Feministyczne debaty o świadczeniu pieniężnym dla wszystkich omawia Agata Młodawska.
Jest monotonna i uciążliwa. Jest niezbędna i niedoceniana. W najbliższych latach w związku z procesami demograficznymi zapotrzebowanie na nią będzie rosło. Kobiety w Polsce poświęcają jej średnio od 4,5 do 6,5 godzin dziennie. Praca domowa. Jej problem regularnie powraca w debatach feministycznych. Wniosek z nich na pewno jest jeden – potrzebne są zmiany.
Jednym z rozwiązań mógłby być dochód powszechny – czyli świadczenie pieniężne przyznawane wszystkim obywatelom i obywatelkom. Pozornie ta idea jest luźno związana z problematyką równości płci. Czołowi zwolennicy dochodu powszechnego jedynie mimochodem wspominali o dowartościowaniu nieodpłatnej pracy kobiet.
Nie oznacza to jednak, że zagadnienie to nie było analizowane z perspektywy feministycznej. W 2008 roku ukazał się numer czasopisma „Basic Income Studies”. Jego główne pytanie brzmiało: czy feministki powinny popierać dochód obywatelski?
Tak – odpowiedziała część autorów i autorek (m.in John Baker i Almaz Zelleke). Do tej pory wierzono, że głównym mechanizmem emancypacji kobiet jest wejście na rynek pracy i tym samym dostosowanie się do męskiego wzorca. A gdyby tak odwrócić sytuację i zachęcić mężczyzn do podejmowania prac opiekuńczych, zamieniając model pracownika na uniwersalnego opiekuna, zgodnie z pomysłem Nancy Fraser? Wprowadzenie dochodu obywatelskiego mogłoby stanowić zachętę dla mężczyzn, by bardziej angażowali się w prace domowe.
Dotychczasowe narzędzia polityki społecznej okazały się mało skuteczne pod tym względem. W praktyce kobiety dzielą dziś obowiązki domowe raczej z instytucjami państwowymi lub prywatnymi niż z własnymi partnerami. Inną strategią jest zatrudnianie pomocy domowych, pochodzących zazwyczaj z uboższych krajów, pracujących często na czarno i wyjętych spod ochrony prawa pracy (w kontekście polskim należałoby wymienić jeszcze starsze kobiety, które często pomagają w wychowywaniu wnuków).
Czy jednak wprowadzenie „pensji” za prace wykonywane w domu nie byłoby najlepszą formą ich uznania? Być może, ale wyliczenie jej i ustalenie warunków wypłacania byłoby dość karkołomnym zadaniem. Lepiej zatem poprzestać na ujednoliconym świadczeniu pieniężnym, które – w przeciwieństwie do istniejących zasiłków i pomocy dla ubogich – nie stygmatyzowałoby odbiorczyń. Ponadto otrzymywanie dochodu powszechnego nie ograniczałby w żaden sposób możliwości podjęcia pracy zarobkowej, co pomogłoby uniknąć „pułapki bezrobocia” i dylematu związanego z wyborem pomiędzy zasiłkiem a nisko płatną pracą.
Istotne jest również, że dochód powszechny (w zmniejszonej wysokości) mógłby być przyznawany również dzieciom, co zwiększyłoby dochody najuboższych gospodarstw domowych. Do tej listy zalet przedstawionych przez Bakera i Zelleke można dopisać kolejną: dochód powszechny stanowi formę dowartościowania wszystkich nieodpłatnych prac, w tym wolontariatu i działalności społecznej. Jest to istotne o tyle, że – według danych przytaczanych przez Agnieszkę Sosińską w raporcie Różowa strefa gospodarki – tego rodzaju prace są w większości wykonywane przez kobiety.
Rzecz jasna ci, którzy popierają wprowadzenie dochodu powszechnego, nie uważają, że świadczenia pieniężne same w sobie wyeliminują dyskryminację płci. Dopiero w połączeniu z czynnikami kulturowymi – takimi jak społeczna akceptacja pracy zawodowej kobiet – dochód powszechny mógłby stanowić narzędzie zmiany społecznej.
Te argumenty nie przekonują jednak przeciwniczek dochodu obywatelskiego, takich jak Barbara Bergman. Ich zdaniem wypłacanie pieniędzy wszystkim obywatelom i obywatelkom wiązałoby się z koniecznością zniesienia lub ograniczenia istniejących zasiłków, które może nie są doskonałe, ale trafiają do potrzebujących. W szczególnym stopniu dotyczy to samotnych matek, w przypadku których pieniądze z dochodu powszechnego mogą się okazać niewystarczające.
Bergman przekonuje, że o ile wejście kobiet na rynek pracy zarobkowej było mechanizmem emancypacji, o tyle dochód powszechny może jedynie przyczynić się do wzmocnienia tradycyjnego podziału ról płciowych, w większym stopniu niż pomoc społeczna państwa.
Krytykę dochodu powszechnego z perspektywy feministycznej rozwinęła Ingrid Roybens. Według niej wraz z ustanowieniem tego świadczenia ograniczone zostaną środki na publiczne placówki opiekuńcze. Część kobiet będzie zapewne pracować w niepełnym wymiarze godzin, a ich dochody również ulegną zmniejszeniu – z uwagi na wyższe opodatkowanie i zniesienie płacy minimalnej.
Warto zauważyć, że dla Robyens „kobiety” nie są jednolitą kategorią. Wspomina, że dochód powszechny może przynieść wymierne korzyści konkretnej grupie kobiet – nieaktywnym zawodowo przedstawicielkom klas niższych. Pracownice na jego wprowadzeniu miałyby wyraźnie stracić. Zadziwiające jest jednak, że kobiety aktywne zawodowo traktuje jak grupę zróżnicowaną jedynie pod względem dochodów. I Robyens, i wcześniej wspomniane autorki posługują się sztywnym podziałem na pracę przynoszącą dochód i tę nieodpłatnie wykonywaną w domu. Z ich analiz można wywnioskować, że każda pracująca kobieta ma automatycznie prawo do urlopu macierzyńskiego i stały miesięczny dochód. Młode kobiety zatrudnione na umowach cywilnoprawnych nie pojawiają się w tych rozważaniach, podobnie jak kryzys ekonomiczny, coraz bardziej oszczędne polityki społeczne czy wysokie bezrobocie, które dotyka przede wszystkim kobiety. Innym przemilczanym zagadnieniem jest rosnąca liczba bezpłatnych staży oraz ofert pracy za przysłowiową bułkę lub za wpis do CV.
Tymczasem, jak wskazuje Guy Standing w swoim Prekariacie, dochód powszechny jest przede wszystkim odpowiedzią na potrzeby osób o niestabilnych źródłach dochodu, grupy, która w najbliższych latach może się stale powiększać.
Trudno nie zauważyć, że cała ta debata koncentruje się niemal wyłącznie na ekonomicznym wymiarze dochodu powszechnego. Tymczasem świadczenia uniwersalne mają drugi istotny wymiar: prowadzą do zwiększenia jednostkowej wolności. Daniel Raventós, jeden z czołowych badaczy zajmujących się dochodem powszechnym, zatytułował nawet jedną ze swoich książek Dochód powszechny: materialne warunki wolności. Na wolnościowy potencjał tego świadczenia zwróciła uwagę inna badaczka, Popho E. S Bark-Yi z Korei Południowej. Argumentuje, że w społeczeństwie, gdzie kobiety mają ograniczone możliwości zarabiania, a większość ofert to nisko płatne prace na czarno, dochód powszechny mógłby przyczynić się do poprawy ich pozycji, szczególnie tych kobiet, które w jakiś sposób nie pasują do tradycyjnego modelu kobiecości (singielek lub kobiet nieheteroseksualnych). W społeczeństwach bardziej tradycyjnych dochód powszechny miałby więc być przede wszystkim źródłem kobiecej niezależności.
Nacisk na wolność jednostkową jest czynnikiem, który odróżnia modele powszechnych świadczeń pieniężnych od projektu socjaldemokratycznego, opierającego się na rozbudowie ogólnie dostępnych usług publicznych. Niektórzy argumentują, że ich brak lub ograniczenie mogłyby częściowo zrekompensować różnego rodzaju wspólnoty czy spółdzielnie usługowe – jednak założenie, że będą one powstawać niezależnie od warunków zewnętrznych i kontekstu społeczno-kulturowego, jest trudne do obronienia.
Zabierając głos w debacie nad dochodem powszechnym, trzeba także wziąć pod uwagę konsekwencje wyboru źródeł jego finansowania. Propozycje są różne: od podniesienia podatków dochodowych oraz podatku od dóbr i usług po dochody z surowców naturalnych. Przy założeniu jednak, że liczba pracujących będzie się kurczyć, finansowanie dochodu obywatelskiego musiałoby się opierać na podatkach pośrednich, które są najbardziej dotkliwe dla osób uboższych, przeznaczających większą część dochodu na konsumpcję. Rozwiązanie z pozoru korzystne dla kobiet o niestabilnych dochodach i zagrożonych ubóstwem mogłoby zatem przynieść efekt odwrotny do zamierzonego.
Pytanie, czy dochód powszechny jest rozwiązaniem feministycznym, jest źle postawione, jako że powszechne świadczenia pieniężne z założenia nie faworyzują żadnej grupy ludności. Konsekwencje ich wprowadzenia mogą być jednak mniej lub bardziej korzystne dla różnych grup kobiet – w zależności od źródeł finansowania i kontekstu kulturowego, w jakim będą wprowadzane.
Agata Młodawska – socjolożka, współzałożycielka i redaktorka „Nowych Peryferii”
Czym jest dochód obywatelski? Jak mógłby działać? Jakie problemy społeczne i gospodarcze byłby w stanie rozwiązać? Otwieramy debatę „Dziennika Opinii”.