kwota, żeby skutecznie stabilizować kurs najpopularniejszej kryptowaluty, to jeszcze jest to publiczna dotacja dla bitcoinowego biznesu fundowana przez podatników (a system podatkowy w Salwadorze jest oczywiście regresywny).
Paradoksalnie pocieszeniem może być to, że trudno jest zakładać, że szerokie przyjęcie kryptowalut przez ludność Salwadoru jest prawdziwym celem rządu. Nawet ich zwolennicy przyznają bowiem, że do roli cyfrowej gotówki lepiej od bitcoina nadają się inne kryptowaluty w rodzaju Bitcoin Cash (którego przewagą są niższe koszty transakcyjne) czy różnych stablecoinów (czyli kryptowalut opartych na tej samej technologii, ale utrzymujących stabilny kurs do dolara).
4. Królik z kapelusza
Pomysł wprowadzenia bitcoina jako waluty zaskoczył nie tylko Salwadorczyków, ale też Międzynarodowy Fundusz Walutowy, z którym rząd Bukele negocjuje właśnie uruchomienie nowej linii kredytowej. Analityczki MFW dowiedziały się o tym jak cała reszta świata – z Twittera. I, jak można sobie wyobrazić, nie były zachwycone.
W opowieść o świetlanej przyszłości Salwadoru pod znakiem bitcoina nie uwierzyli też zagraniczni inwestorzy, w wyniku czego w zeszłym tygodniu znów spadły ceny salwadorskich obligacji, podnosząc i tak już wysokie koszty obsługi długu publicznego (spread między obligacjami Salwadoru a USA wynosi dzisiaj mniej więcej 6–7 punktów procentowych, dwa razy więcej niż średni spread dla państw Ameryki Środkowej i Południowej).
Próby zabezpieczenia linii kredytowej w IMF nie wzięły się znikąd. W ubiegłym roku z powodu skupywania długu publicznego rezerwa walutowa Salwadoru stopniała o ponad jedną trzecią. Jak mówi Ricardo Barrientos: „To nie jest dobry czas na tego typu zabawę”.
Reddit, Robinhood i GameStop, czyli jak nie było rewolucji na Wall Street
czytaj także
5. Protestuje też salwadorski biznes
O ile bowiem można sobie wyobrazić względnie bezbolesną sprzedaż detaliczną za bitcoiny (jeśli sprzedawca po każdej transakcji natychmiast dokona przewalutowania na dolary, ryzyko kursowe jest minimalizowane), o tyle przedsiębiorcy wskazują, że nie da się prowadzić w ten sposób biznesu.
Raúl Alfaro, prezes ASDIC, czyli największego związku transportowego Ameryki Centralnej, tłumaczy, że płatności B2B są ze swojej natury rozciągnięte w czasie. Dziś klient płaci zaliczkę, pierwszą ratę po miesiącu, kiedy kontener z towarem dotrze na miejsce, a kolejną za dwa miesiące, po sprzedaży towaru. Alfaro wskazuje, że ogromna zmienność kursu bitcoina powoduje, że tego rodzaju transakcje będą po prostu niemożliwe.
Dla każdego, kto ma jakiekolwiek pojęcie o tym, jak wyglądają rozliczenia między firmami, jest to oczywiste. Wygląda jednak na to, że Bukele tego pojęcia nie ma, o czym mówił w zeszłym tygodniu z rozbrajającą szczerością: „Nie wiem, jakie są tego ograniczenia, rzeczy dzieją się szybko, uczymy się czegoś każdej minuty, naprawdę nie wiem, co to wszystko znaczy ani gdzie są ograniczenia”.
**
Jeszcze kilka tygodni temu sam mówiłem publicznie, że nie wyobrażam sobie, żeby jakiekolwiek państwo przyjęło bitcoina za swoją walutę. Jednak Salwador właśnie to zrobił.
Można oczywiście lekceważyć tę decyzję, wskazując na wyjątkowe okoliczności. Salwador jest bowiem jednym z siedmiu państw na świecie, które nie posiadają własnej waluty – dwadzieścia lat temu zastąpił rodzimego colóna amerykańskim dolarem. Na dodatek Bukele nie zastąpił dziś dolara bitcoinem, a jedynie uczynił go drugim (a pod pewnymi względami, drugorzędnym) środkiem płatniczym.
Jednak niezależnie od tych okoliczności zarówno entuzjaści krypto, jak i ich krytycy powinni obserwować sytuację w Salwadorze. Wiele z towarzyszących kryptowalutom obaw i nadziei zostanie tam w tym roku zweryfikowanych.
Dzisiaj świętują fani krypto, ale jak zauważył salwadorski publicysta Federico Hernández Aguilar: „Nie dziwi to, że entuzjaści kryptowalut przyjęli wieść o eksperymencie entuzjastycznie. To nie oni będą ponosić jego ryzyko”.
Raport Instituto Centroamericano de Estudios Fiscales dostępny jest tu.