To głównie kobiety są „niezbędnymi pracownikami” na pierwszej linii frontu walki z pandemią. Choć to od nich zależy reprodukowanie się społeczeństw, nasz obecny i przyszły dobrostan, projektowane scenariusze nie uwzględniają jednak ich istotnego wkładu w gospodarkę przyszłości.
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
Recepty na to, jak powinna wyglądać gospodarka po pandemii COVID-19, multiplikują się, a w prognozach, często sprzecznych, trudno się dziś właściwie rozeznać. Dominują w nich dystopijne scenariusze wskazujące na wieloletni kryzys, ale również pojawia się coraz więcej głosów za dokonaniem rzetelnego rachunku sumienia dotyczącego wspierania superkapitalizmu, który eskaluje ogromne nierówności.
czytaj także
Za przesunięciem wagi z konsumpcjonizmu i wynikającego z niego marnotrawstwa zasobów na dobrostan wszystkich obywateli, poprzez m.in. lepszą redystrybucję czy zapewnienie wysokiej jakości usług publicznych, opowiadają się w znacznej mierze ekonomiści publikujący przeróżne, ale jednak spójne manifesty: np. polski „Regeneracja zamiast tarczy” czy głośny ostatnio w mediach, podpisany przez ponad 3000 naukowców z 600 uczelni na świecie „Work: Democratize, Decommodify, Remediate”:
czytaj także
Główny nacisk kładziony jest w nich na ograniczone możliwości eksploatowania planety i wynikającą z tego konieczność budowania zrównoważonej gospodarki dla wszystkich. Cele te mogłyby zostać osiągnięte poprzez: bardziej demokratyczne formy kierowania przedsiębiorstwami (włączanie pracowników w podejmowanie decyzji – w miejsce dotychczasowego traktowania ich tylko jako „zasobu”), odtowarowienie samej pracy (praca osób, które codziennie narażają swoje życie i zdrowie, aby nas leczyć czy zaopatrywać w niezbędne produkty, jest czymś więcej niż tylko towarem poddanym rygorom rentowności) oraz regenerację środowiska w miejsce jego dalszego niszczenia. Trudno nie zgodzić się z tymi postulatami.
Kobiety u podstaw gospodarki
Jednak, mimo że w manifestach tych rola kobiet (a także mniejszości, w tym przede wszystkim migrantów) jest podkreślana, to brakuje uwagi medialnej skierowanej na dotychczas niedocenianą i nisko opłacaną pracę opiekuńczą, od której – podczas pandemii, a także w przyszłości, aby społeczeństwa mogły trwać i się reprodukować – wszyscy jesteśmy zależni.
czytaj także
Genderowy wymiar naszego codziennego życia nadal umyka analizom i wskaźnikom gospodarczym nawet w tym trudnym czasie zagrożenia, mimo że w pierwszych szeregach „niezbędnych pracowników” to kobiety stanowią większość: w grupie zawodowej lekarzy wśród osób pracujących bezpośrednio z pacjentem w Polsce jest ich ponad 50 procent, w grupie zawodowej farmaceutów ponad 83 procent, nie wspominając o pielęgniarkach i położnych. Kobiety pracujące w zawodach powiązanych z opieką to także nauczycielki (ponad 80 procent wszystkich nauczycieli), wychowawczynie przedszkolne czy żłobkowe (tu mężczyzn praktycznie nie ma), personel domów opieki dla seniorów, świetlic i osoby dochodzące – udzielające wszelkiej pomocy osobom starszym lub z niepełnosprawnościami.
czytaj także
Jeśli mówimy o opiece, której nie da się zastąpić robotami, jak chcieliby orędownicy rewolucji przemysłowej 4.0 (np. Ray Kurzweil, autor książki Nadchodzi osobliwość), to potrzebujemy jej nie tylko w dzieciństwie czy na starość, ale w różnych momentach naszego życia. Szczególnie teraz, gdy np. mieszkamy sami (w Warszawie jest to co trzecie gospodarstwo domowe), z dala od rodziny i bliskich.
Gdy zarazimy się wirusem SARS-CoV-2, z dnia na dzień zostaniemy zamknięci w domu, aby odbyć obowiązkową kwarantannę. Jednocześnie możemy zostać bez pomocy i niezbędnych do życia produktów, a czas oczekiwania na dostawę towarów ze sklepów spożywczych na początku epidemii przekraczał nawet trzy tygodnie. Jak więc zaopatrzyć się w tej trudnej sytuacji? Godne uznania są inicjatywy typu „Widzialna Ręka” – czyli grupa wzajemnej pomocy, która powstała na Facebooku w czasie pandemii. Według jej założycieli aż 80 procent zarejestrowanych w niej osób to kobiety.
Czy nie byłoby pięknie, gdyby ta „widzialna ręka” (w języku ekonomii jest to ręka państwa, w przeciwieństwie do „niewidzialnej ręki” będącej metaforą działania rynku) pomagała nam w trudnych chwilach zawsze wtedy, gdy dotykają nas skutki społecznych czy indywidualnych kryzysów? Czy dzięki temu nie poprawiłaby się jakość naszego życia? Czy nie bylibyśmy spokojniejsi wiedząc, że nie musimy się martwić o elementarną pomoc, gdy będziemy starsi, a także o naszych bliskich i ich dobrostan?
Tworzenie miejsc pracy „użytecznych społecznie” w ramach gwarancji zatrudnienia jest naczelnym postulatem feministycznych ekonomistek. Prace te, oczywiście, nie oznaczają tylko opieki, do której również potrzebne są specyficzne umiejętności i wiedza, lecz także np. sadzenie drzew, dozorowanie boiska szkolnego, wykonywanie podstawowych renowacji i innych prac uznanych lokalnie za potrzebne; jednak w tym krótkim tekście chciałabym skupić się przede wszystkim na opiece.
Ile może kosztować brak opieki dla najmłodszych, mogliśmy się przekonać śledząc sytuację, gdy w obliczu pandemii z jednej strony zamknięto żłobki i przedszkola (a przecież pensje pracowników tych instytucji były nadal wypłacane, również w ramach „postojowego”), z drugiej strony gwałtownie rosła liczba wniosków o „dodatkowe świadczenie opiekuńcze”, które oferowały kolejne „tarcze antykryzysowe” (jeszcze w marcu złożono 41,5 tysiąca wniosków) wypłacane z budżetu państwa, a z trzeciej – sytuacja ta doprowadziła do braków kadrowych np. w branżach związanych z produkcją leków i żywności.
Tym samym strata związana z odejściem rodzica (głównie kobiety) z rynku pracy na rzecz zajmowania się małym dzieckiem miała charakter lawinowy. Nie uwzględniam tu rozwoju dziecka i jego utraconych kompetencji, gdyż przedszkola to dziś nie tylko opieka, ale i edukacja (ang. educare) oraz nabywanie społecznych umiejętności w swojej grupie rówieśniczej. Biorąc pod uwagę powyższe argumenty, można wnioskować, że zinstytucjonalizowana opieka jest kluczowym elementem funkcjonowania współczesnych gospodarek. A przecież zapotrzebowanie na nią będzie rosło. Nie tylko z uwagi na dzieci, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że nasze społeczeństwa się starzeją.
Opieka się opłaca
Tu dochodzimy do sedna sprawy – czyli niezbędnych inwestycji w „infrastrukturę społeczną”, to jest przede wszystkim w dobrej jakości i dostępną opiekę, która powinna być naczelnym postulatem popandemicznej przyszłości. Dlaczego jest to również najlepsza inwestycja? W 2016 roku, jako międzynarodowy zespół badawczy, którego byłam członkinią, przygotowywaliśmy szacunki dla siedmiu krajów OECD, porównując dwa rodzaje inwestycji mających pobudzić gospodarkę w czasie recesji: inwestycje 2 procent PKB w „infrastrukturę fizyczną”, czyli budowanie domów, dróg, mostów itd. vs. inwestycje 2 procent PKB w „infrastrukturę społeczną”, czyli opiekę nad osobami starszymi, osobami z niepełnosprawnościami i przedszkolną.
Sprawdzaliśmy, w jakim stopniu takie inwestycje przełożą się na zatrudnienie w wyżej wymienionych sektorach oraz jaki wystąpi efekt mnożnikowy – czyli jak wzrośnie zatrudnienie w innych sektorach, powiązanych z tym, na który nastąpiły nakłady. Wyniki były zaskakujące – np. w Stanach Zjednoczonych całościowe efekty takiej inwestycji były prawie dwukrotnie wyższe dla nakładów na sektor opieki (wzrost zatrudnienia o 6,1 punktów procentowych w całej gospodarce, a po inwestycji w sektor budowlany wzrost jedynie o 3,5 punktów procentowych). Najmniejsze różnice były w Japonii, lecz także na korzyść sektora opieki (wzrost zatrudnienia o 4,3 p.p. po inwestycji w sektor opieki i 3,8 p.p. po inwestycji w sektor budowlany).
czytaj także
Oczywiście, taka inwestycja ma również przełożenie na wzrost gospodarczy, a przecież wielu analitykom głównie na nim zależy. Tu, ponownie, najwyższe przełożenie inwestycji w wysokości 2 procent PKB miałoby miejsce w Stanach Zjednoczonych (nakłady na tworzenie miejsc pracy w sektorze opieki i wynikający z nich wzrost w innych sektorach przełożyłyby się na wzrost PKB o prawie 8 procent, zaś inwestycje w sektor budowlany zagwarantowałyby wzrost o 7 procent), najniższe w Danii (wzrost PKB o 4,8 procent dla inwestycji w opiekę i 4,9 procent przez inwestycje w sektor budowlany).
Co więcej, tworzenie nowych miejsc pracy w ramach gwarancji zatrudnienia w sektorze opieki pomogłoby rozwiązać także wiele problemów gospodarczych i społecznych, przed którymi stoją współczesne społeczeństwa, a które kryzys COVID-19 szczególnie unaocznił. Są to: niska produktywność, deficyt opieki, zmiany demograficzne, a także nierówność płci w pracy produkcyjnej i nieodpłatnej, wykonywanej na rzecz gospodarstw domowych.
W prasie pojawia się obecnie wiele informacji o wznowieniu inwestycji budowlanych w całym kraju. Czy nie należałoby pomyśleć również o nowej popandemicznej rzeczywistości, która przybrałaby bardziej integracyjny model rozwoju? O długofalowych inwestycjach w sektor opieki i tym samym w wysoką jakość życia wszystkich obywatelek i obywateli? Sądzę, że byłby to pozytywny scenariusz, którego wszyscy potrzebujemy, a który jednocześnie jest spójny z przedstawionymi na początku tego artykułu manifestami.
Przesunięcie z konsumpcji dóbr fizycznych na dobra niematerialne byłoby, jak w tytule tego artykułu, bezsprzecznie najbardziej opłacalną inwestycją.
**
dr Zofia Łapniewska – feministyczna ekonomistka, adiunktka w Katedrze Ekonomii Instytucjonalnej i Polityki Gospodarczej Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 2012-16 przebywała na stażach podoktorskich m.in. na Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie i London School of Economics and Political Science. Zajmuje się naukowo dobrami wspólnymi, kooperatywami i ekologią z perspektywy ekonomicznej i gender.
Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.
Spięcie: Pandemia Covid-19