Nowy obrus, lśniące sztućce, dużo świeżych przypraw. Tylko potrawa już dawno przeterminowana. Rząd PiS-u chce zmienić całą Polskę w Specjalną Strefę Ekonomiczną. O średniowiecznych tradycjach odnawianych przez ministra Morawieckiego pisał już na naszych łamach Filip Konopczyński, dziś Michał Pytlik pisze o nieco nowszych doświadczeniach z SSE.
Benjamin Franklin mówił, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Nowe propozycje Mateusza Morawieckiego sugerują, że chyba jednak tylko śmierć. Wicepremier zapowiada bowiem zwolnienia z podatku CIT w całym kraju – inwestycje o wartości co najmniej 200 tys. złotych mają się nimi cieszyć przez nawet 20 lat. Specjalne Strefy Ekonomiczne przestają być specjalne: taką strefą potencjalnie może być cały kraj.
czytaj także
Od przegłosowania ustawy o specjalnych strefach ekonomicznych mijają w tym roku 23 lata. W tym czasie dowiedziono wielokrotnie, że instrument ten nie spełnia pokładanych w nim nadziei. W zamyśle miał łagodzić najbardziej drastyczne skutki przemian gospodarczych lat 90.
Jeden z ostatnich epizodów tego wieloletniego serialu miał miejsce w Opolu. Do Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej (której Opole jest podstrefą) ściągają kolejni inwestorzy. Władze miasta przecinają wstęgi, bo nowe miejsca pracy mają być dźwignią rozwoju wyludniającego się regionu. Prezydent Opola powołuje się na statystyki, zgodnie z którymi bezrobocie w mieście jest najniższe w historii, a płace „w sektorze przedsiębiorstw” od dwóch lat wzrosły o 13%.
Tyle tylko, że mniej optymistyczne opinie o firmach ze strefy są łatwo dostępne w Internecie. Byłe i obecne pracownice i pracownicy narzekają zwłaszcza na zarobki i warunki. Można też znaleźć konkretne oferty pracy. I tak np. chiński producent lamp ledowych Hongbo zachęca do ubiegania się o stanowisko asystenta dyrektora. Wymaga doświadczenia w administracji, biegłej znajomości języka angielskiego, odporności na stres w pracy dwuzmianowej. Proponowana pensja: około 1500 zł na rękę. Wkrótce potem pojawia się następna oferta w tej samej firmie: wykwalifikowana i kierownicza praca lidera zespołu z doświadczeniem w administracji i biegłym angielskim wyceniona zostaje na około 1800 zł na rękę.
Kolejny news wiąże się z firmą International Automotive Components, producentem kokpitów samochodowych. Ma zatrudnić ponad 500 osób. Nawet lokalni politycy związani z SLD określili tę inwestycję jako „bombę”. Rekrutacją i zatrudnieniem ma się zająć jeden z największych pośredników pracy w Polsce, który już zapowiedział, że zatrudni licznych w Opolu Ukraińców. To ta sama firma, która w fabryce Amazona zasłynęła niewypłacaniem świadczeń chorobowych po wypadkach w pracy. Skorzystanie z pośrednictwa pracy najpewniej spowoduje ominięcie ustawowych wymogów, zgodnie z którymi każda firma w strefie ekonomicznej ma obowiązek zatrudnienia ludzi na umowę o pracę.
W międzyczasie miastem wstrząsnęła historia spoza strefy, którą ujawniła Katarzyna Duda z Ośrodka Myśli Społecznej im. Lassalle’a. Ochroniarze zabytkowego folwarku dostawali od firmy, która wygrała przetarg miejski, 1,19 zł (!) za godzinę pracy. Firma Neo Group rekrutowała ich spośród bezdomnych. Badaczka (i była działaczka opolskiego SLD), powołując się na ich zeznania, informowała, że pracownicy nie mieli dostępu do elektryczności ani do wody pitnej – pili deszczówkę. Władze miasta zerwały kontrakt z firmą, ale wcześniej ignorowały ostrzeżenia Państwowej Inspekcji Pracy w tej sprawie. W swym raporcie warunki pracy oceniła ona jako urągające standardom cywilizacyjnym. Umowę zerwano dopiero po publicznym nagłośnieniu sprawy, po ponad roku.
Te oraz inne przypadki stały się powodem interwencji opolskiej lewicy. 31 sierpnia 2017 roku. Partia Razem, Zieloni i Unia Pracy referowały przed Radą Miasta i prezydentem projekt uchwały obywatelskiej, tzw. Kontrakt Społeczny dla Pracowniczek i Pracowników w Opolu (patrz powyższe wideo od 02:24:44). W uchwale intencyjnej domagano się, by prezydent Opola podczas rozmów z potencjalnymi inwestorami kładł nacisk na trzy kwestie: firmy objęte zwolnieniami z podatków powinny płacić swym pracownikom minimum 70% średniej krajowej, wszystkie pracownice i pracownicy mieliby być zatrudnieni na umowę o pracę zgodnie z wymogami Kodeksu Pracy (obecny proceder wynajmowania pośredników pozwala zgrabnie ominąć ten ustawowy wymóg), a także objęci pakietem socjalnym. Zebrano wymaganą liczbę podpisów, uchwała była procedowana podczas sesji Rady Miasta.
czytaj także
Partie lewicy wyszły z założenia, które ponoć bliskie jest dziś rządowi Prawa i Sprawiedliwości: Polska musi wstać z kolan. Dotychczas bowiem władze Opola godziły się na każdą ofertę. Stawianie jakichkolwiek warunków zagranicznym inwestorom nie wchodziło w grę. Na spotkaniu jednej z komisji opiniujących uchwałę prezydent przyznał wprost, że na selekcję wśród inwestorów jeszcze nie czas.
Uchwała została odrzucona zdecydowaną większością głosów. W przestrzeni publicznej oraz na sesji pojawiały się rozmaite zarzuty. Przedstawicieli wnioskodawców oskarżano o próbę rozsadzenia samorządu, o kłamstwa, o łamanie prawa (uchwałą intencyjną!), o tęsknotę za PRL-em i Koreą Północną, a nawet o ksenofobię wobec Chińczyków. Radne i radni twierdzili, że pojawiająca się w strefie naturalna konkurencja spowoduje podniesienie się zarobków i polepszenie warunków pracy. Słowem: wolny rynek naprawi problemy, które spowodował.
Przykład Opola wyróżnia to, że działania w strefie spotkały się z jakimkolwiek oporem i pozytywną kontrpropozycją. Historia funkcjonowania opolskiej podstrefy nie stanowi jednak wyjątku. Koncern Dell, choć dostał 200 mln zł dotacji i obietnicę rozbudowy autostrady A1 na rubieżach Łodzi, przeniósł swą siedzibę do Warszawy, żądając w związku z tym rozszerzenia łódzkiej SSE. W Wałbrzychu pracownicy fabryki Toyoty zastrajkowali, bo nie dostali żadnych podwyżek mimo rekordowych zysków firmy. O ciężkich warunkach pracy kobiet w Tarnobrzeskiej SSE pisała z kolei dr Małgorzata Maciejewska. Pracownice tamtejszego przemysłu mówiły wprost: tu nie chorujesz, bo wylecisz. Wystarczy kilka chwil spędzonych z Google, by przekonać się, że przykładów patologii ze stref ekonomicznych w całej Polsce jest bez liku.
Błąd w myśleniu o strefach ekonomicznych nie sprowadza się jedynie do problemów wolnego rynku: strefy są bowiem przykładem dość szeroko zakrojonej interwencji państwowej. W Opolu na uzbrojenie terenu dla firm lokujących się w podstrefie do tej pory wydano około 15 mln zł. Nawet przyjmując za punkt wyjścia paradygmat wolnorynkowy, jest jasne, że strefy ekonomiczne stanowią nieuczciwą konkurencję wobec tych przedsiębiorców, którzy uczciwie płacą wszystkie podatki.
Dr Iwo Augustyński z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu (oraz członek Rady Krajowej Razem) poddał weryfikacji podstawowe twierdzenia leżące u podstaw utworzenia w Polsce stref ekonomicznych ponad 20 lat temu. W większości okazały się one błędne. Nie jest prawdą na przykład, że strefy stanowią główny powód lokowania się inwestorów na danym obszarze. Więcej niż co trzeci prezes z firmy w strefie przyznaje, że i tak zainwestowałby w tym samym miejscu, a prawie połowa w ogóle nie rozważała innej lokalizacji. Firmy wolą inwestować na terenach, które są dla nich atrakcyjne z innych powodów niż zwolnienie z podatku – ważniejsza jest dla nich chociażby cena ziemi, sprawność komunikacji publicznej i lokalna podaż pracy. Wydaje się to logiczne w sytuacji, w której obowiązujący w całym kraju podatek CIT należy do najniższych w Unii Europejskiej, co rokrocznie wykazują Międzynarodowa Organizacja Pracy i Eurostat. Oznacza to, że strefa ekonomiczna jako motor rozwoju obszarów najbardziej dotkniętych transformacją się nie sprawdza.
Razem, Zieloni i Unia Pracy w Opolu zaprezentowały wspólnie instrument szeroko wykorzystywany w świecie zachodnim: klauzule społeczne. W dyskusjach o strefach ekonomicznych zazwyczaj pomija się możliwość wykorzystania tego narzędzia do poprawy standardów w sferze pracy. A warto pamiętać, że do jego stosowania wzywa Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z kwietnia 2017 r. Warto też pamiętać, że są to rozwiązania promowane przez dyrektywy Unii Europejskiej, przyjęte także przez Polskę.
Polityką wobec stref ekonomicznych wciąż kieruje naiwna wiara, że pensje i warunki pracy poprawią się, jeśli miejsc pracy będzie dużo. Jeśli jednak nie zrozumiemy, że pozycja pracownic i pracowników zależy również – a nawet przede wszystkim – od prawnej ochrony ze strony państwa, ów przykry serial będzie trwał znacznie dłużej niż 23 lata. I nie będzie miał szczęśliwego zakończenia.
***
Michał Pytlik – rzecznik opolskiego okręgu Partii Razem, jeden z inicjatorów uchwały obywatelskiej pt. Kontrakt Społeczny dla Pracowniczek i Pracowników w Opolu. Doktorant nauk o polityce w Instytucie Politologii Uniwersytetu Opolskiego.