Rozpętała się straszna nagonka na wszystko, co drogie sercu ukraińskiego kibica.
To jest niezwykła chwila. Moment, w którym jednoczy się cały naród. Polacy przeżyli coś takiego podczas pielgrzymki apostolskiej JPII do Polski. Rumuni – przy obaleniu Ceausescu. My, Ukraińcy, przeżywamy to w piątek wieczorem, śpiewając nasz hymn na stadionie w Charkowie. Im bardziej chciano nam to odebrać, im bardziej obawiano się, że to się stanie – tym większą siłę czerpiemy z tego śpiewu. Wydawało się, że wszyscy – Moskwa, Bruksela, Berlin, Warszawa, Waszyngton, Tel Awiw – skutecznie spiskują, żeby nas tu nie było, żeby ten mecz zagrano przy pustych trybunach. A my jesteśmy, wytrwaliśmy, wywalczyliśmy! Kto nie śpiewa, jest Polakiem.
Albo Brazylijczykiem. Kamera zbliża się do każdego zawodnika, sprawdzając, czy śpiewa dobrze. Śpiewają, nawet jeśli nie znają słów. Nie śpiewa tylko zawodnik Edmar. Nie dlatego, że jest naturalizowanym Brazylijczykiem, tylko dlatego, że jest prowokatorem. Podczas poprzedniego meczu we Lwowie strzelił gola reprezentacji San Marino, bezczelnie prowokując naszych kibiców do wdzięcznych okrzyków pod swoim adresem. Niestety, okazało się, że te okrzyki nazywają się monkey chanting i są z jakiegoś powodu zakazane przez FIFA. No a jak mamy porozumiewać się z człowiekiem, który przyjechał z Brazylii i nie śpiewa z nami nawet naszego hymnu? Najbardziej kumaci kolesie próbowali porozumieć się za pomocą bananów, ale dostali zakaz wstępu na stadion.
I co, musimy teraz nauczyć się gadać po brazylijsku, żeby podziękować zawodnikowi?
Rozpętała się straszna nagonka na wszystko, co drogie sercu ukraińskiego kibica. Ponieważ próba oskarżenia kibiców o nawiązanie kontaktu z brazylijską tradycją piłki nożnej nie brzmiała przekonująco, sterowana z Moskwy FIFA wymyśliła co innego. Na stadionie we Lwowie zauważono człowieka z numerem 88 na brzuchu! Czyli jeśli człowiek ma koszulę z numerem 88 i przypadkiem ubierze ją tyłem do przodu, Ukraina musi grać przy pustych trybunach? Te numery to w ogóle bezgraniczne źródło antyukraińskich prowokacji. Niedawno posłowie patriotycznej partii Swoboda dostali w parlamentarnej szatni numerki 14 i 88, o czym pilnie poinformowali czytelników na facebooku, skutecznie uprzedzając swoją dyskwalifikację.
Poseł Swobody Miroszniczenko, który ujawnił tę prowokację, też pięknie wytłumaczył ignorantom z FIFA sens banneru Good Night Left Side, zawieszonego na meczu z San Marino. Jest to po prostu powitanie lewej strony stadionu! Miroszniczenko jest z zawodu komentatorem sportowym więc wie o tym lepiej od innych. No a o tradycyjnym kibicowskim przywitaniu swoich kolegów na innych sektorach z pomocą wyciągniętej ręki nie ma nawet co mówić.
Antyukraińscy prowokatorzy twierdzą, że ten gest oznacza ‘sieg heil’. Ale skoro Niemcy kiedyś ukradli dawne powitanie lwowskich kibiców, to jeszcze nie powód, żeby z niego rezygnować!
Ta cała nagonka miała na celu jedno – okraść Ukraińców z dumy narodowej, nie puścić kibiców na mecz z Polską, a Ukrainę – na mistrzostwa świata. Ale się nie daliśmy! Wszyscy stawiliśmy czoła tej zainspirowanej przez lewaków dyskwalifikacji naszej ekipy. Stanęliśmy jednym frontem – nawet ukraińskie liberalne media zrzuciły swoje kajdanki „tolerancji” i „politycznej poprawności”, wprost oskarżając FIFA, FARE, „Nigdy Więcej” i innych komuchów o promoskiewski kolaboracjonizm w przeddzień podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wszyscy – i sprzedajni liberałowie, i uczciwi patrioci – wystąpili tak zjednoczonym, jedynym frontem w obronie naszych wspólnych wartości, naszej dumy, naszej reprezentacji!
I drgnęła FIFA. Najpierw uznano nasze święte prawo do przychodzenia na mecze z flagami UPA i portretami Bandery. Potem zawieszono decyzję o pustych trybunach na meczu z Polską. I oto jesteśmy, śpiewamy nasz hymn, jeszcze bardziej jednocząc się przeciwko ruskim, lewakom i Brazylijczykom.
I tym Polakom teraz już na pewno dowalimy!